Artykuły

Monika Stolarska: Gdy wracam do domu po festiwalu, każdy mięsień woła o odpoczynek

O własnoręcznie zrobionym aparacie fotograficznym wożonym na przyczepie traktora, i o tym, jak powstało zdjęcie nagrodzone w Konkursie Fotografii Teatralnej, mówi Monika Stolarska, fotografka związana z Teatrem Polskim w Bydgoszczy.

- Przepraszam za spóźnienie, ale akurat tanio można było dostać bilety do Indii, a niedługo się tam wybieram. Nie mogłam przepuścić okazji.

Podróżuje Pani w pracy czy pracuje w podróży?

- Od dawna jestem wierna zasadzie: żadnych (albo prawie żadnych) zdjęć na wakacjach. Kiedyś mówiłam, że nie robię ich podczas moich wypraw, bo chcę wtedy odpocząć. Teraz myślę, że nie tylko o to chodzi. Fotografowanie czasem odciąga od tego, co tu i teraz, nie pozwala w pełni cieszyć się tym, co widzimy i czego doświadczamy.

Pani nagrodzone zdjęcie zrobione podczas spektaklu "Faust" [na zdjęciu] w reżyserii Michała Borczucha, zrealizowanego przez zespół Teatru Polskiego w Bydgoszczy, nastrój chwili, a może lepiej: jej tajemniczość, oddaje z detalami.

- Właściwie to nie jest zdjęcie ze spektaklu. Zrobiłam je na chwilę przed tym, jak aktor zaczął grać. Gdzieś pomiędzy garderobą a wejściem na scenę. Długo czekałam na ten moment, kiedy uda mi się zrobić jedno wyjątkowe ujęcie, takie, które będzie robiło wrażenie i powie wszystko na dany temat. Z Teatrem Polskim w Bydgoszczy współpracuję od dwóch lat, również gdy jest w trasie. Wtedy spektakl "Faust" był wystawiany w Katowicach. Z natury jestem roztrzepana, zdarza się, że coś gubię, o czymś zapominam, wiecznie coś mi upada. W drzwiach teatru pomyślałam: "aha, chyba nie wzięłam karty pamięci do aparatu". Zaczęłam jej gorączkowo szukać w torbie, idąc teatralnym korytarzem. Wyjęłam aparat, sprawdziłam, uff - była. Gdy podniosłam głowę, zobaczyłam dziwnie zdeformowanego człowieka: za długie nogi, zwisające ręce - nie byłam pewna: charakteryzacja to czy nie. Uderzyło mnie też światło w tym korytarzu. A właściwie ogarniający go cień. Podniosłam aparat i bez zastanowienia, bez poprawiania ustawień, które zostały po poprzedniej sesji, pstryknęłam. Wtedy Robert Wasiewicz, aktor, odwrócił się w moją stronę, czar prysł. Taki przypadkowy złoty strzał.

To, że jest czarno-białe, ma podkreślić tajemnicę, która na tym zdjęciu bije po oczach?

- Rzeczywiście tak chyba wyszło. To faktycznie był celowy zabieg, ale główny cel był nieco inny... Po zrobieniu zdjęcia spojrzałam na te ustawienia - okazało się, że aparat był nastawiony na brak światła, a więc zdjęcie technicznie wyszło fatalnie. Postanowiłam je uratować, przerabiając na czerń i biel. Okazało się, że fotografia bardzo na tym zyskała - pokazuje w tej odsłonie jakieś inne światy, inny wymiar, inny nastrój, jest w niej coś przejmującego, coś tajemniczego.

Dlaczego zajęła się Pani fotografią teatralną?

- Trochę z przypadku, choć teatr lubię odkąd pamiętam. To ciężki kawałek chleba, bo za każdym razem trzeba znaleźć pomysł na swoje zdjęcia. Ja robię takie, jak chcę, zależnie od tego, jak odbieram dany spektakl. Pracuję metodycznie. Przychodzę wcześniej na próbę, robię notatki, rysunki, zapiski w telefonie, żeby wiedzieć, jak mam podejść do danej sceny. Efekt to moja interpretacja sztuki teatralnej, dlatego widz może mieć czasem wrażenie, że moje fotografie to nie jest dokumentacja teatralna, że to, co widział na scenie i to, co widzi na moich zdjęciach, różni się od siebie. Z zespołem Teatru Polskiego w Bydgoszczy na szczęście zawsze nam po drodze, okazuje się, że mamy bardzo podobny gust.

Tu zdjęcia robiła m.in. Magdalena Hueckel. uznana w świecie fotografka, jednak w tym zawodzie ciągle więcej jest mężczyzn niż kobiet...

- Często robię zdjęcia na dużych koncertach i festiwalach w Polsce i na świecie. Pod sceną stoi zwykle około 30 fotografów, w tym tylko kilka kobiet. Każdy z ciężkim sprzętem. Fizycznie to mordęga. Gdy wracam do domu po kilkudniowym festiwalu, natychmiast kładę się do łóżka. A przez cały następny dzień chcę umrzeć. Boli wszystko. Każdy mięsień woła o odpoczynek. Nie da się opisać tej męczarni. Miejsce dla fotografów na dużych koncertach jest zwykle tuż pod sceną, przed publicznością. Natężenie dźwięku jest tam takie, że trudno wytrzymać, na dłuższą metę - uszkadza słuch.

Usłyszała Pani kiedyś, że nie poradzi sobie w tym zawodzie, bo jest kobietą?

- Padały takie słowa, ale i dosadniejsze. Jedne z pierwszych zdjęć robiłam na koncercie Dody. Nie znałam fotografów agencyjnych, którzy obstąpili scenę. Sami mężczyźni (nie lubią dziennikarzy i fotoreporterów z konkretnych tytułów, bo jeśli ci zrobią dobry materiał, wydawca nie kupi zdjęć od agencji, a oni nie zarobią). To, co wyprawiali ci panowie, było co najmniej niesmaczne. Zaczęli się przepychać, poszturchiwać mnie, zasłaniać. Potem rzucali niewyszukane żarty, by na koniec chwytać mnie w taki sposób, w jaki na pewno nie chciałam. Wyszłam stamtąd roztrzęsiona. Z każdym kolejnym wydarzeniem było lepiej, bo uczyłam się, jak sobie z takimi zachowaniami radzić. Dziś ci panowie odnoszą się do mnie z szacunkiem - wiedzą, co osiągnęłam. A może zwyczajnie zauważyli, że nie jestem dla nich konkurencją -mówią, że robię zdjęcia, których nie kupi żadna agencja, artystyczne. Takie właśnie chcę robić.

***

Pasje

Aparat wożony na przyczepie

Monika Stolarska podchodzi do swojej pracy z artystyczną pasją, ale i naukowym zacięciem, robi doktorat, co nie przeszkadza jej pracować na pełnych obrotach. - W listopadzie otworzyłam przewód doktorski na Wydziale Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, ale skupiam się głównie na fotografii - mówi. - Realizuję projekty fotograficzne, które pokazują moją rodzinną wieś. Sama konstruuję aparaty analogowe. Ten mój najnowszy ma 2 metry wysokości, metr szerokości i 1,7 metra długości. Z miejsca na miejsce tata wozi go traktorem na przyczepie. Robiąc zdjęcie tą metodą nad wszystkim panuję, ja decyduję, jak ostatecznie będzie wyglądała fotografia.

--

Podróże

Fotografuje i podróżuje

Zwycięstwo w Konkursie Fotografii Teatralnej to w Polsce w tej dziedzinie nagroda najwyższego kalibru. W tym roku o miano najlepszych zdjęć walczyło w sumie półtora tysiąca zdjęć. Jury wybrało pracę Moniki Stolarskiej, przedstawiającą Roberta Wasiewicza, aktora, na kilka minut przed wejściem na scenę. Fotografka spełnia się nie tylko w pracy. W wolnych chwilach podróżuje. - Kocham Indie, wracam tam, gdy tylko mogę. Ostatnio natrafiłam na tradycyjne wesele. Mieszkańcy Indii uwielbiają pstrykać zdjęcia. Tymczasem na tym weselu nikt nie miał aparatu. Zdumiało mnie to: naród, który tak kocha się fotografować, powstrzymuje się od tego w tak ważnym momencie. Zrozumiałam, że chodzi o zachowanie w pamięci nastroju, wyjątkowości chwili.

***

Teczka osobowa

Monika Stolarska

Zwyciężyła w drugiej edycji prestiżowego Konkursu Fotografii Teatralnej, organizowanego przez Instytut Teatralny im. Z. Raszewskiego. Zdobyła pierwszą nagrodę w kategorii "teatralne zdjęcie sezonu" za fotografię ze spektaklu TPB "Faust". Jury odkryło w niej "odsłaniające powoli swoją metaforyczną potencję intrygujące pokazanie nieznanej strony teatru, uchwycenie symbolicznego momentu pomiędzy sceną a kulisami".

Zajmuje się fotografią teatralną i koncertową. Od dwóch lat współpracuje z TPB. od siedmiu z portalem Onet Muzyka.

Robi zdjęcia na najważniejszych koncertach i festiwalach w Polsce i na świecie. Jest doktorantką na Wydziale Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Prowadzi zajęcia z fotografii analogowej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji