Artykuły

"Opowiem wam o świecie, z którego przychodzę". Festiwal Małych Opowieści

- W rzeczywistości, która próbuje zredukować opowieść do kilku znaczków, jakikolwiek werbalny kontakt ludzi ze sobą jest niezwykle istotny. Dlatego sztuka opowiadania odradza się. Powoli, ale się odradza - mówi Witold Dąbrowski jeden z organizatorów "Spotkań z opowiadaczami świata", które są częścią Festiwalu Małych Opowieści w Lublinie.

Niemal co roku do Ośrodka Brama Grodzka - Teatr NN na kilka dni zjeżdżają się opowiadacze historii. Pochodzą z całego świata. Z mieszkańcami Lublina chcą podzielić się fragmentami własnej rzeczywistości. Przed nami kolejna edycja festiwalu.

Kacper Sulowski: Bajarz, gawędziarz, storyteller, bard. Pewnie każdy ma własną definicję opowiadacza. Jaka jest państwa?

WITOLD DĄBROWSKI: To ktoś, kto chce mi opowiedzieć o fascynacji światem lub kręgiem kulturowym, do którego należy. Sztuka opowiadania to znacznie więcej niż tylko adaptacja opowieści czy legendy. Opowiadacz przychodzi z pewnego fragmentu rzeczywistości i dzieli się nim z innymi.

EWA BENESZ: Ja nie mam własnej definicji. Wiem, że tradycja bajarzy, gawędziarzy, bardów i storytellerów wywodzi się z czasów przedpiśmiennych. Opowiadali oni historię, prawdziwą lub zmyśloną, lub najlepiej taką, w której jest trochę prawdy i trochę zmyślenia. Żeby było łatwiej zapamiętać, wypracowali rytm, rym i metrykę wiersza. Opowiem o sycylijskim cunto. Pierwszy festiwal naszych "Spotkań z opowiadaczami świata" zainaugurował Mimmo Cuticchio "Pieśnią o Rolandzie". Jest on mistrzem sztuki cunto, sztuki, która wywodzi się z tradycji starożytnej Grecji. Jest zdumiewająca. Nie jest mową (chodzi o dialekt sycylijski) i nie jest śpiewem. Opowiadacz stoi, ale tańczy, choć nie można nazwać tego tańcem. Mówi wierszem, ale w bardzo specyficzny sposób, bo nie rytm wiersza jest najważniejszy, ważny jest rytm oddechu. Musi mieć oddech potężny, bo "kuntysta" praktykuje w plenerze, najczęściej na placach miast albo na skrzyżowaniu ulic. A kiedy już prawie kończy mu się oddech w płucach, co robi? Pomaga sobie stopą. Uderza stopą w drewnianą deskę, ma ją zawsze pod prawą stopą, i tworzy dziwny rytm. Bo drewno jest miękkie, kamień mógłby zranić. To jest określona technika. Może taka właśnie była klasyczna chorea grecka.

KS: Co różni opowiadanie od recytacji, a co od teatru?

WD: W opowiadaniu najistotniejsza jest treść, czyli opowieść. Sposób interpretacji czy aktor pełnią rolę drugorzędną. Opowiadacz nie popisuje się swoimi umiejętnościami, które zdobył na warsztatach czy w szkole teatralnej. Sztuka erudycji schodzi na drugi plan. Myślę, że opowiadanie to wyższy poziom recytacji i w jakimś sensie niższy poziom teatru. Klasyczne opowiadanie opiera się na bezpośrednim kontakcie aktora z widzem. Bez używania środków, którymi na co dzień dysponuje teatr. Bez rekwizytów, specjalnej gry świateł, scenografii. Jeśli pojawia się muzyka, to tylko ta, która rozgrywa się tu i teraz na scenie. No i bez reżysera. Opowiadacz też jest teatrem, czego nie można powiedzieć o aktorze, który jest tylko elementem przedstawienia. Opowiadacz jest sam dla siebie aktorem, rekwizytem, kostiumem i reżyserem. Korzysta zarówno ze swoich talentów, jak i ułomności.

EB: Aktor działa, opowiadacz opowiada. Akcja w teatrze dzieje się poprzez aktorów. W opowieści akcja jest opisana i opowiedziana, zawiera się w słowie. W innych krajach nie spotkałam się z tak u nas popularnym tzw. teatrem jednego aktora. Włoskie "recitare" albo francuskie "réciter" znaczy także grać, także śpiewać. My mamy do czynienia z obszarem kultur świata i powinniśmy dodać inne kryteria. Gościliśmy w poprzednich edycjach festiwalu dwie osoby, które praktykują teatralizowaną opowieść rytualną. Jedna z nich, Valya Romanova Chyskyyray, pochodząca z Jakucji, śpiewała swoją opowieść w syberyjskiej tradycji Ołoncho, druga, Ang Gey Pin, przyjechała do nas także z opowieścią inkantowaną i teatralizowaną. Opowieść jej była także akcją. Pochodzi z Singapuru, obecnie pracuje głównie w Europie. Pamiętam z przeszłości monodramy wielkich artystów sceny polskiej, które znalazłyby się natychmiast w programie festiwalu. Jacek Woszczerowicz w "Studium o Hamlecie" Wyspiańskiego w latach 60. czy Halina Mikołajska z fragmentami "Józefa i jego braci" Tomasza Mana w latach 70. tamtego wieku.

KS: Zapraszani przez państwa goście reprezentują różne style i gatunki opowiadania. Z czego wynikają te różnice? Można mówić o różnych odmianach, stylach opowiadania?

EB: Ucieszyłam się, kiedy Tomek Pietrasiewicz i Witek Dąbrowski zaproponowali w Lublinie "Spotkania z opowiadaczami świata". W samym tytule jest zawarty program wydarzenia. Czym więcej różności w opowieściach, tym ciekawszy festiwal. Inspirujący. Tam, gdzie się spotykają, jak je roboczo nazywam, "różności" w tradycjach i językach, w tematach, gatunkach literackich i poetykach opowieści, tam zrodzić się może trzecie, nowe. Zapraszamy na każdy festiwal opowiadaczy dwu lub trzech pokoleń. Uznanych, renomowanych twórców szkół i stylów oraz tych początkujących.

W tym roku naszym gościem będzie Bruno de La Salle, inspirator odnowy sztuki opowiadania w Europie i twórca szkoły opowieści we Francji. Przyjeżdża z eposem celtyckim o królu Arturze. Usłyszymy także fragmenty poematu Ariosta "Orlando Furioso", eposu rycerskiego z XVI wieku o przygodach Orlanda, paladyna króla Franków, Karola, w wykonaniu Massima Schustera, znanego opowiadacza francusko-włoskiego. Epos ten przetłumaczony był na język polski przez Piotra Kochanowskiego, bratanka poety Jana Kochanowskiego.

Davide Enia, aktor z wykształcenia, z zawodu opowiadacz i pisarz jest jedną z najciekawszych postaci młodszego pokolenia włoskiego. "Maj '43" to opowieść o wyzwoleniu Palermo. Mamy też młodą Liubę Scudieri z Neapolu, moją byłą studentkę, z którą pracowałam kiedyś nad babilońskim eposem o stworzeniu świata "Enuma elisz" i która również zaczęła pisać i opowiadać. Oboje wyżej wymienieni przyjeżdżają z muzykami. No i jestem ja. Przygotowuję "Kłótnię", V księgę "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza. Nigdy jej przedtem nie mówiłam. To jest księga na nasze czasy.

KS: Każdy może zostać opowiadaczem?

EB: Każdy, kto pragnie nim być.

KS: Co musi zrobić? Jaki musi być?

WD: Opowiadacz to osoba, której mogę zaufać. To, czym się zajmuje, nie wynika z chęci pokazania się czy zarabiania pieniędzy. Raczej z potrzeby przekazania prawdy dotyczącej pewnego zagadnienia. Opowiadacze to osoby, które reprezentują różne profesje. Jest z nimi jak z filozofami. Muszą być znawcami wielu obszarów życia. Dla mnie to tacy naprawiacze świata. Przez swoje opowieści szukają klucza, którym chcą się podzielić, bo dzięki temu może uda im się zrobić coś więcej, niż zagwarantować miłe spędzenie czasu.

KS: Pierwsze wspomnienia z opowieściami?

EB: Pierwszej nie pamiętam, ale przypominam sobie, jak moi profesorowie Julian Lewański i Leon Kaczmarek zaproponowali mi nagranie antologii staropolskich tekstów począwszy od "Kazań świętokrzyskich". To były małe opowieści.

WD: A ja pamiętam siebie samego z pierwszej i drugiej klasy szkoły podstawowej. Kiedy siadaliśmy z kolegami na przerwie, natychmiast koło mnie pojawiał się wianuszek słuchaczy. Mogłem godzinami opowiadać różne, często zmyślone, historie. Uwielbiałem to. Do opowiadania wróciłem dopiero po studiach w Teatrze NN. Pamiętam, jak dyrektor Ośrodka Brama Grodzka - Teatr NN Tomasz Pietrasiewicz zaproponował, żebyśmy zrobili pierwsze opowiadane przedstawienie. To było opowiadanie Isaaca B. Singera o tym, jak Szlemiel szedł z Chełma do Warszawy. W przedstawieniu Warszawę zamieniliśmy w Lublin.

KS: Dlaczego więc cały świat zapomniał o opowiadaniu?

WD: Sztukę opowiadania zabiły przede wszystkim masowe media. Telewizja, internet, kultura obrazkowa. Wszystko dziś jest proste, krótkie.

EB: Mamy audiobooki. Cieszą się dużym popytem. To znaczy ucho potrzebuje słuchania.

KS: Co robi się w Polsce i na świecie, żeby wskrzesić tę sztukę?

WB: W Polsce opowiadaczy można policzyć na palcach. Oprócz nas w tej materii działa jeden ośrodek - warszawska Studnia Opowieści, która co roku jesienią także organizuje swój festiwal opowiadaczy. Ze Studnią związanych jest kilkanaście osób, którzy wciąż czynnie opowiadają. Z kolei w Konstancinie powstało fantastyczne Muzeum Bajek, Baśni i Opowieści "Mubabao". W Lublinie wciąż staramy się stworzyć takie środowisko. To nie jest łatwe, wciąż szukamy odpowiedniej recepty. Wiem, że z opowieściami musimy wyjść z małej salki w Bramie Grodzkiej do szkół, domów kultury i w przestrzeń miasta.

EB: Dla mnie ważniejsze byłoby, żeby zostawić jedno miejsce dla sztuki opowieści, do którego przyzwyczają się ludzie. Będą wiedzieli, że tutaj właśnie można przyjść i posłuchać. We Włoszech np. jest niezliczona ilość opowiadaczy indywidualnych, małych zespołów, takich stałych miejsc i festiwali.

KS: Jest jeszcze nadzieja?

WD: W dzisiejszym świecie obrazkowym jakikolwiek werbalny kontakt ludzi ze sobą jest tylko pozytywem. W świecie, który zredukował opowieść do kilku znaczków wysyłanych SMS-em, to jest niezwykle istotne. Ta sztuka odradza się powoli i z trudem, ale się odradza. Wierzę, że da się jej użyć dla dobra człowieka.

***

Organizatorzy Festiwalu Małych Opowieści w Lublinie: Brama Grodzka - Teatr NN, Dom Słów

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji