Artykuły

To nie moja wina, że mi się udaje

- Coraz częściej myślę o wystawie. Ale sam mam ją zrobić? Chyba nie wypada (śmiech). A byłoby z czego, bo przez lata uzbierało się tych zdjęć. Na razie robię je do szuflady - MIROSŁAW BAKA, aktor Teatru Wybrzeże w Gdańsku.

Marzył, by zostać marynarzem, ale był słaby z przedmiotów ścisłych. Został więc aktorem. Zwykle grywa czarne charaktery, choć jest osobą o dobrym sercu i ciepłym spojrzeniu.

Mirosław Baka mieszka na Wybrzeżu. Do Warszawy przyjechał na premierę filmu "Jack Strong", w którym gra majora kontrwywiadu. Miał pracowity rok. Cieszy się, że przed nim miesiąc odpoczynku. Wreszcie będzie miał czas na spacery z żoną, zrobi porządki w garażu i może parę zdjęć. Bo fotografowanie to jego pasja. Po latach znów się nim zajął.

Miałeś już wystawę swoich zdjęć jak Janusz Gajos?

- No wiesz, Gajos to Gajos. Choć, faktycznie, coraz częściej myślę o wystawie. Ale sam mam ją zrobić? Chyba nie wypada (śmiech). A byłoby z czego, bo przez lata uzbierało się tych zdjęć. Na razie robię je do szuflady.

Dlaczego fotografujesz?

- Miałem 11 lat, ojciec oddał mi swoją Smienę 8 i zabrałem się za robienie zdjęć. Pamiętam pierwsze - zachód słońca na moście w Annopolu. Potem kupiłem sobie rosyjski Zenit i razem z dwoma kumplami, którzy też mieli Zenity, bawiliśmy się w fotografowanie. Jeden z nich urządził w piwnicy ciemnię, gdzie wywoływaliśmy zdjęcia. Ale potem zostawiłem fotografię. Wróciłem do niej po latach, jako dorosły, kiedy dzieci odchowane i można robić coś dla siebie.

Jakie miałeś dzieciństwo?

- Bajkowe. Fajnie było w moim Ostrowcu Świętokrzyskim. Do 6. roku życia mieszkałem w domu nad rzeczką przy ulicy Wiejskiej. Pamiętam stukot furmanek na bruku. A gdy czasami przejeżdżał samochód, to wszyscy biegli do okien. Za rzeką było pole, na którym od świtu terkotał traktor pana Redlicha. Pod oknem pachniał jaśmin. Potem przeprowadziliśmy się do osiedlowego bloku. Z okna miałem już, niestety, tylko widok na moją podstawówkę.

Byłeś dobrym uczniem?

- W podstawówce tak. Tam dobre stopnie przychodziły jakoś same. Gorzej w liceum, bo nie lubiłem przedmiotów ścisłych. Pokłóciłem się ze szkołą, często ją omijałem (śmiech). Bardziej pasjonował mnie świat, muzyka, książki, choć niekoniecznie lektury. Maturę jednak zdałem.

Twój tata odszedł, gdy chodziłeś do liceum. Byłeś na niego zły?

- Właściwie kontakt z ojcem straciłem wcześniej, w wieku 12 lat. Nie potrafiłem się z nim porozumieć. Odkąd zacząłem mieć własne zdanie i już nie chciałem być wciąż pouczany, nasze drogi się rozeszły. I to na całe życie. Ojciec lubił, aby wszystko było tak, jak on chciał. Mnie to nie odpowiadało, a jak się okazało po paru latach, nie odpowiadało też mamie. Musieliśmy się rozstać. Zostałem z mamą.

Jak wyglądało twoje życie z mamą?

- Kiedyś powiedziałem, że moja mama właściwie mnie nie wychowywała Nieprawda. Wychowywała, tylko mądrze, tak, że nie odczuwałem żadnej presji. Dała mi wolność i przyzwolenie na popełnianie błędów. Jednak z boku uważnie mnie obserwowała i zawsze w razie kłopotów mogłem do niej przyjść. Miałem z nią cudowny kontakt, była fantastycznym przyjacielem. Zresztą również w pamięci moich znajomych, bo mama już, niestety, nie żyje, pozostała jako osoba ciepła, dobra i bardzo liberalna. Odeszła za wcześnie.

Grałeś u największych reżyserów: Kieślowskiego, Wajdy, Pasikowskiego. Zwykle jednak postaci złe.

- Widocznie mam po temu predyspozycje (śmiech). A poza tym te postaci dłużej się pamięta.

W najnowszym polskim filmie "Jack Strong" jesteś majorem kontrwywiadu wojskowego. To kolejny czarny charakter.

- Mój bohater był tam, gdzie był, bo pewnie nie miał siły, by znaleźć się gdzie indziej. Oficerem PRL-owskiego wywiadu okazał się jednak bardzo dobrym. Jako pierwszy i jedyny zresztą podejrzewał Kuklińskiego.

"Wałęsa. Człowiek z nadziei", "Biegnij chłopcze, biegnij", teraz "Jack Strong" to tylko ostatnie filmy z twoim udziałem. Sporo jak na aktora, który zaszył się na Wybrzeżu.

- Rzeczywiście, sporo było tego w ostatnim roku.

Więc nie trzeba bywać na warszawskich salonach, żeby ciągle grać?

- To chyba zależy, w czym grać. Bo jeśli w poważnych filmowych przedsięwzięciach, to chyba nie. Tu miarą aktorstwa nie jest popularność.

W Gdańsku występujesz w tym samym teatrze, co twoja żona Joanna Kreft-Baka. Razem łatwiej?

- Nie wiem, jak to się gra bez żony (śmiech). A mówiąc całkiem serio, od zawsze byliśmy w tym samym teatrze, ale rzadko pojawiamy się w tych samych sztukach.

Ten sam teatr, ta sama żona... To takie niedzisiejsze.

- Poznaliśmy się podczas egzaminów do wrocławskiej szkoły teatralnej. Mieliśmy okresy wielkich namiętności i wielkich wątpliwości. Jeszcze na studiach rozstaliśmy się nawet na jakiś czas, aż w końcu nabraliśmy pewności, że jesteśmy jedno dla drugiego. Długo się docieraliśmy. A może wciąż się docieramy? Codziennie zdajemy egzamin z bycia razem. Ale przecież nie my jedni. Niemal w każdym związku jest podobnie.

Macie dwóch synów. Są powodem do dumy?

- Łukasz jest operatorem filmowym. Podobnie jak ja, chwycił za aparat fotograficzny, gdy miał 11 lat, lecz jemu nie zabrakło konsekwencji. Od dziecka wiedział, co chce robić w życiu. Skończył studia z najlepszym wynikiem na roku, musi jeszcze tylko znaleźć pracę (śmiech). Wie, że być może powinien przyjechać do Warszawy, kogoś poznać, ale mówi: "Tata, ja tak nie umiem". Rozumiem go. Bo ja też nie chodziłem na bankiety, nie piłem z producentami czy reżyserami. Może dlatego nie nauczyłem syna rozpychać się łokciami. Wierzę jednak, że da sobie radę, bo jest zdolny. Jeremi w tym roku zdaje maturę, ale jeszcze nie ma pomysłu na siebie. Na razie ma dużo nauki, robi międzynarodową maturę. Podziwiam go, bo przez 3 lata nawet chemii musiał uczyć się po angielsku. Ja nawet po polsku miałem straszne trudności z tego przedmiotu.

Niedawno skończyłeś 50 lat. To były ważne urodziny?

- Znacznie bardziej przeżyłem czterdzieste urodziny. Pięćdziesiąte przyjmuję z pogodną rezygnacją (śmiech). Na myśl o tym, ile to już mam lat, uśmiecham się z nutką rozrzewnienia, zmieszaną z odrobiną politowania nad sobą. Ale za to jest już we mnie chyba więcej spokoju. Świat przeszkadza mi coraz mniej. A nawet coraz bardziej jestem go ciekaw...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji