Artykuły

Danuta Michałowska (Nasze rozmowy)

Danuta Michałowska należy do najwybitniejszych aktorek sceny polskiej. Jako młoda dziewczyna wystąpiła w czasie wojny do tworzącego się wtedy jeszcze konspiracyjnego Teatru Rapsodycznego, by pozostać w nim, pomijając kilkuletnią przerwę, do roku 1961, w którym tworzy pierwszą inscenizację Teatru Jednego Aktora - "Bramy Raju" Andrzejewskiego; później inscenizuje "Dzieje Tristana i Izoldy", sławną już na całą Polskę "Pieśń nad Pieśniami" i "Pana Tadeusza". W telewizji występuje co miesiąc we własnym programie "Wiersze, które lubimy".

Danuta Michałowska jest poza tym docentem krakowskiej Wyższej Szkoły Teatralnej. Mieszka ze swą matką i mężem, Zbigniewem Poprawskim, w niewielkim mieszkanku na Grzegórzkach. Ruchome, sympatyczne, rude hobby: wielki bokser Jeff. Drugie, a ściślej - pierwsze hobby to płyty z muzyką Bacha, piętrzące się na szafie.

- Czym pani debiutowała na scenie?

- Tańcem motylka. Miałam wtedy cztery lata. Podobno, była to jedna z wdzięczniejszych moich kreacji.

- Czy długo była pani wierną swojemu pierwszemu powołaniu?

- Motylka czy tancerki?

- Tancerki.

- O, dobrych kilka lat. Zdaniem członków rodziny i przyjaciół mojej mamy - dobrze się zapowiadałam. Tańczyłam na pokazach szkolnych. Brałam nawet udział w "normalnych" przedstawieniach, tańcząc jednego z kotów w "Kocie w butach". W końcu jednak zwyciężyło zainteresowanie słowem.

- Tworzeniem postaci czy recytacją?

- Jednym i drugim. Bałabym się tylko tego słowa "tworzenie". Zbyt uroczyste. Miałam dopiero dziesięć lat, grałam Isię w "Weselu", oczywiście w przedstawieniu szkolnym. Parę lat później otrzymałam pierwszą nagrodę na międzyszkolnym konkursie recytatorskim. Recytowałam monolog Sławy z "Legionu" Wyspiańskiego i "Dwa wiatry". Przede wszystkim jednak działała magia "prawdziwego" teatru. Widziałam na scenie Osterwę, Jaracza, Stępowskiego, Jaroszewską. A kiedy nie wpuszczano pensjonarek - rodzice przebierali mnie za trochę bardziej dorosłą i przemycali do loży.

- Od monologu Sławy do sławy w Teatrze Rapsodycznym wiodła więc panią pewna i prosta ścieżka. Którą z ról, realizowanych w tym teatrze, uważa pani za swoją najważniejszą?

- Może raczej nie "którą", a "które": Tatianę w "Onieginie" i Muzę w "Don Juanie" Byrona.

- W Teatrze Jednego Aktora sama pani inscenizuje i reżyseruje grane przez siebie sztuki. Co panią więcej interesuje: interpretacja tekstu i roli przed publicznością czy praca nad rolą i warsztat reżyserski?

- Zawsze bardziej mnie interesował całokształt przedstawienia niż moja rola i praca aktorska. Dla tak zwanego "rasowego" aktora życie rozpoczyna się od chwili zetknięcia się z publicznością, zetknięcia dającego mu twórczą radość. W pewnym sensie aktor po to pracuje, żeby tę radość przeżywać. Oczywiście i to zetknięcie się z publicznością jest dla mnie istotne; dlatego wolę spektakl żywy od telewizyjnego, od gry przed domniemanym tylko widzem. Najbardziej jednak interesuje mnie proces przygotowywania roli i powstawania widowiska, tego, co robię - w moim przypadku - w czterech ścianach pokoju, poczynając od wyboru pozycji i adaptacji tekstu.

- Czy może pani powiedzieć coś o tej pierwszej fazie pracy?

- Już sam fakt adaptacji utworu niescenicznego zmusza do przekomponowania i zmian proporcji w stosunku do oryginału. W czasie opracowywania wielokrotnie czytam tekst i wsłuchuję się w jego brzmienie, przy czym korzystam z pomocy magnetofonu. Przesłuchując taśmę, robię sobie notatki o charakterze autokorekty, a jednocześnie zapis rodzących się pomysłów inscenizacyjnych. Już w tej pierwszej fazie ważne jest wyobrażenie sobie, jak to będzie wyglądało na scenie. Stąd, jak dotychczas, z wyjątkiem objazdowej wersji "Pieśni nad Pieśniami", sama zaprojektowałam kostiumy i elementy inscenizacji plastycznej.

- Jeżeli już zajmujemy się problemami "kuchni" Teatru Jednego Aktora, to jaka jest w nim rola pani męża?

- Zbyszek jest właśnie kuchmistrzem całej imprezy.

- Kuchcikiem - koryguje skromnie obecny przy tej rozmowie Zbigniew Poprawski.

- Zapewniam pana, że to skryta pycha! W gruncie rzeczy wie dobrze, że jest współodpowiedzialny za wszystkie moje sukcesy i potknięcia. Do pewnego momentu pracuję, bo musze pracować, sama. Po pierwszym nagraniu na taśmę zaczyna się dyskusja nad adaptacją tekstu; potem przenosi się ona na szczegóły interpretacji aktorskiej i samej już inscenizacji, począwszy od plastyki, a skończywszy na opracowaniu muzycznym; każdemu artyście potrzebna jest kontrola z zewnątrz; ta kontrola jest może najważniejszym elementem naszej współpracy.

- Nosząc cały ciężar tekstu każdej inscenizowanej i granej przez siebie sztuki, przedstawiając - a raczej symbolizując wszystkie jej postacie, musi mieć pani fantastyczną wprost pamięć. Jak pani do tego doszła?

- Wbrew wyobrażeniom moich widzów, nie miałam i nie mam nadzwyczajnej pamięci. Żeby opanować tekst, muszę długo i żmudnie pracować. To zresztą trud nieodłączny od sztuki aktora - ćwiczy on tekst na tej samej zasadzie, na jakiej muzyk ćwiczy palcówki.

- Jakie ma pani najbliższa plany repertuarowe?

- Zaczęłam przygotowywać "Pancernych" Jerzego Zagórskiego. Miało to być widowisko dla uczczenia dwudziestej rocznicy bitwy pod Studziankami. Wymagało jednak nakładów finansowych na opracowanie muzyczne, zaprojektowanie i wykonanie elementów oprawy plastycznej. Niestety, nie umiałam na to znaleźć funduszów. Chcę inscenizować "Komu bije dzwon" Hemingwaya, a w dalszym terminie "Bajki murzyńskie-'. Marzeniem moim jest zrobienie czegoś z Manna, może " Józefa i jego braci". To moja| słabość.

- A kłopoty?

- Przede wszystkim sprawa lokalu na próby i przedstawienia. Nie wszystko da się przygotowywać w pokoju. W Krakowie - jak na razie - nie mam gdzie grać.

- Występowała pani ze swoim teatrem w wielu już miastach Polski. Które widowisko i jaką publiczności wspomina pani szczególnie ciepła?

- Najmilej wspominam dwa przedstawienia. Jedno dla krakowskiej Wyższej Szkoły Muzycznej, drugie - w Zakładzie dla Niewidomych w Laskach pod Warszawą. Do Lasek zresztą zamierzam przyjeżdżać z każdą moją sztuką. Nigdy nie spotkałam równie wdzięcznego słuchacza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji