Gdzie niemożliwe staje się możliwe
Być może zabrzmi to niewiarygodnie, ale czerwcowa premiera "Snu nocy letniej" była pierwszą od 15 lat inscenizacją sztuki Szekspira na lubelskiej scenie dramatycznej. Tym samym zakończyła się sytuacja mająca wręcz posmak skandalu. Teatr dramatyczny bez Szekspira wydaje się wszak instytucją chorą, nie w pełni zasługującą na swą nazwę.
Reżyserująca spektakl Romana Próchnicka zaproponowała Szekspira odczytanego w sposób tradycyjny, choć na pewno nie anachroniczny. Wybrała klasyczny już dziś przekład Gałczyńskiego, najbardziej chyba poetycki, ale jednocześnie brzmiący wciąż żywo, przyswajany i akceptowany przez współczesnego widza. Nie popadła jednak w werystyczną dosłowność.
Akcję komedii umieściła tam, gdzie się ona w istocie rozgrywa: nie w Atenach ani nie w podateńskim lesie, lecz w strefie pomiędzy nimi. Strefie, której położenia nie określają wielkości fizyczne, ale wyobraźnia widza. Tu wielką rolę odgrywają dekoracje Teresy Ponińskiej. Z jednej strony bowiem mamy ascetyczny szkic świata realego. Pozbawiony głębi, wręcz ścieśniony. Z drugiej zaś mroczny, tajemniczy i pełen niedopowiedzeń świat fantastyki, świetnie podkreślany znakomitą muzyką Jerzego Satanowskiego. Świat utrzymany w trochę tolkienowskim klimacie, do którego poznawania bardziej niźli zmysły przydatna jest wyobraźnia i intuicja. Tu właśnie powstaje owa sfera styku, gdzie niemożliwe staje się możliwe, jak to sobie wymyślił genialny stratfordczyk.
Ażeby jednak tak się stało, nie wystarczy największa nawet inwencja reżyserska i scenograficzna. Konieczne jest rzetelne, profesjonalne aktorstwo. I choć dla wielu było to pierwsze spotkanie z twórczością Szekspira, lubelscy aktorzy wyszli z tej próby
obronną ręką. Niemal wszyscy wykonawcy stworzyli role co najmniej poprawne, a niektórzy zgoła bardzo dobre. Przede wszystkim Henryk Sobiechart jako Oberon, władca i filozof w jednej osobie, oraz Grażyna Jakubecka, która wyposażyła swą Tytanię w prawdziwie monarszy majestat, a także w pełnię zmysłowości i połączyła to w harmonijną całość. Dalej - Magdalena Sztejman (Helena - udany debiut tegorocznej absolwentki krakowskiej szkoły teatralnej) i Alina Kołodziej (Hermia), zestawiające młodzieńczą spontaniczność z pewnym wyrafinowaniem. Wojciech Dobrowolski (Puk) wnoszący na scenę nieokiełznaną fantazję i żywiołowość, wreszcie Paweł Sanakiewicz - plebejski i rubaszny, ale w dobrym stylu, Spodek. Ta szóstka aktorski egzamin z Szekspira zdała na piątkę.
Był to zresztą nie tylko egzamin dla aktorów, lecz także rodzaj sondażu, w którym publiczność mogła się wypowiedzieć na temat obecności klasyki na lubelskiej scenie. I nie ma żadnych wątpliwości co do tego, jakiej odpowiedzi udzieliła. Owacja na stojąco, jaką zgotowano po premierze, mówi sama za siebie.
Premiera "Snu nocy letniej" była szóstą w sezonie 1993/94 na scenie Teatru im. J. Osterwy. A zarazem najlepszą. Pierwszy sezon dyrekcji Cezarego Karpińskiego należy uznać za w pełni udany.