Artykuły

Mądre wygłupy

Są szanse na to, że w najbliższych sezonach słowo "kabaret" przestanie się kojarzyć z telewizyjną rozrywką dla mało wymagających. W Warszawie rozwija się nowa fala literackiego kabaretu - pisze Aneta Kyzioł w Polityce.

Mają za sobą doświadczenia teatralne i ponadprzeciętną potrzebę kontaktu z ludźmi. Słowa "kabaret" unikają jak ognia - kojarzy się z masową rozrywką z telewizji, której nie oglądają, z atmosferą festynu i dowcipami o teściowej. Dlatego nazywają się teatrem, klubem czy właśnie Pożarem w Burdelu. Grają w klubach, piwnicach klubokawiarni, teatrach, muzeach, galeriach, na festiwalach teatralnych i muzycznych. Ich najnowsze premiery są już wydarzeniami towarzysko-artystycznymi, na które przychodzą setki widzów.

- Kiedy zaczynaliśmy, w sferze kultury alternatywnej, klubowej czy niezależnej użycie słowa kabaret było naruszeniem. Sami byliśmy zniechęceni do tego słowa, nazwaliśmy się teatrem - tłumaczy Michał Sufin, współwłaściciel Klubu Komediowego, współtwórca Teatru Improwizowanego Klancyk oraz współautor scenariusza do kabaretowego "Fabularnego przewodnika po rzeczywistości wolnorynkowej". - A przecież kabaret był u swojego zarania miejscem eksperymentalnym, odważnym. Dla mnie to przestrzeń, w której poeci i literaci mogą być masowi.

Czerpiąc z tradycji literackiego kabaretu, z międzywojnia i z czasów PRL, Pożar w Burdelu i Klub Komediowy robią w dziedzinie kabaretu to samo co muzycy czy filmowcy w swoich dziedzinach sztuki - recyklingują przeszłość, samplują, nawiązują, parafrazują, ożywiają w nowym, dzisiejszym kontekście. - Odnajdujemy fajne rzeczy w tradycji, w historii i transmitujemy je do młodszych generacji, do hipsterów z placu Zbawiciela - tłumaczy Sufin. - A przy okazji poszerzamy swoją publiczność o ludzi z różnych, także starszych pokoleń.

Najlepsze pomysły kabaretowe powstawały przy kawiarnianych stolikach: Jama Michalikowa, Ziemiańska, Pod Pikadorem. Warszawskie odrodzenie kabaretu także jest związane z boomem kawiarnianym. Michał Walczak jest nawet autorem przedstawienia "Duch Pikadora. Powrót legendy", które miało być jednorazowym wydarzeniem w ramach Roku Tuwima, ale spodobało się widzom i weszło do repertuaru Och-Teatru. Z gwiazdami Teatru Narodowego w obsadzie i klasykami kabaretowej piosenki, opowiada historię dwóch uciekinierów z korpoświata, którzy chcą założyć sushibar w stylu retro. Spotykają trupę szemranych artystów (pod wodzą Rafała Rutkowskiego), która błąka się po Warszawie, szukając dla siebie miejsca. Pierwsi marzą o szczypcie szaleństwa i sztuki w życiu, drudzy tęsknią za stabilizacją i sponsorem, morał: biznes i sztuka są sobie nawzajem potrzebne. To zarówno opis doświadczeń młodych twórców kabaretu, rodzaj myślenia życzeniowego i znów nawiązanie do dawnej - przedwojennej i peerelowskiej - tradycji godziwej rozrywki tworzonej za prywatne pieniądze.

Pomysł Pożaru w Burdelu powstał w Green Caffe Nero na Puławskiej, gdzie wpadają z rana dramatopisarz i reżyser Michał Walczak i Maciej Max Łubieński, dziennikarz i varsavianista, po tym jak odprowadzą dzieci do szkoły. Zaś pierwszy odcinek miał premierę w piwnicy nieistniejącej już Klubokawiarni Chłodna 25. Tam też m.in. występował Teatr Improwizowany Klancyk, zanim jego współtwórca Michał Sufin nie namówił kilku znajomych do rezygnacji z etatów w korporacjach i wspólnego założenia własnego miejsca. Klub Komediowy na parterze jest kawiarnią, zaś w podziemiu - barem i sceną, na której wzorem nowojorskiej Comedy Cellar, znanej choćby z występów stand-upowych słynnego komika CK. Louisa, prezentowane są różne formy komediowej rozrywki.

Pożar w Burdelu z kolei zwraca uwagę na robiącą dziś karierę lokalność - myślenie miastem czy miejscowością, w której się mieszka, działanie na skalę lokalną. Zdaniem Michała Walczaka publiczne miejskie instytucje unikają ryzyka i działają ospale, ignorując tożsamość miasta, któremu powinny służyć: - Za Szekspira życie teatralne było znacznie bardziej dynamiczne, sztuki tworzono szybko, grano kilkanaście razy, teatr reagował na rzeczywistość, współtworzył atmosferę nowoczesnego miasta. Dzisiejsza Warszawa to arena polskich konfliktów społecznych i światopoglądowych i zasługuje na własny oryginalny repertuar, który odda jej żywiołową naturę.

Za późno już podpalać tęczę

W warstwie formalnej Pożar w Burdelu jest współczesną, mocno szaloną wariacją na temat rewii kabaretowych międzywojnia. Występują w nich aktorzy scen warszawskich, skład poszerza się z programu na program, niedawno dołączyła Karolina Czarnecka, znana z hitu "Hera, koka, hasz, LSD". Są przebojowe piosenki, z których kilka - np. "Ania z Polski", w której wrażliwa aktorka z Radomia, zakochana w Ryanie Goslingu, chce mu pokazać Warszawę: "Plan B i Łazienki/Przekąski Zakąski, metro i Powązki/Instytut Teatralny i Dworzec Centralny/a na koniec zwiedzania Muzeum Powstania" - stało się hitami YouTube. Są skecze, których bohaterami są stołeczni politycy, z HGW na czele, ale też budynki czy pomniki, poruszane są problemy, którymi żyje Warszawa i warszawka, a także sprawy uniwersalne (śmieciówki, niepewność, stres, pęd itd.). Nie brakuje nawet burleski.

Konferansjerem - współczesną wersją legendarnego Fryderyka Jarosy'ego - jest Andrzej Konopka w roli Burdeltaty. Swoją trupę sytuuje "między teatrem wspólnoty Jerzego Grotowskiego a teatrem komercji Michała Żebrowskiego". - Chcemy zaburzać schematy myślenia widowni i twórców - tłumaczy Michał Walczak. - Dlatego Burdel to tyleż trupa teatralna, co zespół muzyczny, jarmarczna banda kuglarzy, wyrażająca tęsknotę za hałasem, karnawałem i radością życia w znerwicowanej metropolii. Uciekamy od klasycznego kabaretu i teatru w stronę koncertu - spotkania z ludźmi.

Kabaret literacki jest dla Walczaka o tyle ważnym odniesieniem, że Warszawa ma w sobie żywioł i wpisane w geny tworzenie wspólnoty poprzez inteligencki wygłup. Co może być związane z tym, że niemal wszyscy w tym mieście są przyjezdni i muszą szukać wspólnoty innej niż rodzina, ale też z potrzebą odreagowania stresu związanego z wyzwaniami i tempem życia w stolicy. - Czujemy się jak psychoterapeuci, reakcje widowni pokazują, że Warszawa potrzebuje się położyć na kozetce - stwierdza współtwórca Pożaru Max Łubieński.

Pożar jest latającą kozetką. Instaluje się tam, gdzie go zapraszają, odnosi się do miejsca, w którym występuje. W Muzeum Powstania Warszawskiego zrealizował program "Gorączka powstańczej nocy", w którym wysłannik z 1944 r. przedostawał się kanałem do ubiegłorocznej Warszawy żyjącej sprawami referendum. W typowym dla Pożaru szaleństwie wrażenie robiła pełna nostalgii piosenka: "Choć tego miasta już nie ma/Tam wciąż jeszcze trwa zabawa/Kochane miasto nieistniejące/Nazywam je Niewarszawa/Niejedno marzenie tu prysło/ Niejedno powstanie tu zgasło/To zawsze było i będzie/ Szalone i wolne miasto".

W dawnej Wytwórni Wódek Koneser na Pradze grali musical z rapowanym hitem "West Side, East Side/jedno miasto czy dwa miasta przedzielone Wisłą". "Pieśni ludu polskiego", przygotowane przy okazji Roku Oskara Kolberga i grane w Teatrze Studio, powstały w celu odreagowania atmosfery wokół odwołania spektaklu "Golgota Picnic", podsłuchowi pytań, co można pokazywać, a czego nie. Oto budowniczowie metra znajdują księgę obscenicznych pieśni ludu polskiego rzekomo spisaną przez Kolberga, wybucha epidemia rabelaisowskiej obsceniczności, hipisowskie wyzwolenie obyczajowe dotyka także prezydent HGW, a psychoterapeuta miasta dr Janusz Fak uczy widzów rozluźniania pośladków.

Rocznicę pierwszych wolnych wyborów 4 czerwca uczcili programem "Herosi transformacji". Podczas uroczystych obchodów 25-lecia wolnej Polski prezydent Barack Obama zostaje porwany na Wschód przez mutantów transformacji, na pomoc ruszają mu nasi herosi. Przy okazji rozważań nad transformacją ustrojową Pożar rozmyślał też nad fenomenem męskości, a Łubieński śpiewał song "Ostatni hetero": "Za późno już podpalać tęczę/geje są wszędzie...".

Nie wymeldowywuj mnie...

Z kolei Michał Sufin, Błażej Staryszak i grupa aktorów związanych z Klubem Komediowym odwołują się w kolejnych programach "Fabularnego przewodnika po rzeczywistości wolnorynkowej" [na zdjęciu] do tradycji kabaretu absurdu, purnonsensu i zabawy słowem, tworzonej przez Kabaret Starszych Panów, Piwnicę pod Baranami, STS czy Bim-Bom i Salon Niezależnych. - Osiecka, a jeszcze bardziej Kofta czy Przybora, są dla nas niedościgłymi wzorami - tłumaczy Sufin. - Ludzie się przyzwyczaili, że kabaret to aluzja polityczno-społeczna, nie absurd, poezja, teatr i wycieczki międzygatunkowe. Ja w kabarecie cenię zarówno literackość, jak i odwagę w poruszaniu emocji, ten dreszcz, kiedy nie jesteś pewny, czy to było żenujące czy wspaniałe. Nie byłoby "Tej ostatniej niedzieli", gdyby nie chęć dreszczu żenady trochę, który według mnie jest dreszczem szlachetnym, bo wypartym przez nas. Plus melodramat. To są powody, dla których kabaret może być poezją masową.

"Fabularny przewodnik..." nazywa pokojem, do którego się wchodzi przez różne drzwi z rzeczywistości. W pierwszym odcinku tą rzeczywistością, która w piwnicy się odrealniała, był start w dorosłe życie absolwentów: targi ofert pracy, coache i naiwny bohater, który próbuje się odnaleźć w przestrzeni wolnorynkowej. Akcja drugiego odcinka - "Zniknięcie baristki w ekspresie" - toczy się w klubokawiarni, osią jest śledztwo w sprawie rzekomego zniknięcia tajemniczej baristki, której nikt nie pamięta. Sytuacja jak z Kabaretu Starszych Panów, także bohaterowie mogliby z powodzeniem odnaleźć się w menażerii Przybory i Wasowskiego: para detektywów - Afektywny i Zachowawczy (ten drugi jest wyznawcą zasady nieoznaczoności śledztwa, według której prowadzenie śledztwa automatycznie zmienia jego wynik), Błędna Kelnerka, dziewczyna achronologiczna, Szara Szafiarka, która nie chce się wyróżniać, chór freelancerów, smutna coachka (kołczka-trenerka), Muza porzucona z wierszem na ręku, zadłużony właściciel kawiarni...

Zabawy słowem też jakby pożyczone od Starszych Panów, "Nie wymeldowywuj mnie", śpiewane do męża przez przyłapaną na niewierności profesorową, brzmi jak echo piosenki Wiesława Gołasa: "Widząc mnie w upiornym twiście, zwariowalibylibyście". - Stawiamy na urodę słowa i na "stylizm". Stylizujemy się, co momentami może zakrawać na manierę, ale wydaje nam się, że w kabarecie wolno. Chcemy robić kabaret smutny i wodewilowy - z tych elementów, których brakuje. Jednak ludzie przychodzą na kabaret i niewiele im trzeba do śmiechu - zauważa Michał Sufin.

- Warszawa jest w ciekawym momencie, z jednej strony modernizacja, racjonalizm, Europa, z drugiej słowiańska, chaotyczna natura, która lubi wyrażać się spontanicznie i tworzyć wielkie idee - zauważa Michał Walczak. Trudno o lepsze medium do oddania tych dynamicznych i sprzecznych procesów niż inteligentny kabaret, który obnaża, ale nie obraża. Śmieje się ze wszystkich: hipsterów z placu Zbawiciela i z podpalaczy tęczy na tymże placu, z absolwentów nierynkowych kierunków studiów, z lokalnych polityków, słoików, konserwatystów i postępowców. A przede wszystkim z siebie - artystów na dorobku.

Pożar w Burdelu od trzech lat odświeża tradycję kabaretowej Szopki noworocznej, tworząc Burdelszopki, W jednej z nich pokazali Wigilię w "Krytyce Politycznej", ze Sławomirem Sierakowskim błogosławiącym wiernych przez Skype'a z Harvardu. W innej nabijali się z komercjalizacji świąt. "Lejdis and dżentlemen, madam i mesje. Jak co roku w styczniu warszawiacy wpadają w depresję. Nie udało się wypełnić postanowień noworocznych, znowu piję, biorę dragi. Nie rozpaczaj, nie wyrzucaj kasy na terapeutę, przyjdź do burdelu artystycznego! Specjalnie dla was przygotowaliśmy noworoczną Burdelszopkę. Zadamy pytanie o polską rodzinę. O reklamę wielkoformatową. O gender. Przed wami wieczór magii i ścierny, będą biskupi, będą syreny. Odsłania się kurtyna, przedstawienie się zaczyna!" - zapowiadał jedną z nich Burdeltata. Najnowsza w styczniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji