Artykuły

Bombki pod choinką

Niedawno obejrzałem w telewizji "Niedzielę z Mariuszem Trelińskim", który wyjeżdża do Nowego Jorku, aby przekazać w MET dwie jednoaktówki po ich premierze w Warszawie. Dzięki retransmisji w kinach Polacy będą mogli zobaczyć skalę tego sukcesu. Tu i tam publikuje się sensację, że to pierwszy polski reżyser w historii Metropolitan. Otóż nie! W latach 1915-1920 reżyserem tego teatru był wybitny twórca filmowy i teatralny Ryszard Ordyński, który wystawił w MET między innymi "Fausta" i "Złotego kogucika" - pisze Sławomir Pietras w Angorze.

Nie jestem zwolennikiem kinowych retransmisji spektakli z największych teatrów operowych. Pogląd ten spycha mnie do olbrzymiej mniejszości. Zamilknę więc, aby nie narażać się nikomu z tych wszystkich, których nie stać na podróże do Metropolitan. Nie wiedzą oni, że doznają podczas spektakli w kinie tylko takiej przyjemności, jak debiutujący w ars amandi młodzieńcy używający gumowych zabezpieczeń.

Niedawno obejrzałem w telewizji "Niedzielę z Mariuszem Trelińskim", który wyjeżdża do Nowego Jorku, aby przekazać w MET dwie jednoaktówki po ich premierze w Warszawie. Dzięki retransmisji w kinach Polacy będą mogli zobaczyć skalę tego sukcesu. "Jolanta" uważana jest za najnudniejszą operę Czajkowskiego, natomiast dwuosobowy "Zamek Księcia Sinobrodego" Bartoka to dzieło dla muzykologów, teatrologów oraz miłośników skomplikowanych wersetów melodycznych, a nie dla nowojorskiej publiczności, zakochanej w Mozarcie, Verdim, Wagnerze, Puccinim i od czasu do czasu w klasycznej operetce.

Atrakcją tego wieczoru będzie Anna Netrebko w roli Jolanty oraz Walery Giergief jako dyrygent. W ostatnich tygodniach oboje artyści nie schodzili z łamów prasowych i stacji telewizyjnych, skandując, podpisując, popierając i propagując poczynania Władimira Putina wobec Ukrainy, Europy i reszty świata. Ich postawę i determinację można porównać z uwielbieniem i oddaniem Fuhrerowi III Rzeszy, jaką demonstrowali w czasie wojny znakomita śpiewaczka Elizabeth Schwarzkopf i wielki dyrygent Herbert von Karajan. Wówczas również nikt nie ośmielił się ich bojkotować. Dopiero wiele lat później przyszło wybaczenie.

Podczas telewizyjnej "Niedzieli z Trelińskim" dużo mówiono o jego filmach, mniej o pracy w operze. Wynikało z tego o czym wiemy - że należy on do reżyserów, którym nie udała się kariera w filmie, więc spróbowali szczęścia gdzie indziej.

Mariusz trafił najlepiej, bo pod skrzydła świetnego menedżera teatralnego, wybitnego ministra kultury, a następnie dyrektora Opery Narodowej, który w swych licznych poczynaniach wydaje się nie popełniać błędów. Poza jednym: nieustannym kreowaniem i lansowaniem Trelińskiego. Stąd w Warszawie niezwykle kosztowne, a artystycznie chybione i szybko spadające z afisza produkcje: "Wyrywacz serc", "Król Roger", "Otello", "Don Giovanni", "Dama pikowa", "La Boheme", "Orfeusz i Eurydyka", "Turandot", "Borys Godunow", "Traviata", "Latający Holender" i "Manon Lescaut". Tylko w przypadku dwóch tytułów, nad reżyserską bezczelnością Trelińskiego góruje jakość pomysłu, klimat, dopracowanie detalu i jaki taki szacunek dla sensu dzieła. Są to "Madame Butterfly" i "Andrea Chenier".

Autorem rozgłosu nad tym operowym szaleństwem i marnotrawstwem jest Waldemar Dąbrowski, którego - gdyby zechciał posłuchać - wzywałbym, przekonywał i prosił o opamiętanie, a przynajmniej powściągliwość i umiar. Te dwie jednoaktówki w MET to też jego sprawka. Od ponad stu lat Polacy marzyli, aby znalazła się tam "Halka" Moniuszki, a w naszym pokoleniu któraś z oper Pendereckiego, a nie Treliński ze swoim debiutem.

Tu i tam publikuje się sensację, że to pierwszy polski reżyser w historii Metropolitan. Otóż nie! W latach 1915-1920 reżyserem tego teatru był wybitny twórca filmowy i teatralny Ryszard Ordyński, który wystawił w MET między innymi "Fausta" i "Złotego kogucika".

Z Trelińskim do Nowego Jorku pojedzie Edyta Herbuś. Jako narzeczona reżysera często odgrywa w jego produkcjach różne nieistniejące postacie. Warszawskie kasjerki teatralne opowiadały, że widzowie często prosili o bilety na "Traviatę" z Herbuś, myśląc, że to ona gra tytułową nierządnicę. Niedawno przeczytałem, że Herbuś wystąpiła w "Salome" reżyserowanej przez Trelińskiego w Pradze. Zawarto sugestie, że chodzi o rolę tytułową (!) oraz napisano, że Salome kazała ściąć głowę "swemu ukochanemu Janowi Chrzcicielowi". Tą informacją powinien zająć się Watykan!

Panna Herbuś twierdziła kiedyś w prasie, że ma zamiar wystąpić w operze "MADAME Lescaut". Uczyniła to zapewne w roztargnieniu. Podobnie ja, składam bombki z tymi wszystkimi podejrzanymi wiadomościami pod choinkę, aby się nie rozbiły, roznosząc nie najlepsze zapachy. Natomiast choinkę przystrajam serdecznymi życzeniami świątecznymi!

Na zdjęciu: "Jolanta", Teatr Wielki - Opera Narodowa, Warszawa

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji