Wiśniowy sad
Pozornie nie ma tu wielkich namiętności. Za to jest przytłaczająca, duszna codzienność. Duszna tak, że trudno ją znieść. Ponoć Antoni Czechow nazwał "Wiśniowy sad" komedią. Jak to u tego pisarza bywa, są w niej - trudne do pokazania na współczesnej scenie (bo łatwo je przerysować) - elementy farsowe, ale to przede wszystkim dramat. Pokłóciłabym się z autorem o nazwę gatunku, gdyby żył. A swoją drogą, gdyby żył, ciekawe, co miałby do powiedzenia o współczesnych Rosjanach...
Bohaterami "Wiśniowego sadu" są całkiem zwyczajni ludzie uwikłani w kłopoty codzienności. Lubow Raniewska wyjechała z Paryża, uciekając przed długami. Nie rozumiem jej przewiązania do domu dzieciństwa, wszak właśnie tam utonął w rzece jej mały synek i od tego wspomnienia powinna uciekać. W "domu dzieciństwa" jest Firs, jest Ania, Szarlota. Wszyscy przeżywają swoje - mniejsze lub większe, ale dla nich samych nie do opanowania - dramaty.
"Bohaterowie Czechowa jakby pogodzili się już z tym, że życie ich nie jest takie, jakiego pragnęli. Wydaje się, że szczęśliwe życie zostało za nimi albo też zarezerwowane jest dla przyszłych pokoleń. Pragnienie szczęścia to konieczność życia wspomnieniem bądź utopia, co nieuchronnie prowadzi do samoizolacji. Ciągle szukają równowagi pomiędzy światem a sobą, między przyszłością a przeszłością. Nie są bardziej skoncentrowani ani obdarzeni silniejszą wolą, niż my jesteśmy. Przeciwnie - unikają, podobnie jak my, gwałtownych rozstrzygnięć, brutalnych starć" - pisze w swoich zapiskach Paweł Miśkiewicz, reżyser przedstawienia. W Teatrze Polskim "Wiśniowy sad" był wystawiony tylko raz - w 1971 roku, w reż. Marii Straszewskiej. W nowym przedstawieniu Raniewską zagra Halina Skoczyńska, Anię Monika Bolly, Warię Katarzyna Strączek na zmianę z Aleksandrą Popławską. Rolę Leonida Gąjewa dublować będą Igor Przegrodzki i Zygmunt Bielawski. Scenografię przygotował Andrzej Witkowski, muzykę napisał Bolesław Rawski.