Słowo w sprawie bestii
Teatr Polski w Bydgoszczy wystawił "Ryszarda III" Szekspira. Rzecz wielką, napisaną z rozmachem. I pokazał spektakl z olbrzymią obsadą, w potężnych dekoracjach. Spektakl, w którym jest tyle samo dobrego, co złego.
Z całą pewnością miał reżyser Jacek Głomb pomysł: przedstawił świat jakby wycięty ze starych pożółkłych pergaminów. Wraz z Małgorzatą Bulandą, scenografem, przygotowali dekoracje, żywo przypominające karty historycznych kronik: wszędzie na ścianach rozwieszone tkaniny z brązowymi motywami roślinnymi, z tego samego malowanego sukna uszyte dworskie suknie. Specjalnie dla przedstawienia powstała świetna muzyka, nawiązująca do czasów dworskich, o której reżyser mówił przed premierą: Jeśli widzom nie spodoba się spektakl, będą mogli posłuchać muzyki Bartka Straburzyńskiego. Chociaż tyle". Potem dodał, że być może jednak i spektakl się spodoba. Historia Ryszarda III miała nie być sztuką o smoku, tylko o tym, jak powstają smoki - o mechanizmach władzy.
I tak w pierwszym akcie księcia Gloucestera, czyli przyszłego króla Ryszarda III, prawie nie ma, są natomiast wspomniane mechanizmy władzy. Mechanizmy owe kręcą się niczym kołowrotki, postacie wbiegają i zbiegają ze sceny, także widz, jeśli mocno się nie skupi, ma niewielkie szanse na uchwycenie intrygi. Na zauważenie poszczególnych osób, na przypisanie im takich lub innych intencji.
Reżyser nie pomaga aktorom. Aktorzy mają mówić i wychodzić. A gdzie teatr? Gdzie sceny, które nadają nowe znaczenia, które wbijają się w pamięć, które chodzą ciarkami po plecach? Przecież morduje się ludzi, rosną bestie, pożerające inne bestie, tylko że o tym głównie się mówi...
Drugi akt jest już lepszy, z większym pokładem emocji. Chyba właśnie dlatego, że reżyser ma już smoka, czyli Ryszarda III na tronie, więc pozwala aktorom grać. Ale znowu scen stricte teatralnych, z pomysłem, takich, które przez długi czas pozostaną w pamięci, nie ma. Ryszard III mówi "królestwo za konia", dręczony sennymi koszmarami. Dobrze. Ale skąd wiadomo, że to sen? Bo Ryszard kładzie się na boku na drewnianej podłodze. Skąd wiadomo, że coś go dręczy? Bo leżąc tam na podłodze, trochę się miota... Pamiętam taką inscenizację Ryszarda III, kiedy królowi zamiast tronu, postawiono na scenie wielką metalową konstrukcję. Ryszard III rządził z samej góry. A kiedy krzyczał "konia, królestwo za konia" trzymał się kurczowo jednej z bocznych metalowych rur, tworzących jego olbrzymi tron. Mały, żałosny Ryszard III, uczepiony władzy. Czy zapamiętamy Ryszarda III na podłodze?
I właśnie tego w spektaklu brak. Ale dodajmy uczciwie, że jeśli nie porwą nas pomysły reżysera na pokazanie poszczególnych scen, to mamy okazję zobaczyć dobrą grę. Świetna jest Teresa Kwiatkowska w roli opętanej bólem królowej Małgorzaty, czy Małgorzata Maślanka w roli jej następczyni. Z całą pewnością swoje doskonałe sceny ma także Mariusz Saniternik, mimo że jego Ryszard III nie zawsze może się rozwinąć z powodów wspomnianych wyżej. No i jeszcze Adam Łoniewski w roli księcia Buckinghama. Choć jego książę jest bardzo młody, bardzo emocjonalny... Trochę za młody jak na osobę, która tworzy królewską potęgę. Ale daje się zapamiętać. Podobnie wbija się w pamięć bardzo oszczędnie grany przez Sławomira Hollanda Lord Stanley.