Artykuły

Głos w sprawie opery podlaskiej

Dwa tygodnie temu napisaliśmy o wątpliwościach związanych z budową opery podlaskiej. Artykuł Tomasza Żukowskiego wywołał szeroki odzew. Przed tygodniem opublikowaliśmy opinie polemiczne. Dzisiaj publikujemy kolejną, wraz z odpowiedzią autora.

Z prawdziwej kolubryny wypalił 28 lutego "Kurier Poranny" poświęcając "Tematowi tygodnia" pełne dwie kolumny pod znamiennym tytułem "Mania wielkości czy nasza szansa". Najpierw rozstrzygnę krótko tę alternatywę: zdecydowanie nasza szansa. Zaraz będzie dowód. Najpierw przedstawię argumenty przeciwników.

Po znanej już inwokacji ("Budowa opery jeszcze się nawet nie zaczęła, a już poszły na nią ponad 4 miliony złotych! A już atmosfera się zagęszcza i słychać, że sprawą powinien zająć się prokurator (..)", autor Tomasz Żukowski oddaje pierwszą salwę w sprawców tego przedsięwzięcia (prezydent Ryszard Tur, Marszałek Janusz Krzyżewski i dyrektor Marcin Nałęcz-Niesiołowski; należałoby tu dopisać jeszcze kilkadziesiąt nazwisk rzeczników tego pomysłu - wchodzących w skład "grupy inicjatywnej"), nazywając kampanię na rzecz opery "bezmyślną i ślepą lawiną", która "nie patrzy, gdzie spada, pędzi przed siebie, niszczy wszystkie przeszkody". I bardzo dobrze, że pędzi (szybka realizacja planów), dobrze że niszczy też wszystkie przeszkody (w tym różne nieżyciowe przepisy - o tym za chwilę). Ale że jest bezmyślna?! Kto tu jest bezmyślny - wyjaśniam.

Bezmyślni są raczej ci (część radnych miejskich), którzy nie doceniają zasłużonego awansu kulturowego mieszkańców Podlasia z chwilą rozpoczęcia działalności Centrum, a zwłaszcza samej opery podlaskiej. Mniej im się dziwię, bardziej współczuję; należą zapewne do tzw. pokolenia głuchych, które ufundowała najpierw Polska Ludowa, a obecnie Najjaśniejsza Rzeczpospolita (Trzecia) Nie zamierzam nikogo obrażać; "pokolenie głuchych" to nie inwektywa, to ułomność niezawiniona przez naszych rajców miejskich. "Pokolenie głuchych" to nieszczęsne ofiary, które zostały tak uformowane przez polski system edukacyjno-wychowawczy, że pozostają niewrażliwe na muzykę, a co gorsze, nie rozumieją znaczenia muzyki w formowaniu osobowości ludzi i całych społeczeństw. (...)

Co do tytułowej "manii wielkości": są w Polsce inne, mniejsze miasta, mające jednak od wielu lat bardzo mądrych rajców, mądre władze, niezależnie od rządzących opcji, a nawet ustrojów. Mógłbym sypnąć dziesiątkiem przykładów. Jednym z dobrze mi znanych jest Słupsk. Tam kilkadziesiąt lat temu, postanowiono utworzyć festiwalowe centrum polskiej pianistyki. Już słyszę głosy naszych radnych i niektórych dziennikarzy: po co to komu było potrzebne, nie mieli na co wydawać pieniędzy, w powiatowym miasteczku itp. itd. (...).

Tymczasem z obszernego artykułu Tomasza Żukowskiego dowiadujemy się o kręgu prawdziwych zainteresowaniach radnych ujawnianych na hasło "Opera w Białymstoku". Są to zainteresowania typowe dla tzw. strajku włoskiego: należy trzymać się tak ściśle przepisów, aby uniemożliwić rozpoczęcie inwestycji. A jeśli nie rozpoczniemy, to i nie skończymy! I o to chodzi. Będą pieniądze na dożywianie ubogich (a jak donosiły ostatnio media, miliony złotych na ten cel są na Podlasiu niewykorzystywane), będą pieniądze na ulice, multikino, parkingi itd. To oczywista demagogia. Radni czepiają się np., że prezydent wydał pozwolenie na budowę opery bez decyzji "o środowiskowych uwarunkowaniach na realizację przedsięwzięcia". Ponoć radni zarzucają prezydentowi, że wymaga takiego zezwolenia w wypadku centrum handlowo-rozrywkowego, jakby nie rozumieli różnicy w gatunkach klienteli obu tych centrów. Na moim osiedlu jest nie centrum nawet, lecz pawilony handlowe i to w sąsiedztwie komendy policji (ul. Antoniukowska), a we wnękach pawilonów i na zewnątrz (zależnie od pogody) stale straszą podchmieleni, niedomyci piwosze.

Takich drobiazgowych zastrzeżeń radni (ciekawe, jak liczna jest ich grupa) wysuwają wiele. Nie do mnie należy ich wyjaśnianie i rozwiewanie wszystkich wątpliwości. Wniosek nasuwa się jeden i poraża on swą oczywistością. Radnym Białegostoku nie zależy na tej inwestycji, nie zamierzają widocznie w przyszłości chodzić do opery podlaskiej. Wszędzie widzą tylko przeszkody, węszą przestępstwo, straszą prokuratorem. Nie chcę takich radnych. Chcę radnych takich, jak w powiatowym Słupsku, którzy nie tylko zrozumieli wizjonerskie inicjatywy artystów-muzyków, ale i robili wszystko, by wspólnie pokonać wszystkie przeszkody, by cel został jak najszybciej osiągnięty. Wydaje się, iż w Białymstoku radni nade wszystko preferują przepisy. A przepisy, jak przepisy - są dobre, jeśli służą słusznym, tj. dobrym celom.(...)

Obecnie orkiestra Filharmonii i Opery Podlaskiej przygotowuje i wykonuje naprawdę wspaniale nie tylko muzykę symfoniczną, ale i całe opery (w wykonaniu koncertowym), zaprasza do przebudowanej sali kameralnej na występy artystów o renomie europejskiej (ostatnio Urszula Kryger i Piotr Pławner). Co więcej dyrektor Marcin Nałęcz-Niesiołowski to wielki talent, łączący w sobie wyjątkowe predyspozycje tak do muzyki symfonicznej, jak i operowej. Wprost genialnie czuje frazę wokalną, jest przecież nie tylko znakomitym dyrygentem, lecz również śpiewakiem i altowiolistą. Takiego skarbu muzycznego Białystok jeszcze nie miał. A przy tym to znakomity, wizjonerski menedżer. Nie zniechęcajmy go, pomagajmy i życzliwie doradzajmy!

W ślad za rozwojem artystycznym, organizacyjnym i materialnym Filharmonii Białostockiej i Podlaskiej powstało nowe zjawisko kulturowe - szerokie audytorium, żywy rezonans społeczny, zapotrzebowanie na wszystkie gatunki muzyki (kameralnej, symfoniczno-koncertowej, operowej, a nawet jazzowej). To wynik przemyślanej, systematycznej pracy upowszechnieniowej prowadzonej w przedszkolach i szkołach od kilkudziesięciu lat. I oto przyszła kolej na kolejny krok, zupełnie naturalny - wynik owej pracy danie mieszkańcom miasta i regionu niecierpliwie oczekiwanej instytucji, która będzie miała jeszcze szerszy społeczny zasięg oddziaływania. Opera to naprawdę nie "mania wielkości", to mania naturalnego rozwoju, mama rozsądku i mądrości, mania miłości do muzyki, miasta i jego mieszkańców. Opera podlaska to nawet nie awans, to po prostu paląca potrzeba kulturalna. Zwykli ludzie chcą coraz bardziej żywej muzyki, w tym wreszcie wystawianych w pełnej krasie oper, operetek, musicali. I nikt temu naturalnemu trendowi przeszkodzić nie zdoła: ani rajcy, ani czwarta siła - media. Karawana pojedzie dalej, nawet nie zatrzymując się. Zaś samemu dyrektorowi - dyrygentowi Marcinowi Nałęcz-Niesiołowskiemu szykujcie szanowni rajcy raczej miejsce na pomnik, niż krzesło u prokuratora. I nie ośmieszajcie się przed waszym elektoratem.

Stanisław Olędzki

Od autora

Wyjaśnienia i wątpliwości

Stawiając pytania w sprawie wielkiego rozmachu, zaślepienia i bezmyślności, z jaką "budowana" jest nasza europejska opera, liczyłem się z tym, że nadęte ego kilku urzędników może zostać urażone. W końcu są oni święcie przekonani, że robią coś wielkiego dla naszego wspólnego dobra. I za to wszyscy powinniśmy okazać im wdzięczność. Najlepiej dozgonną.

I tak jak się można było spodziewać, stawianie trudnych pytań zostało potraktowane jako protest przeciw budowie opery. Tak jest najprościej: najłatwiej po raz kolejny powtórzyć, że wszyscy, którzy powiedzą złe słowo na temat sztandarowej inwestycji, to prostaki bez kultury, edukacji muzycznej i bez słuchu.

Urzędnicy woleliby żeby o operze póki co pisać jak najmniej, żeby pozwolić im w spokoju budować. Dziennikarze powinni pojawiać się w momentach dla inwestycji ważnych - wmurowania kamienia węgielnego, przekazania placu budowy, wbicia pierwszej łopaty. I chwalić, chwalić, chwalić... Tylko to już wszystko było w czasach, o których chcielibyśmy wszyscy zapomnieć. Te czasy czasami się przypominają... Nawet dziś jeden z najważniejszych urzędników województwa potrafiłby powiedzieć dziennikarzom: "jak śmieliście tak napisać o operze?!".

Opera to wizja. I równocześnie gigantomania. "Ty nie masz nic, ja nie mam nic, on nie ma nic... Zbudujemy fabrykę" - jak mówili bohaterowie "Ziemi obiecanej".

Na wybudowanie opery potrzeba 70 milionów złotych. Marszałek chce zacząć budowę, kiedy tych pieniędzy nie ma. Może będą, może nie, ale zacząć przed wyborami koniecznie trzeba. Jest projekt budowlany, ale nikt na jego podstawie nie potrafi odpowiedzieć na konkretnie postawione pytanie: - ile będzie miejsc parkingowych przy operze? Nie ma pieniędzy, ale jest już przetarg na budowę -wszystko zostało postawione na głowie.

Prezydent miasta z radością oddał pod budowę miejską działkę wartą 10 milionów złotych, świadomie pomijając radę miejską, która mogłaby nie podzielić ciepłych uczuć prezydenta do opery. Prezydent chce się także zobowiązać do wybudowania ulic wokół opery -bez zgody radnych, którzy decydują o miejskim budżecie, zamierza zgodzić się na przekazanie na ten cel około 25 milionów złotych. Rada Miejska Białegostoku po raz drugi zostanie postawiona przed faktami dokonanymi.

Za plecami mieszkańców Białegostoku i radnych miejskich podjęta została decyzja o zburzeniu amfiteatru. Zostanie on zrównany z ziemią! Budowa sceny letniej w miejsce amfiteatru ma go zastąpić? Zamiast obiektu na kilka tysięcy miejsc, ma powstać scena dla kilkuset osób. Mimo najszczerszych chęci, urzędnikom nie uda się nikomu wmówić, że chodzi tylko o modernizację amfiteatru.

Błyskawiczne wydanie pozwolenia na budowę powoduje zgrzytanie zębów zapewne u każdego, kto kiedykolwiek próbował takie pozwolenie uzyskać. Białostoczanie czekają miesiącami. Wystarczy skinięcie ręki prezydenta w stronę wydziału architektury, a dokument jest w 30 dni.

Spór z Cerkwią prawosławną o ziemię, na której powstać ma opera, toczy się przed komisją regulacyjną w Warszawie. Według urzędu sprawa została już załagodzona. Ale to znów hurraoptymizm. Cerkiew owszem, odda miastu sporną ziemię, ale wystawia za to rachunek - chce w zamian dwie inne działki w ścisłym śródmieściu, a na to z kolei nie ma zgody miasta. Sprawy nijak nie można uznać za załatwioną.

Te wszystkie fakty urzędnicy mają w lekceważeniu, oburzają się tylko, że trwa chocholi taniec, brutalny atak na operę, muzykę, kulturę...

Opera to ważny interes społeczny - to już jest kpina. Fakt, że powołuje się na ten interes prezydent Tur, to nadużycie. Budowa opery może być ważnym interesem prezydenta Ryszarda Tura, może jeszcze kilkunastu, kilkudziesięciu, a może nawet kilkuset osób.

Ale całego społeczeństwa prosimy do tego nie mieszać. Dlaczego? Oto fragment jednego z listów, jakie dostaliśmy od białostoczan, komentujących tekst o operze: "Czy my naprawdę jej potrzebujemy? Chciałem przypomnieć sprawę budowy w naszym mieście stadionu, nie będę już mówił że na europejskim, ale niech będzie na "jakimś" poziomie. Dobrze wiemy, że zainteresowanie sportem w naszym mieście jest duże i stale wzrasta, zwłaszcza teraz, w sytuacji, gdy Jagiellonia ma szanse na awans do ekstraklasy. Stadion jest inwestycją, której potrzebujemy".

Kolejny list: "Marszałek mówił, że sam widział w amfiteatrze tysiące ludzi. Takie obiekty są wszędzie - nawet w Hajnówce czy Mońkach. Jak można niszczyć obiekt, gdzie kilkanaście razy wiosną i latem przychodzą tysiące ludzi? Kto będzie chciał słuchać wiosną czy latem koncertów w zamkniętej sali? Ręce precz od amfiteatru!".

To też głos społeczeństwa. Wart dokładnie tyle samo, niż głos kilku urzędników, których wielkie ambicje budowania zostały urażone.

Wiele miało wyjaśnić wtorkowe spotkanie, na którym radni mieli wysłuchać racji prezydenta i marszałka. Wyjaśniali. Przede wszystkim mówili o swojej wierze. Wierzą, że wszystko pójdzie dobrze. Wierzą, że będą pieniądze. Wierzą, że opera będzie gotowa w 2009 roku.

- Mam nieco większą wiedzę na temat opery, i jeszcze więcej wątpliwości i obaw niż miałem. Im więcej wiem, tym większe mam przekonanie, że dojdzie do sytuacji, że za dwa lata zamiast amfiteatru będziemy mieli w centrum wielką dziurę w ziemi i problem, co z nią zrobić - skomentował wtorkowe spotkanie Mirosław Hanusz, przewodniczący komisji zagospodarowania, który poprosił prezydenta i marszałka o rozwianie wątpliwości w sprawie opery.

Inni radni? - Moje wątpliwości się tylko umocniły. Spotkanie obudziło we mnie wątpliwości, czy Białystok ma w ogóle te elity, które będą chodziły do tej opery. Zastanawiam się, kto zapłaci ogromne przecież pieniądze za jej utrzymanie? Przecież mowa jest o ponad 300 pracownikach! I ciągle słychać o tym, że Unia nam coś ofiaruje. A jak nie ofiaruje? - pyta Jarosław Matwiejuk, radny Forum Mniejszości Podlasia.

- Arogancja dyrektora filharmonii Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego nas poraziła. On traktuje ludzi według zasady: "ja buduję operę, a tu jakieś głupki mi przeszkadzają" - ocenia Mirosław Hanusz.

Co dalej? W kwietniu marszałek, prezydent i dyrektor wmurują kamień węgielny. W maju ktoś zdobędzie kontrakt na budowę opery pierwszego etapu opery wart 20 milionów złotych. W czerwcu ruszą prace. Marszałek ma 3'miliony złotych na budowę, więc pewnie szybko się zatrzymają. W czasie kampanii wyborczej do samorządów betoniarki będą jeszcze pewnie pracować...

Tomasz Żukowski

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji