Artykuły

Muzyka w teatrze

Z Jerzym Satanowskim autorem muzyki do "Snu nocy letniej" rozmawia Franciszek Piątkowski.

*Wszystkie dramaty Szekspira proszą o muzykę. Prośby o dźwięk, ton, melodie geniusz dramatu wpisuje albo w didaskalia, albo w kwestie wygłaszane przez bohaterów. W przypadku "Snu nocy letniej" prośbę Szekspira wzmacnia Feliks Mendelssohn mistrzowską "Uwerturą do Snu nocy letniej", wysoko cenionym "Scherzo" i tak bardzo popularnym "Marszem weselnym". Czy pan tworzył muzykę do "Snu" poprzez Mendelssohna, czy mimo jego przebojowych utworów sprzed półtora wieku?

- Proszę pana, lubelski "Sen nocy letniej" jest piątą już realizacją tego dramatu, do jakiej piszę muzykę i w żadnej - nawet w myśleniu o tym bardziej w materiale muzycznym - nie odnosiłem się do Mendelssohna. Nie sądzę bowiem, by dobrze służyło teatrowi założenie, że wystarczy raz zrobić inscenizację, choćby najdoskonalszą i powtarzać ją potem w nieskończoność.

* W takim razie gdzie szuka pan inspiracji? W duchu epoki może, w jakiej powstał dramat?

- Też nie. Dla mnie jest ważne udzielenie odpowiedzi na całą serię konkretnych pytań: o czym jest sztuka, w jakim miejscu będzie grana, w jakich dekoracjach i z kim współtworzę spektakl. Dlatego moje wcześniejsze realizacje też nie są ważne, albo - dokładniej - nie są przydatne. Przecież nawet scena i widownia podpowiadają wymogi: inaczej pisze się muzykę do przedstawienia w teatrze opolskim, gdzie scena i widownia to "teatr ogromny", a inaczej do przedstawienia w teatrze lubelskim, który daje wrażenie skupienia, kameralności. Z pytań, o których mówiłem wynika, że nim zacznę komponować muzykę muszę zobaczyć i teatr, i przynajmniej szkic całości przedstawienia, i że muszę pogadać z reżyserem. Oczywiście może się i zdarzyć, że zamysł chyba dziełu, że między pomysł przedstawienia a jego ostateczną realizację kładzie się eliotowski cień. Ale powtarzam: może tak się zdarzyć, natomiast regułą i zasadą dla mnie jest dochowanie wierności konkretnemu przedstawieniu.

* Przy takiej ilości realizacji?

- A tak. Mam "na koncie" około 200 przedstawień teatralnych i warunki spójności muzyki z konkretnym przedstawieniem postrzegałem zawsze. Inną muzykę robiłem do szekspirowskiej "Burzy" w reżyserii Jerzego Zegalskiego, inną do "Burzy" jaką dawał Teatr Telewizji w reżyserii Laco Adamika. Z muzyką do "Snu nocy letniej" jest tak samo, a pisałem ją i do realizacji Marka Grzesińskiego i do przedstawienia wyreżyserowanego przez Wojciecha Szulczyńskiego.

* Mówi pan o zasadach, o pięknym i odpowiedzialnym wymogu każdorazowej twórczości uwarunkowanej kontekstem realizacji. Ale skąd, z jakiego momentu realizacji czerpie pan impuls twórczy, kiedy podejmuje pan decyzję, że muzyka ma być taka właśnie, a nie inna?

- To różnie bywa. Pozostańmy przy Szekspirze, do którego muzykę robiłem po raz pierwszy dwadzieścia lat temu...

* Gdzie?

- W Grudziądzu, do przedstawień Zosi Wierchowicz. To był "Tymon Ateńczyk". a potem "Ryszard III", w którym nawet wystąpiłem w roli aktora. Ha!, cóż, wspomnienia.

* A wracając do inspiracji?

- Właśnie. Niech to będzie najnowszy przykład, z lubelskiej realizacji. Reżyser przedstawienia, pani Romana Próchnicka zdecydowała się na "Sen" w przekładzie K. I. Gałczyńskiego. I w tym przekładzie Oberon mówi w pewnym momencie: - Każ grać muzyce co jak sen upaja. To bardzo szekspirowskie, w każdym jego dramacie jest podobna dyspozycja. Poprosiłem aktorów, by w tej partii przedstawienia odeszli od weryzmu, by pojawił się inny adres podawczy, by stało się mniej informacyjnie, a bardziej metaforycznie. Ten moment właśnie, tak charakterystyczny dla ducha tego fantastycznego dramatu określił charakter mojej muzyki. Mam nadzieję, że nasyconej emocjonalnie, współpracującej z dziełem i zarazem wypowiadającej się we własnym imieniu, w imieniu kompozytora. Ale na pewno takiej, która nie przeszkadza aktorom w grze.

* To ważne?

- To bardzo ważne. Uważam, że muzyka teatralna musi być zależna od tekstu i konkretnej realizacji, musi być wobec przedstawienia synkretyczna, ale nie autonomiczna. Takie ambicje jak autonomiczność wypowiedzi powinno się realizować gdzie indziej i na własny rachunek, a nie w teatrze, gdzie na spójność realizacji musi się składać wszystko: gra aktorów i scenografia, światło i rekwizyt, mowa i muzyka.

* Trzeba wielkiej pokory, żeby nie wybiegać przed innych współtwórców przedstawienia...

- Trzeba szanować sztukę i indywidualność innych twórców. Dlatego właśnie inną muzykę piszę, kiedy jest to Ibsen w teatrze Erwina Axera, klasyka, olimpijczyka teatru, a inną, kiedy piszę dla - niech mi daruje ten zwrot - zwariowanego Janusza Wiśniewskiego.

* Dużo pan pisał dla niego?

- Wszystko. Od "Gabinetu" i "Końca Europy" po Szekspirowską "Burzę".

* A co będziemy mogli usłyszeć wszyscy w filmie lub w teatrze, którego współtwórcą jest Jerzy Satanowski?

- Skończyliśmy właśnie dwuczęściowego "Kordiana" dla Teatru Telewizji. Reżyseruje go Jan Englert i chyba warto będzie spędzić dwa wieczory przed telewizorem. To moja ostatnia realizacja - obok muzyki do "Snu nocy letniej" w Lublinie.

* Dziękuję za muzykę, dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji