Artykuły

Bytom. To już jest koniec Śląskiego Teatru Tańca?

To już przesądzone. Damian Bartyla, nowy prezydent Bytomia, ogłosił wczoraj, że nie ma mowy o współpracy z Jackiem Łumińskim, który 21 lat temu założył w Bytomiu teatr tańca. Jego szefem będzie jeszcze tylko przez tydzień. Miasto zawiadamia prokuraturę o przestępstwach wykrytych w Śląskim Teatrze Tańca.

Władze Bytomia uważają, że pod rządami dyrektora w teatrze, który miał dotąd status instytucji kultury na utrzymaniu gminy, doprowadzono przez kilka ostatnich lat do tylu nadużyć finansowych i takiego bałaganu, że dalsze istnienie placówki nie ma już sensu. Dług teatru to 1,2 mln zł. - Żadne władze miasta nie mogłyby się zgodzić na podobną skalę marnowania publicznych pieniędzy. Narażałoby to nas zresztą na zarzut karygodnej niegospodarności - powiedział nam Adam Grzesik, rzecznik prezydenta Bytomia, który pod koniec listopada zarządził w ŚTT gruntowną kontrolę, gdy nagle dowiedział się, że Ministerstwo Kultury żąda od gminy zwrotu 800 tys. zł dofinansowania na jeden z zagranicznych projektów teatru. Okazało się, że dług ŚTT jest większy niż roczny budżet placówki i wynosi około 1,2 mln zł.

Jak to możliwe? Odpowiedź - i to porażającą zdaniem bytomskich władz - przynoszą wyniki najnowszego audytu. Już w pierwszych dwóch dniach inspektorzy mieli wykryć 15 nieprawidłowości, a z czasem trafiali na coraz grubsze uchybienia.

"W teatrze rażąco łamano ustawę o finansach publicznych, o rachunkowości i Kodeks pracy" - brzmi konkluzja kontroli. Inspektorzy opisują, że pieniędzmi szastano bez pokrycia w fakturach i bez jakiejkolwiek kontroli. Na przykład na same tylko przejazdy taksówkami po Polsce wydano w zeszłym roku 22 tys. zł, znaleziono też dziwne bilety lotnicze kupione bez określenia, dokąd właściwie latano. W dokumentacji księgowej panował nieopisany bałagan, a i tak do rubryk wpisywano kwoty, które zupełnie nie zgadzały się z fakturami i rachunkami. Podrabiano też podpisy.

Inspektorzy na podsłuchu

Doszło do skandalu, gdy inspektorzy zorientowali się, że są podsłuchiwani - na parapecie pokoju, w którym przeglądali dokumenty, znaleźli włączony tablet obecnego zastępcy dyrektora teatru, na który nagrywały się wszystkie ich rozmowy. Gdy wezwali do teatru policję, właściciel tabletu tłumaczył, że mu go ukradziono.

Damian Bartyla był tak zaskoczony odkryciami kontroli, że wczoraj postanowił przekazać cały materiał prokuraturze (która od roku bada już wątek fałszowania umów). - Wiemy już, że od lat dochodziło w gminnej instytucji do przestępstw, które można było wykryć w rutynowych kontrolach przynajmniej od 2010 roku. Nie wiemy, czy zamieszani w nie byli tylko pracownicy teatru, a może także urzędnicy miejscy, którzy nadzorowali ŚTT. Dziwimy się tylko, dlaczego poprzednie władze Bytomia nie zawiadamiały o niczym organów ścigania, choć miały taki obowiązek! - ocenia Grzesik, który wszelkie wnioski pozostawia prokuraturze.

Zdruzgotany sytuacją Jacek Łumiński broni się, że o kłopotach, które zgotowali mu za plecami byli współpracownicy, informował zawczasu m.in. wiceprezydent Bytomia Halinę Biedę, sam zwolnił winowajców z teatru i od roku próbował wszystko uporządkować.

Pojemna skarbonka bez dna

Tymczasem Roman Kuśnierz, zwolniony zastępca dyrektora (przez 17 lat był prawą ręką Łumińskiego w finansach), twierdzi, że wirtualna księgowość w ŚTT nie była dla nikogo tajemnicą, a sam dyrektor dobrze wiedział o nieprawidłowościach. - Już kilka lat temu teatr przestał założyciela obchodzić, bo bardziej syciła jego próżną ambicję funkcja dziekana Wydziału Tańca krakowskiej PWST. Odtąd teatr traktowano już tylko jako pojemną skarbonkę bez dna - powiedział nam Kuśnierz.

Halina Bieda, była wiceprezydent Bytomia, odpowiedzialna za sprawy kultury przez sześć lat rządów Piotra Koja (odszedł po referendum), dodaje, że karała Łumińskiego m.in. odebraniem premii i ostatnio zawiadomiła o uchybieniach rzecznika dyscypliny finansów publicznych. W rozmowie z "Gazetą" usprawiedliwiała się: - Poprzestając na wytykach, może byliśmy zbyt łagodni, ale nikt nie chciał pochopnie szkodzić teatrowi, który odnosił słynne światowe sukcesy.

Śląski Teatr Tańca zatrudnia teraz około 10 osób (stary zespół tancerzy rozpadł się), nie wiadomo nawet, czy w styczniu dostaną pensje. Nie ma nowego dyrektora, miasto nie rozpisało konkursu, a bez niego ustawa zabrania istnieć takiemu podmiotowi, jakim jest instytucja kultury. Jacek Łumiński nie wierzy, że to już koniec teatru, nie traci nadziei, że jeszcze nie wszystko stracone. - Jeżeli miasto zlikwiduje ŚTT, o ratunek poprosimy Ministerstwo Kultury i marszałka województwa śląskiego. Może zgodzą się wziąć nas pod swoje skrzydła - powiedział nam wczoraj słynny choreograf.

Były prezydent: nowe władze rozgrywają rzecz politycznie

Piotr Koj, były prezydent Bytomia: - Żałuję, że zamiast ratować teatr, który jest chlubą miasta i przynosił mu ogromne korzyści, choćby w postaci promocji Bytomia w świecie, nowe władze zdecydowały się zniszczyć tę wartość, a w dodatku jeszcze próbują rozgrywać rzecz politycznie. Wyniki naszych regularnych kontroli, które przeprowadzał ten sam wydział audytu UM, przesyłaliśmy do rzecznika dyscypliny finansów publicznych, do Regionalnej Izby Obrachunkowej, które nigdy nie dopatrzyły się w teatrze przestępstw. Nie nagłaśnialiśmy uchybień w świetle kamer, bo od poklasku ważniejsze dla miasta było istnienie teatru, ratowanie go, by przetrwał w Bytomiu. Gdy okazało się, że dyrektor nie radzi sobie, próbowaliśmy zmienić kierownictwo, napisaliśmy nowy statut, wzmacnialiśmy kontrolę. Miałem jednak świadomość, że prokuratura została zawiadomiona o wszystkim już ponad rok temu i bada sprawę, dotąd zresztą nie postawiono nikomu zarzutów ani nie skazano za żadne przestępstwo. Ponowne zawiadamianie prokuratury o tych samych podejrzeniach nie ma sensu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji