Odeszła wielka aktorka, muza słowa i gestu
Zmarła DANUTA MICHAŁOWSKA. Wielka aktorka, mistrzyni słowa, która swój teatr owym słowem tkała i tego samego uczyła kolejne pokolenia aktorów. 7 stycznia skończyła 92 lata. Jeszcze niedawno rozmawiałam o jej dorobku z Olgierdem Łukaszewiczem, prezesem ZASP-u, który odwiedził artystkę. Też się wybierałam z wizytą. Nie zdążyłam.
Ta wielka dama polskiej sceny całe swe życie związała z Krakowem. Dla Danuty Michałowskiej teatr zaczął się w pierwszych latach okupacji. Najpierw był teatr podziemny, potem oficjalnie działający Rapsodyczny, który współtworzyła wraz z Mieczysławem Kotlarczykiem i Karolem Wojtyłą.
Były role m.in. w "Wyzwoleniu", "Weselu", "Eugeniuszu Onieginie", wreszcie role w Starym Teatrze i w jej ukochanym Teatrze Godziny Słowa, który sama założyła, tułając się bez stałej siedziby.
Przez całe swoje zawodowe życie była kapłanką słowa, jego mistrzynią, bo nikt tak jak pani profesor Michałowska nie potrafi już powiedzieć strof z "Pana Tadeusza".
"Na Michałowską chodziło się do teatru, to była legenda. Z problemem zdobywało się bilety" - wspominał Józef Opalski, reżyser i pedagog. - Aktorstwo rapsodyczne było kluczem do mego Teatru Jednego Aktora, założonego w 1961 roku. Uprawiałam w nim teatr epicki: od "Bram raju" Andrzejewskiego po "Wybrańca" Manna - wspominała w jednej z naszych rozmów.
Jej życie to była również praca pedagogiczna w krakowskiej PWST - spod swych skrzydeł wypuściła m.in. Olgierda Łukaszewicza, Jerzego Stuhra, Jana Peszka czy Dorotę Segdę.