Artykuły

Zdigitalizować trzeba wszystko

- Archiwa to nasza przyszłość, a nie przeszłość. One budują tożsamość. By ocalić audiowizualne dziedzictwo polskiej kultury, do 2015 r. NInA wyda na digitalizację 120 mln zł - mówi Michał Merczyński, dyrektor Narodowego Instytutu Audiowizualnego.

W warszawskiej siedzibie NInA w dniach 27-29 października po raz szósty odbywał się festiwal Kultura 2.0. - tym razem pod hasłem "Status: obywatel". Próbowano odpowiedzieć, czy naprawdę mamy do czynienia z nową, osobną kulturą? Czy internauci są jej "obywatelami"? Na ile rzeczywiście ją programują, a na ile są tylko programowani? Czy sieć internetowa służy rozproszeniu, czy zagęszczeniu połączeń społecznych? Cieszyć się czy martwić z osłabienia publicznych instytucji kultury? Narodowy Instytut Audiowizualny powstał na wzór francuskiego Institut National de l'Audiovisuel. NInA digitalizuje polskie dziedzictwo audiowizualne, upowszechnia je, ale też sama kreuje wydarzenia kulturalne, jest mecenasem sztuki. W 2011 r. odpowiadała za koncepcję i realizację Krajowego Programu Kulturalnego Polskiej Prezydencji.

Rozmowa z Michałem Merczyńskim, dyrektorem Narodowego Instytutu Audiowizualnego

Tadeusz Sobolewski: Jak zmieniało się w ciągu ostatnich lat pańskie myślenie o kulturze cyfrowej?

Michał Merczyński: Z początku, jeszcze pod szyldem Polskiego Wydawnictwa Audiowizualnego, byliśmy stachanowcami kultury cyfrowej. Dziś już nie fetyszyzujemy cyfry. Tak samo jak ci, którzy byli kiedyś w awangardzie digitalizacji, socjologowie i medioznawcy związani z Instytutem: Mirek Filiciak, Justyna Hofmokl, Alek Tarkowski, Edwin Bendyk. Nie tyle działamy na rzecz jakiejś rewolucji kulturalnej, ile służymy tranzytowi wartości z jednej formy w drugą. I mamy poczucie, że zawsze będziemy w tym tranzycie, łącząc tradycyjne treści i możliwości nowych technologii.

Przykładem tego, jak rozumiemy kulturę 2.0, jest muzykoteka szkolna i nasz pierwszy e-book umieszczony w sieci - nie podręcznik mówiący, że Beethoven wielki był, ale próba rozbudzenia w młodym człowieku emocji melomana (niedługo uruchomimy plastyczną "pinakotekę"). Z drugiej strony robimy warsztaty, także dla seniorów, o tym, jak korzystać z archiwów.

Nie jestem fetyszystą najnowszych technologii. Oswajając innych z kulturą cyfrową, sam się z nią oswajam. Ale nawet jak otwieram tablet, to i tak potem idę do kiosku po gazetę albo czytam zwykłą książkę. Tekst "Czarodziejskiej góry" nie zmieni się od tego, że będzie na tablecie, nie na papierze.

Cały dorobek kultury musi być zdigitalizowany?

- Wszystko trzeba zdigitalizować, wzorem Francji, która w 2015 r. będzie pierwszym krajem na świecie, którego całe dziedzictwo kulturowe będzie uwiecznione na cyfrze i udostępnione publicznie na przejrzystych zasadach. Dotychczasowe materialne nośniki, taśmy i płyty są nietrwałe.

W ciągu najbliższych lat NInA, jako operator programu "Kultura plus", wyda na to 120 mln zł. Działamy poprzez cztery instytucje: Biblioteka Narodowa digitalizuje książki, Narodowe Archiwum Cyfrowe - dokumenty i fotografie, Instytut Dziedzictwa dokumentuje polskie zabytki, a NInA - cały dorobek audiowizualny. Zegar tyka. Pozostało nam jeszcze 17 lat, bo na tyle jest przewidziany wieloletni program rządowy "Kultura plus". A cały czas powiększa się masa nowych audycji i programów, które nie są na bieżąco digitalizowane.

Co spowalnia ten proces?

- Prawo, a właściwie jego brak. Brakuje nam takiej ustawy o mediach, jaką wywalczyła sobie kinematografia. To kwestia woli politycznej, czy jej projekt - istniejący od dwóch lat - trafi do Sejmu.

Ważne, żeby archiwa audiowizualne były dostępne na rozsądnych zasadach. Dziś wciąż jesteśmy na rozstaju, nazwałbym go anarchistyczno-prawnym. Zasoby archiwalne, radiowe czy telewizyjne sprzed 1994 r., kiedy powstały spółki Polskiego Radia i Telewizji, traktowane są jako własność tych spółek i sprzedawane po cenach zaporowych. A przecież jest to wspólne dziedzictwo, które powinno być udostępniane jak najszerzej, na podstawie ustalonego cennika. Archiwa to nasza przyszłość, a nie przeszłość. One budują tożsamość.

Zdigitalizowaliśmy dotąd 1000 audycji radiowych i 400 programów telewizyjnych, które są na naszym portalu, ale to kropla w morzu. Być może, jak przewiduje minister Zdrojewski, w przyszłej perspektywie finansowej UE znajdą się specjalne środki na digitalizację.

Jak łączyć cyfryzację z wielką kulturą, która zawsze budowała poczucie wspólnoty i bezpieczeństwa?

- Nie ma kultury w sieci bez kultury analogowej. Sieć to jest narzędzie. Nie przeceniam tezy, że wszyscy jesteśmy odbiorcami i twórcami, może na Facebooku tak, ale w kategorii nagrody Nike - już nie.

Problemem w sieci jest nadmiar i potrzebna jest wiedza, jak się w tym nadmiarze poruszać. NInA stara się edukować, pokazywać, jak świadomie korzystać z nowych technologii, np. zeszłoroczna Kultura 2.0 odbywała się pod hasłem "Świadomi mediów", prowadzimy wiele warsztatów skierowanych do różnych grup społecznych i wiekowych.

Na tegorocznym festiwalu już nie tylko zachłystywano się nowością i autonomią cyfry, ale zastanawiano się, jak ją "remiksować" z tradycją.

- Kultura już od dawna jest w stadium remiksu, w końcu Strawiński też miksował. Zmieniają się tylko warunki i media.

Widzę też projekt przebudowanej siedziby NInA w Warszawie na Wałbrzyskiej.

- Za dwa lata nie pozna pan tego miejsca. To będzie jedyna taka instytucja w kraju. Mediateka z salą teatralno-kinowo-koncertową, z salami prób, z piętnastoma specjalistycznymi stanowiskami do oglądania i słuchania zbiorów.

To dużo?

- British Film Institute nie ma więcej. Wchodzisz do Ninateki i korzystasz bezpłatnie ze wszystkiego, co jest w archiwum. Nic, tylko oglądać, słuchać, wybierać. Dziś jest to już 1305 dokumentów. NInA sama kreuje wydarzenia artystyczne, które potem upowszechnia. Na stronie www.nina.gov.pl można zobaczyć wszystko, co działo się na wrocławskim Kongresie Kultury, posłuchać diagnoz prof. Zygmunta Baumana, zobaczyć koncert szwedzkiej kapeli neofolkowej Hendingarna grającej z Kapelą Ze Wsi Warszawa, wysłuchać symfonii Pawła Mykietyna specjalnie zamówionej przez NInA czy koncertu Pendereckiego i Greenwooda, który niedawno był sensacją w Londynie, zobaczyć głośnego "Makbeta" Jarzyny z hali Waryńskiego, którego DVD miało swoją premierę na festiwalu w Edynburgu, posłuchać muzyki Pawła Szymańskiego, obejrzeć film Małgorzaty Dziewulskiej o Grotowskim i Flaszenie, programy TV z cyklu "Kultura, głupcze"...

Nagraliśmy właśnie "Pasję wg św. Łukasza" Pendereckiego w inscenizacji Jarzyny. Pracujemy nad projektem jego "Jutrzni", z pomysłem nosi się od lat Andrzej Wajda. 2013 będzie rokiem Lutosławskiego, 80 lat miałby Górecki, 80 skończy Penderecki - więc uruchamiamy portal, audiotekę ze wszystkimi utworami tych trzech kompozytorów. A z drugiej strony dążymy do tego, żeby na naszym portalu pojawiły się dzieła takich współczesnych artystów jak Katarzyna Kozyra czy Artur Żmijewski.

Ale seria Polskiej Szkoły Dokumentu, zainicjowana przez NInA, będzie utrzymana także w wersji materialnej, jako boksy z filmami?

- Oczywiście. Teraz czekają na wydanie filmy Marcina Koszałki.

NInA wydaje internetowy Dwutygodnik.com. Straszymy się wizją "zmierzchu prasy papierowej", bo internet kojarzy się z tabloidem, krzykliwą wiadomością, a papierowa gazeta ma redaktora, który reprezentuje jakieś stanowisko, któremu "nie jest wszystko jedno".

- I właśnie Dwutygodnik.com to przykład pisma z twarzą konkretnych ludzi. Nie tabloid w sieci, tylko prawdziwe pismo kulturalne. Kiedy minister Zdrojewski przekształcał PWA w NInA, to był nasz pierwszy projekt.

NInA współorganizowała wrocławski Kongres Kultury. Co z niego pozostało?

- Po pierwsze, samo hasło "Sztuka dla zmiany społecznej". Chcielibyśmy, żeby dyrektywa na rzecz kultury została wpisana w ustrój, w zadania Unii. Publiczne finansowanie kultury to europejska specjalność, w odróżnieniu od Ameryki, gdzie kultura w 80 proc. jest finansowana ze źródeł prywatnych. Po drugie, dzieła, które po tym kongresie pozostały, m.in. książka Baumana "Kultura w płynnej nowoczesności" i wspólne koncerty Pendereckiego, Aphex Twina i Jonny'ego Greenwooda.

I jeszcze instalacja Mirosława Bałki w Pawilonie Czterech Kopuł - antyfontanna z czarną wodą, alegoria niewypieranej pamięci, która leczy. Tak zresztą jest zatytułowana: "Droga do wyleczenia bólu". Zrośnięta z tym miejscem, z czasem, pełna głębokiej symboliki. Mam nadzieję, że tam zostanie jako memento.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji