Artykuły

Krytyka nie oznacza braku szacunku

- Nie twierdzę, że GTM był fatalnie zarządzany. Ja twierdzę, że przyjęta w 2001 roku formuła zarządzania tą instytucją wyczerpała się i należy ją zmienić, a nie trzymać kurczowo tego co było. Lubię łacińską sentencję z domu kowala: kimże jest człowiek, który nie chce uczynić świata lepszym - w Nowinach Gliwickich rozmowa Małgorzaty Licheckiej z Grzegorzem Krawczykiem, dyrektorem Gliwickiego Teatru Muzycznego.

ML: Czy oglądał pan "Rodzinę Addamsów"? "Chicago", "42. ulicę", "Footlose", "Chodnik 0,5." Ta scena to nie tylko ramoty i repertuarowe wtopy. Gliwicki Teatr Muzyczny to uznana marka. Nie chciał pan z niej skorzystać?

GK: Oczywiście, że nie tylko ramoty i ja tak nie twierdzę, proszę więc nie przypisywać mi tej opinii. Natomiast, czy chciałem skorzystać z tej marki? Nie, nie chciałem - podobnie zresztą jak kiedyś nie chciano skorzystać z innej "marki", o znacznie dłuższej tradycji niż GTM, czyli Operetki Śląskiej kiedy w 2001 roku likwidowano ją po blisko 50 latach działalności. Uważam, że formuła programowa i organizacyjna Gliwickiego Teatru Muzycznego, podobnie jak kiedyś Operetki, się wyczerpała, dlatego nie będę jej reanimował, lecz na bazie tej istniejącej już samorządowej instytucji kultury będę budował teatr miejski - zwrócony w stronę naszego miasta, teatr o szerokim spektrum repertuarowym, z własnym, solidnym zespołem aktorskim, z ogólnym poziomem zatrudnienia dostosowanym do skromniejszego budżetu podobnego tym, jakie mają teatry funkcjonujące w wielu ośrodkach miejskich w Polsce o potencjale ekonomicznym i demograficznym zbliżonym do Gliwic; teatr, w którym koszt produkcji spektaklu będzie znacznie mniejszy niż operetek czy musicali; który będzie dawał kilka premier w sezonie; posiadał bogatą ofertę edukacyjną; który będzie miał nowoczesną salę kameralną i prób, oraz program rozpisany na trzy sceny: Bajkę, Ruiny Teatru Victoria i Nowy Świat. Będą nim zarządzali powoływany przez prezydenta miasta dyrektor naczelny - profesjonalny menadżer oraz powoływany przez niego dyrektor artystyczny - zawodowy i doświadczony reżyser teatralny zatrudniany na okres od 3 do 5 sezonów, który będzie odpowiadał za wybory repertuarowe, za ich poziom artystyczny i efekty frekwencyjne oraz za budowanie i kierowanie zespołem artystycznym.

ML: Twierdzi pan, że Paweł Gabara, były szef GTM, powinien twardo zdecydować, w jakim kierunku ma się rozwijać scena, i jeszcze, że nie da się łączyć operetki z musicalem, co przez 17 lat uprawiał pana poprzednik. Gabara lubił tę formę i uważał że trzeba ją zachować ze względu na szacunek dla widza. Miał się od tego odciąć?

GK: Paweł Gabara był dyrektorem GTM więc miał prawo kształtować go zgodnie ze swoimi preferencjami. Podtrzymuję natomiast moją ocenę wyrażoną w wywiadzie dla MSI, która dotyczyła nie tego co było 17 lat temu, ale tego jakim zastałem GTM teraz (MSI 18/2016 (794), 5 maja 2016). Coś, co kiedyś działało dobrze nie oznacza, że tak będzie działało zawsze - to reguła a nie wyjątek.

ML: Pracując w GTM z Gabarą i będąc w zarządzie teatru nie miał pan wpływu na to, co się tam działo? Przecież był pan człowiekiem teatru, mógł doradzać.

GK: Nie, nie miałem na to wpływu. Nie pracuję w GTM od 8 lat - do 2009 roku byłem w nim zastępcą dyrektora, lecz w zakresie moich obowiązków służbowych nie było żadnych spraw mających związek z programem artystycznym tej instytucji. Nim zajmowali się wyłącznie dyrektor Paweł Gabara i kierownik artystyczny Krzysztof Korwin Piotrowski, a także kierownicy: muzyczny i literacki. Ja odpowiadałem za bieżące kwestie administracyjne oraz prowadzenie inwestycji, takich jak: modernizacja kina Bajka, przebudowa zaplecza technicznego GTM, czy szeroko zakrojone roboty budowlane w Ruinach Teatru Victoria. Taka była moja rola w GTM - zgodna z potrzebami placówki i wolą dyrektora Pawła Gabary, który mnie w niej zatrudnił. Taki był również mój wybór - tym wolałem się zajmować w gliwickim teatrze kiedy do niego przyszedłem z teatru Wierszalin, jako że nie utożsamiałem się z programem scenicznym GTM, bo mimo iż tak jak Paweł Gabara jestem człowiekiem teatru, mam inny gust artystyczny, ukształtowany przez odmienną tradycję niż ta, która legła u podstaw strategii repertuarowej realizowanej w GTM.

ML: Teraz wychodzi na to, że Gabara fatalnie zarządzał, wydawał mnóstwo pieniędzy na kosztowne produkcje, dawał zarobić ludziom spoza Gliwic - zatrudniając aktorów, solistów, choreografów, kostiumologów, reżyserów. I że to naganne, bo w ten sposób przez 17 lat nie dorobiliśmy się zespołu. A może magia nazwisk miała przyciągać widzów i "zaczarować" miasto - wysyłając komunikat : "patrzcie, Gliwice, to nie zaścianek".

GK: Nie znam się na magii i nie mam kompleksu zaścianka. Uważam, że dobry teatr można zrobić wszędzie, nawet w zaścianku, w drewnianym baraku w miasteczku pod białoruską granicą, bez uciekania się do zbędnych sztuczek, które może i są efektowne, ale trwałego pożytku nie przynoszą. Brak etatowych aktorów w teatrze instytucjonalnym takim jak GTM jest czymś zastanawiającym, przyzna pani?

ML: Skoro GTM był tak fatalnie zarządzany, gdzie było miasto - kontroler wydatków, wielki finansowy cerber?

GK: To nie jest pytanie do mnie. Poza tym ja nie twierdzę, że GTM był fatalnie zarządzany. Ja twierdzę, że przyjęta w 2001 roku formuła zarządzania tą instytucją wyczerpała się i należy ją zmienić, a nie trzymać kurczowo tego co było. Lubię łacińską sentencję z domu kowala: kimże jest człowiek, który nie chce uczynić świata lepszym?

ML: Petycja, pikieta, walka o miejsca pracy i dobre imię operetki, nazywaną przez pana reliktem PRL. Zespół nie chce zmian.

GK: Rozumiem ich. Jestem dla tych osób, dla ich rodzin, tym, który burzy ich świat, ich życie. Nie mam do nich cienia pretensji, mam je natomiast do poprzedniego wieloletniego zarządu teatru. Tam było źródło problemu, a nie w artystach, w muzykach czy w innych pracownikach, którzy przez lata, w dobrej wierze, wykonywali to, co im robić polecano. Uważam, że niepotrzebnie doprowadzono GTM do ściany, że nie zareagowano, ani skutecznie, ani w porę, na widoczne od paru lat symptomy kryzysu. Takie było i jest zadanie dyrektora. Za nie ponosi odpowiedzialność, którą nie wolno mu obarczać nikogo poza samym sobą. Chcę jednak podkreślić, że likwidując dotychczasowe etaty, nie odwracam się od artystów i nie zamierzam odciąć ich od publiczności. Jak każdy dyrektor mam prawo do zmiany formuły programowej teatru, lecz do jej wprowadzania w życie zapraszam wszystkich, szczególnie artystów, związanych dotąd z gliwicką sceną. Szanuję ich, dlatego wkrótce, wraz z dyrektorem artystycznym, będziemy proponowali im udział w nowych przedsięwzięciach teatralnych i edukacyjnych. Potencjał tych osób jest bowiem nie do przecenienia.

ML: Co dziś chciałby pan powiedzieć Pawłowi Gabarze?

GK: Pawłowi Gabarze jestem wdzięczny za życzliwość i pomoc, które mi okazywał wtedy kiedy razem pracowaliśmy - mój stosunek do niego, jako człowieka pozostaje niezmienny. Czy to oznacza, że nie mogę oceniać jego dokonań jako dyrektora, przez 17 lat zawodowo kierującego największą instytucją kultury w Gliwicach? Uważam, że mogę. Krytyka nie oznacza bowiem braku szacunku. Nie jest również tożsama z zarzutem, że dyrektor Gabara świadomie działał na niekorzyść placówki, którą objął w 1998 roku. Powtórzę zatem raz jeszcze, moim zdaniem jego strategia zarządcza z upływem czasu przestała się sprawdzać w praktyce, dlatego nie przetrwała kryzysu, w którym GTM znalazł się parę lat temu.

ML: Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji