TADEUSZ ŁOMNICKI 1927-1992
Zmarł w sobotę, 22 lutego w Poznaniu, przy warsztacie pracy, tak jak Tadeusz Kantor. Przygotowywał rolę Króla Leara w Teatrze Nowym. Premierę wyznaczono na początek marca. Rozesłano zaproszenia. Niektóre dotarły do adresatów, kiedy już nie żył.
Był wielkim aktorem, może największym od śmierci Osterwy, i nikt go nie zastąpi w tym, co czynił dla teatru. Żył cały czas sztuką i sztuka karmiła się jego życiem. Wiedział wszystko o teatrze, o możliwościach swojego ciała, głosu. Studiował różne metody sztuki aktorskiej i umiał je dla siebie maksymalnie spożytkować. Uczył się w szkołach Stanisławskiego, Brechta, Brooka, Grotowskiego, Amerykanów (Kazana), Francuzów (J. L. Barraulta) pozostając to jego słowa "całkowicie i bez zastrzeżeń wierny Osterwie", swojemu pierwszemu przewodnikowi na drodze teatralnej.
Tadeusz Łomnicki urodził się w roku 1927 w Podhajcach k. Lwowa. Nie mając jeszcze osiemnastu lat zagrał rolę Władka w przedstawieniu "Teoria Einsteina" wg Cwojdzińskiego w Starym Teatrze. Zdobywał wtedy umiejętności aktorskie w Studio przy Starym Teatrze w Krakowie. Zajęcia prowadzili: Osterwa, Dulębianka, Warnecki, Andrzej Pronaszko. Osterwa uczył miłości do wielkiej literatury: Słowackiego, Norwida, Wyspiańskiego, Żeromskiego. Pobyt Łomnickiego w krakowskim Studio trwał zaledwie parę miesięcy: od lutego do lipca. Końcowe egzaminy zdał latem 1945 roku. Przez jeden sezon występuje na scenach krakowskich. Od jesieni 1946 r. wiąże się z zespołem Bronisława Dąbrowskiego w Katowicach. Po Katowicach znów powraca do Krakowa. W 1949 r. przenosi się do Warszawy. Wchodzi do Teatru Współczesnego Erwina Axera, w którym pozostaje przez ćwierć wieku, z przerwą w latach pięćdziesiątych, kiedy pracuje w Teatrze Polskim, Ludowym i Narodowym. W szkole reżyserskiej Axera o rozkwita jego sztuka sceniczna, osiągając n swoją świetność, w Teatrze Współczesnym odnosi sukces artystyczny i zdobywa sławę wychodzącą daleko poza granice Warszawy. Plasuje się w czołówce Współczesnego grając razem z Ireną Eichlerówną, Antoniną Gordon-Górecką, Tadeuszem Fijewskim, Andrzejem Łapickim....
W roku 1974 Łomnicki przechodzi do Teatru Narodowego. Kroniki tej sceny odnotowują jego znakomitą kreację Prisypkina w "Pluskwie" Majakowskiego, spektaklu przygotowanym przez Konrada Swinarskiego. W latach osiemdziesiątych Łomnicki występuje w Teatrze na Woli, w Cetrum Sztuki "Studio", Teatrze Dramatycznym i Powszechnym. W r. 1990 znów wraca na deski Teatru Współczesnego, kreując postać Bruscona w "Komediancie" Bernhardta. Współpracuje z reżyserami o różnych temperamentach: Romanem Polańskim, Antonim Liberą, Andrzejem Wajdą, Erwinem Axerem. Sam także reżyseruje. W 1988 r. wystawia w Teatrze Dramatycznym sztukę Dorsta "Ja,Feuerbach", w której gra tytułową postać, zaliczoną przez krytykę do najświetniejszych osiągnięć artysty. Trudno zliczyć wszystkie jego role, tyle ich było: w teatrze, filmie, telewizji. Na zawsze pozostaną w mojej pamięci takie kreacje jak Arturo Ui ze sztuki Brechta (r. 1962), Łatka z "Dożywocia" Fredry (1963), Edgar z "Play Strindberg" Durrenmatta (1970), Salieri z "Amadeusza" Shaffera (1981), Krapp z "Ostatniej taśmy"
(1985)i Hamm z "Końcówki" Becketta (1986), Feuerbach ze sztuki Dorsta (1988). Będąc do szpiku kości tym, kogo stwarzał i grał, pozostawał zawsze sobą. Świadom do najdrobniejszego nerwu tej jednej prawdziwie wielkiej metody, która go wiodła od "zewnętrznego poprzez wewnętrze ku podświadomości", wkładał dużo ciężkiej pracy w przygotowanie każdej roli. Chciał wiedzieć wszystko o autorze tekstu literackiego, o epoce, w której ten tekst powstawał, o postaci, którą miał zagrać. Miesiącami ćwiczył sprawność swojego ciała: ruch, gest, mimikę, głos. Intonację wymawianej frazy, jej przyspieszenia i zwolnienia, krótkie przystanki i dłuższe pauzy. Osiągał zawsze wyrazistość (psychiczną i fizyczną) rysunku postaci i naturalności dialogu. Oglądając Łomnickiego w teatrze czy kinie miało się wrażenie, że on nie gra, ale że właśnie jest tą postacią. Rzemiosło aktorskie, jego kunszt, było u niego służebne wobec czegoś większego. Warsztat aktorski - powtarzał to nieraz - ma służyć odsłanianiu prawdy o człowieku, pokazywaniu całej złożoności jego natury. Tak naprawdę to bliskim był mu tylko taki teatr, który odpowiadał na pytanie: "kim jest człowiek, po co żyje i dokąd dąży".
Śmierć na scenie - piękna śmierć, o której marzy niejeden aktor. Czy śmierć może być jednak piękna? Jest przecież raną w strukturze bytu.