Na czym malowane?
PONAD SIEDEM LAT MINĘŁO OD CZASU UKAZANIA SIĘ SZTUKI ERNESTA BRYLLA "NA SZKLE MALOWANE". SKOMPONOWANA DO TEGO TEKSTU PRZEZ KATARZYNĘ GARTNER MUZYKA STAŁA SIĘ ORGANICZNĄ CZĘŚCIĄ UTWORU, KANONEM, Z KTÓRYM NIKT NIE RYWALIZOWAŁ.
W krótkim czasie posypało się wiele premier, "Na szkle malowane" obeszło sceny całej Polski, stając się tytułem modnym aby... dość szybko zejść do teatralnego lamusa. Jeszcze tylko radio z rzadka przypomina minione przeboje, jakimi stało się się kilka piosenek z tego musicalu. I nie ma co ukrywać, gdyby nie muzyka, "Na szkle malowane" nigdy nie byłoby modne. Sam Bryll zresztą zdawał sobie z tęgo sprawę, kiedy we wstępie do pierwszego wydania pisał: "Chodzi o to, aby czytać tekst tej sztuki pamiętając, że cały prawie czas jej trwania wypełnia muzyka". Trafienie Gartner polegało na tym, że jej kompozycje zgadzały się z panującymi siedem lat temu tendencjami w rodzimej muzyce rozrywkowej. I oto po upływie tego czasu, Henryk Duda zrealizował "Janosika" w tarnowskim Teatrze im. L. Solskiego.
Co się zmieniło od chwili prapremiery? Zmianie uległ, i to jest fakt decydujący o dzisiejszym stosunku do śpiewogry Brylla, kontekst muzyczny. Czego innego dzisiaj się słucha, innego rodzaju przeboje zdobyły sobie prawo nadawania ich co godzinę na antenie radiowej.
Duda, po pierwsze, wiedząc o tym, po drugie, z racji własnych zainteresowań, postanowił odejść od powstałego w sposób naturalny - przez ciąg inscenizacji - modelu "Na szkle malowane". Zrezygnował przede wszystkim z "cepeliady", z rodzajowości scenicznego obrazka, odszedł poniekąd od sugestii Brylla, który wyobrażał sobie przebieg sztuki jako animację obrazu "Na szkle malowanego". W inscenizacji tarnowskiej, gdzie scenografię projektowała Maria Adamska, odniesienia do folkloru góralskiego są bardzo uproszczone, symboliczne (olbrzymia, ludowa chusta, parzenice). Nie ma również tłumów statystów, jakie towarzyszyły poprzednim realizacjom "Janosika". Duda skoncentrował się na ruchu, nie ograniczające partii śpiewanych (na marginesie - nagranie muzyki jest co najmniej nie najlepsze). Ale tak "ogołocone" "Na szkle malowane" stało się niespodziewanie (?) po prostu nieatrakcyjne. Zresztą trzeba dodać, że umiejętności Dudy jako choreografa, autora układów pantomimicznych są w tym przedstawieniu mało widoczne. Jedynie w interesującym epizodzie Śmierci (Elżbieta Kijowska) znać wyraźnie jego prowadzącą rękę. Całość jest anemiczna, jakby niedopracowana, nieukończona, wiele miejsc pustych, chwilami trąci ten spektakl amatorszczyzną. Parę pomysłów, jak choćby ten z kopkami siana, łatwym wyminięciem. Na uwagę zasługuje jedynie rola Diabła, grana brawurowo przez Annę Tomaszewską, która właściwie zdominowała całe przedstawienie. Anna Chudzikiewicz (Swoja) i Andrzej Grabowski (Janosik) mają dobre momenty, trudno jednak pozytywnie ocenić całości tych ról.
Na koniec trzeba sobie zadać pytanie, czy warto jeszcze podejmować inscenizację "Na szkle malowanego" Brylla? Osobiście myślę, że jest to utwór, który jest coraz mniej atrakcyjny, próba czasu działa zdecydowanie na jego niekorzyść. Nie można zmienić tego zdania po obejrzeniu tarnowskiego przedstawienia.