Artykuły

Aktor na emeryturze

Przejść się aleją Tadeusza Kondrata, usiąść na ławeczce Ireny Kwiatkowskiej, odwiedzić aktorów "U Carringtonów" - takie rzeczy tylko w Skolimowie! - pisze Monika Odrobińska w tygodniku Idziemy.

Przekraczając bramę Domu Artystów Weteranów w Skolimowie, przechodzi się do innego wymiaru. Ze ścian patrzą na nas tuzy polskich scen, a na korytarzu ukłonić się można bohaterom seriali. Diwy i ksiądz Popiełuszko. Ale nie tylko. - Oprócz aktorów mieszkają tu i reżyserzy, i tancerze - jak Barbara Bitnerówna, primabalerina Teatru Wielkiego, i diwy operowe, i wielka skrzypaczka Wanda Wiłkomirska, a także malarki. Jedną z nich, Danutę Muszyńską-Zamorską, wielu skojarzy z obrazem dziewczynki z gołębiem - mówi Anna Solnicka-Heller, dyrektor Domu Artystów Weteranów Scen Polskich. - Nie sposób nie wymienić tak zasłużonych dla Domu postaci, jak Zofia Kucówna, Eugenia Herman - znana głównie z serialu "W labiryncie", czy Włodzimierz Nowak, sławny recytator wiersza podczas uroczystego wręczania paszportów w "Misiu". W Domu mieszka z żoną Haliną Kowalską - pamiętaną z roli śpiewaczki w "Alternatywy 4".

Z portretów spoglądają mieszkańcy i przyjaciele Domu: Irena Kwiatkowska, Danuta Rinn, Irena Solska, Dobiesław Damięcki - prezes konspiracyjnego ZASP. Tablica pamiątkowa przypomina, że w czasie stanu wojennego mieszkał tu ks. Jerzy Popiełuszko.

Jeśli ktoś by pomyślał, że w domu artystów gwar i przedstawienie za przedstawieniem, byłby w błędzie. - Artyści są już na emeryturze i... dobrze im z tym - podsumowuje pani dyrektor. - Wyjątkowe są za to odwiedziny czy koncerty ich uczniów. Wandzie Wiłkomirskiej oddają hołd, występując dla niej. Zaprzyjaźnieni aktorzy wystawiają tu próby generalne swoich przedstawień - gotowi na krytyczne uwagi profesjonalistów. Bardziej sprawni mieszkańcy jeżdżą do teatrów - ze Skolimowem chętnie współpracują Ateneum, Dramatyczny i Wielki w Warszawie. Dla aktorów weteranów to szansa, by być na bieżąco ze współczesną sztuką.

- Przez 30 lat uczyłam na wydziałach aktorskich, brakuje mi tego - mówi Eugenia Herman, nazywana tu Żenią. - Całe szczęście, studenci mnie odwiedzają. Ciągle odbywają się jakieś występy, sama czytałam "Oniegina" koleżankom, które już nie mogą czytać.

Tu gra nawet ogród

Pani Eugenia podkreśla, że nie ma czasu się nudzić. - Jedynie poranki są leniwe, ale tylko w tym znaczeniu, że nie ma wyznaczonej pory śniadania. Bo trzeba przecież wykonać poranną toaletę, przespacerować się, a o godz. 13 już obiad.

- Mamy zasadę, że do obiadu nie schodzimy w szlafroku i kapciach - dopowiada Anna Solnicka-Heller. - Mobilizuje to mieszkańców do zachowania elegancji. Wtedy wszyscy się spotykamy, wtedy składamy życzenia z okazji imienin i rocznic, czasem śpiewamy "Sto lat", a czasem nie, bo nie każdy 90-latek sobie tego życzy - śmieje się pani Anna. Po południu jest czas na odpoczynek, lekturę, koncerty, spotkania z artystami. Trzy razy w tygodniu jest gimnastyka prowadzona przez rehabilitantów. - O tej porze pracownicy i stażyści udają się do pensjonariuszy, by z nimi porozmawiać - z każdym indywidualnie. Jeśli tylko pogoda pozwala, mieszkańcy spędzają czas w ogrodzie.

- To ogromna zaleta tego miejsca - mówi Eugenia Herman. - W Warszawie mieszkałam w Śródmieściu - żeby pochodzić z kijkami, musiałam jechać np. na AWF. Tu spacer mam na wyciągnięcie ręki.

Ogród - jak na to miejsce przystało - także wpisuje się w tradycje aktorskie: "grał" w "M jak miłość" i w "Ojcu Mateuszu". Wzdłuż parkanu obsadzonego tujami można przejść się aleją Tadeusza Kondrata - pamiętanego z roli Belzebuba w telewizyjnej wersji "Igraszek z diabłem". Można przysiąść na ławeczce Ireny Kwiatkowskiej i posłuchać jej głosu.

Wśród mieszkańców Domu Artystów Weteranów sporo jest jego równolatków, a w tym roku skończył 90 lat. - W latach 20. dostrzeżono potrzebę zaopiekowania się artystami, którzy gdy przestawali grać, nie mieli środków do życia, nie obejmował ich bowiem system emerytalny - mówi Anna Solnicka-Heller. - Wacław Preker przekazał ziemię, a od artystów i publiczności - w drodze zbiórki - uzyskano fundusze na wybudowanie głównego budynku.

Antoni Bednarczyk - z którego potomkami Dom wciąż utrzymuje kontakty - pieniądze zbierał trzykrotnie: raz przeszkodziła mu wojna, za drugim razem fundusze zjadła inflacja, trzecią zbiórkę rozpoczął już jako członek zarządu nowo powstałego Związku Artystów Scen Polskich, który do dziś prowadzi placówkę. Był w tym równie konsekwentny, co skuteczny - kolegów artystów ze sceny karał za spóźnienia na próby, za przeklinanie, urządzał popisy tresowanych piesków na Polu Mokotowskim. Spory datek przysłała z USA Pola Negri.

Kamień węgielny pod budynek położono w 1927 r., a artyści wprowadzili się do niego rok później. Wyposażenie sprezentowali darczyńcy, zakłady pracy. Początkowo Dom prowadzili pracownicy świeccy, a od 1932 r. siostry obliczanki. Władze PRL próbowały siostry odprawić, znikły więc z Domu na rok, ale mieszkańcy sami zaczęli się o nie upominać, bo pracowały z oddaniem. I wróciły. - Mieszkają razem z nami, a nad Domem unosi się duch ich modlitw - mówi pani Anna. - Najbardziej zasłużona wśród nich była siostra dyrektor Aniela Nietzsche, która prowadziła go w czasie wojny. Kiedy w 1943 r. Niemcy przyszli zająć Dom, ona - dzięki dobrej znajomości języka - przekonała ich, by swoją decyzję odwlekli w czasie. Dzięki temu podopieczni mogli się schronić w okolicy.

Po wojnie Dom nadal działał - otrzymał nawet dofinansowanie z ministerstwa kultury. W ramach ZASP powstała Komisja Skolimowska. Wśród zasłużonych, oprócz wcześniej wspomnianych, są: Ewa Kunina, Kazimierz Brusikiewicz, Aleksandra Dmochowska, Katarzyna Łaniewska, Anna Nehrebecka i Maria Mamona. W latach 90. dofinansowanie z ministerstwa kultury się skończyło, same wpływy z rent i emerytur mieszkańców nie wystarczały, zgodzono się więc, by placówka trafiła do systemu opieki społecznej i zyskała miano domu pomocy społecznej.

Z batutą i cegiełką

Dzięki zabiegom artystów powstawały kolejne budynki. Główny - wzniesiony w 1927 r. - nazwany jest "Starym Domem", początkowo w wieloosobowych pokojach spano tu na piętrowych łóżkach. Tam na poddaszu mieszkają siostry - tam też jest kaplica, w której odbywają się Msze Święte, bo Dom ma swojego kapelana. Pierwsze piętro "Starego Domu" nazywane jest "plebanią", ponieważ od wielu lat zamieszkuje je aktor i ksiądz - Kazimierz Orzechowski, znany widzom m.in. ze "Złotopolskich". Następny budynek doszedł w latach 60., kolejny - w latach 90. - Ten ostatni, ze względu na ówczesną popularność serialu "Dynastia", nazwano "U Carringtonów" - tłumaczy Anna Solnicka-Heller. W środkowym budynku znajduje się "szpitalik". Tu mieszkają osoby potrzebujące większej opieki, dlatego całą dobę czuwają nad nimi pielęgniarka i opiekunki. Jego drugi poziom to "Belweder" - zwany tak od zamieszkujących je dam. Wszystkie budynki są połączone, a w środkowym znajduje się winda.

Wystrój korytarzy, zawdzięczany m.in. Zofii Kucównie, sprzyja powolnym spacerom. Można podczas nich oglądać fotografie artystów, prace mieszkających tu malarzy oraz przysiadać w przytulnie urządzonych kącikach. Jeden z nich poświęcony jest Aleksandrowi Bardiniemu - pod jego fotografią wisi batuta, która "grała" w "Podwójnym życiu Weroniki". Jest kącik "Króla Rogera", z obrazami scenografii Jana Bernasia do tej opery. A najważniejszy zakątek przybliża postać ojca tego domu - Antoniego Bednarczyka.

Dom może pomieścić 50 osób - i tyle w nim mieszka. Nawiązują się przyjaźnie, artyści odwiedzają się na herbatkach, sprawni chodzą do tych, którzy już mniej wychodzą. - Pracownicy są lojalni i cierpliwi - mówi Anna Solnicka-Heller. - Niektórzy pracują tu nawet 30 lat - to ten stały trzon wyznacza standardy.

Włodzimierz Nowak jest w Domu jednym z najmłodszych, i wiekiem, i stażem, choć grunt pod przyjście tutaj "urabiał" sobie ponad 60 lat wcześniej. - W 1952 r., kiedy miałem 10 lat, w Łódzkiej Hali Sportowej odbyły się występy, podczas których sprzedawano cegiełki na Dom w Skolimowie - wspomina aktor. - Zapamiętałem z nich nie tylko Jadwigę Andrzejowską i Stanisława Łapińskiego, ale także sam Dom Artystów Weteranów, którego utrzymanie wsparłem wówczas kwotą 10 zł. Przez wiele lat myśl o nim za mną chodziła, aż gdy w latach 90. objąłem szefostwo impresariatu Fundacji Kultury Europejskiej w Chicago, namówiłem Kazimierza Kaczora, ówczesnego prezesa ZASP, by Związek objął nasze przedstawienia patronatem. Część dochodu przeznaczona została na Skolimów.

Wtedy jeszcze aktor nie miał świadomości, że tu zamieszka - w dodatku z żoną, poznaną przy sztuce "Romeo i Julia", w której grali tytułowe role. Łatwo się tu zaadaptował, bo podczas wieloletnich tournee przywykł do zmiany miejsc. - Odpadło mi myślenie o kwestiach bytowych, mam ciszę i spokój - zachwala.

Eugenia Herman cieszy się, że w Skolimowie ma swój kąt, swoje meble, a nade wszystko pomoc. - Zawsze mam posprzątane, na korytarzach też czyściutko - mówi. - A gdzie ja bym miała taką opiekę lekarską i pielęgniarską jak tu? I rehabilitację, i gimnastykę!

Po tym, jak zadbany jest Dom Artystów Weteranów, jak sami oni - we współpracy z panią dyrektor - zabiegają o sprawy z nim związane, widać, że to oni są tu gospodarzem. Pani Eugenia podsumowuje: -To jest nasz dom. To nasz dorobek, nasza chluba. Nasze dziecko!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji