Prze-bywanie
Schemat fabularny "Śmierci w starych dekoracjach" oparty jest na dawnej opowieści o człowieku, który ucieka o świcie przed śmiercią - z miejsca w którym żył - do obcego miasta, aby tam wieczorem umrzeć.
Najbardziej chyba znanym literackim przetworzeniem tego motywu jest "Śmierć w Wenecji" Tomasza Manna. Starzejący się pisarz wyjeżdża z Niemiec do Wenecji w poszukiwaniu utraconych namiętności i nadziei. I rzeczywiście, wyjazd do Wenecji roziskrza w Gustawie Aschenbachu nowe emocje i odczucia. Cała ta ucieczka dokonuje się jednakże jak gdyby tylko w świadomości pisarza, bezustannie pobudzanej przez ludzi i zdarzenia pośród których się znalazł. Cielesne bytowanie przebiega natomiast gdzieś poza wyjazdem i wydarzeniami tak bardzo ekscytującymi umysł. Śmierć dopada Aschenbacha w czasie gdy świadomość ożywiana jest najbardziej wysublimowaną gra wyobraźni i uczuć. Nadzieją i pragnieniami.
Główną ideę konstrukcyjną utworu Różewicza - czyli moment wzlotu bohatera ze sfery cielesnego bytowania w płaszczyznę wyobrażeń - znakomicie przeniósł na scenę Jerzy Grzegorzewski inscenizator "Śmierci w starych dekoracjach" w Teatrze Polskim. Innym, niezwyczajnym obszarem, w który przenosi się bohater spektaklu jest widownia teatru. Swoisty zwyczajny, codzienny przebieg uzyskują bowiem zdarzenia prezentowane w sztuce teatru w przestrzeni scenicznej.
Bohater wybiera Włochy na miejsce wyjazdu. Ma nadzieję, że zwyczajny bieg życia można zmienić uciekając w starożytną świetność i piękność - w ów kraj "żurawców - ptaków przelotnych". "Sam fakt, że leciałem pierwszy raz w życiu samolotem, a także warunki, w jakich się znalazłem już na lotnisku, po przejściu odprawy celnej, wpłynął na mnie w ten sposób, że moja osoba jakby się podzieliła na dwie osoby" - myśli bohater opowiadania. Ta nowa, druga osoba człowieka "przeciętnego, który miał wprawdzie kiedyś inne ambicje" zaczyna swoją ucieczkę. Dokonuje się jednakże to wszystko poprzez oderwanie od realnego bytowania bohatera jego pragnień, marzeń, ambicji - czegoś co nazywa swoją drugą osobą. Pierwsza osoba nie spełniła pokładanych w niej nadziei, przeto bohater chciałby ją porzucić i wyruszyć do Włoch jako ktoś nowy, ożywiony przez grę wyobraźni.
Grzegorzewski przeniósł widzów na scenę, dokonuiąc tym sposobem destrukcji podstaw mitu o istnieniu innej, wspanialszej drugiej strony. A widownia - widownia jest miejscem żywym bezustannie zmieniającym się nie organizowanym przez reguły codziennego odgrywania tych samych sytuacji. Ku takiemu właśnie miejscu kieruje swego bohatera Grzegorzewski, lecz widownia okazuje się ogromną, pustą przestrzenia. I to jest w tym przedstawieniu pierwszy znak zmierzchania. Bohater, który znalazł się w Rzymie, w wielkiej - wiecznie żywej metropolii, jest sam. Rozpoczyna swoją odyseję po nieznanym, nowym świecie. Poszukuje wartości i celów, które pozwoliłyby mu żyć w nowym wymiarze od nowa. Nie jest to jednak łatwe. Wraz ze świadomością powiózł bowiem bohater ku nowym obszarom także swoje ciało i swoje ciche przemijanie.
Skrzydła wyobraźni i pragnień okazują się zbyt wątłe, aby ponieść człowieka ponad jego cielesność. Płoną jak stare dekoracje, bowiem ich siła osadzona jest w warstwie, której wyobraźnia nie jest w stanie przezwyciężyć. Ekscytacja możliwością przemian mocą samej świadomości okazuje się przedwczesna. Bohater wchłania docierające do niego zdarzenia, lecz równocześnie zaczyna krążyć wokół siebie, wykonuje coraz to mniej gestów, osiada. Rzym, który istniał w świadomości bohatera jako wspaniałe, wiecznie żywe zjawisko, okazał się w trakcie codziennego poznawania miejscem bliższym rozkładowi i banalnemu przebywaniu, niż wyśnionym miastem spełniających się marzeń. Dzieje się tu co prawda coś: jacyś ludzie żyją, kłócą się i kochają, lecz nie tego oczekiwał bohater spektaklu. Miasto nie wchłonęło go na takiej orbicie dziania się jaka gotów był zaakceptować w swojej świadomości. Także tutaj, w Rzymie bohater pozostał taki jakim był przedtem.
Gdzieś na tym śmietnisku uniesień pojawia się stara śpiewaczka płynąca na skrzydłach stworzonych przez siebie iluzji obok swej szpetoty i zardzewiałego głosu. Rozognioną pieśnią miłosną i gwałtownymi gestami odpędza sprzed swych oczu otchłań prze-bywania. Rolę tę gra Erwin Nowiaszak. Ten niezwykły artystą opierając się na fenomenalnie emitowanym głosie, wyrazistym geście oraz sztuce charakteryzacji tworzy postać spójną z całym przedstawieniem poniekąd odbijajacą jego główną ideę a równocześnie w pełni oryginalną ujawniającą własną, niepowtarzalną siłę kreacji.
"Śmierć w starych dekoracjach" nie jest jednak ironią na poniewczesne marzenia. Jest raczej spektaklem o tragicznej niemożliwości spełnienia takich pragnień, nadziei i wyobrażeń. Niemoc ta skazuje bowiem często ludzi w wielkich, pustych przestrzeniach teatru-Rzymu-świata na wieczne snucie się, przebywanie i pozory wzlotów.