Artykuły

Wczoraj rządził Ryszard, dzisiaj rządzisz ty

"Koledzy z SLD odnaleźliby się tutaj w niejednym obrazie" - usłysza­łam po spektaklu od polityka lewicy. Każdy, kto zna ambicję rządze­nia, bycia u władzy, mógłby tu rozpoznać współczesny wizerunek po­lityczny, nieważne - z lewej czy prawej strony widowni.

Jacek Głomb, reżyser "Ryszarda III" nie daje jednak jednoznacznych aluzji do polskiej rzeczywistości społeczno-politycznej. Nie pusz­cza oka do widza, pokazując makiawelicznych bohaterów. Nie dostosowuje Szekspira do współczesności, raczej rozpoznaje w nim prawdę o naszym obecnym życiu.

W końcu lat 60., w okresie rozliczeń ze stalini­zmem, w "Ryszardzie III" widziano przede wszystkim prawdziwą twarz katów i dyktatorów, którzy szybko dochodzą na szczyt, a potem spadają na dno moralności. Wówczas kroniki histo­ryczne Szekspira znalazły w Polsce swe najciekaw­sze inscenizacje teatralne. Dzisiaj już nie tak czę­sto pojawiają się na polskiej scenie, jeśli już, to sięga się właśnie do "Ryszarda III" - historii waśni rodów królewskich Lancasterów i Yorków oraz walki Ryszarda, księcia Gloucestera o koronę.

Wszystko, co w bydgoskim "Ryszardzie III" drastyczne (zbrodnie, egzekucje, więzienie), umieszcza reżyser na drugim planie. Nie sam tyran i jego grzechy są tu najważniejsze. Głomba interesują nie tylko rządzący, ale i rządzeni. Już w pierwszych scenach spektaklu pokazuje obraz dworu i demaskuje jego autentyczne wartości - wyuzdanie (sugestywna scena tańca), wzajemne zwalczanie się, kłótnie. Święto­ści to tylko słowa. Wdowa po Edwardzie księ­ciu Walii (Ewa Jendrzejewska) rzuca prze­kleństwa na znienawidzonego kata jej męża, a za chwilę zostaje jego żoną. On sam - książę Gloucester (Mariusz Saniternik) - początko­wo w niczym nie zdradza żądzy władzy. Jego szał rządzenia ujawnia się wraz z rozwojem wypadków - w relacjach z innymi postaciami. To książę Buckingham (Adam Łoniewski) namawia Ryszarda do odsunięcia dzieci zmarłe­go brata Edwarda IV od tronu i sięgnięcia po ko­ronę. Dopiero wówczas nakręca się mechanizm wspinaczki na szczyt. I właśnie ten problem zda­je się być tą niezbędną nitką łączącą szekspirow­skie czasy z naszymi. Tu należy szukać "głosu teatru w sprawie" obywatelskiej odwagi, odpo­wiedzialności za losy państwa. I w tym, jak są­dzę, tkwi aktualność "Ryszarda III".

Ja pomogę ci znaleźć się u steru rządów - ty, już jako wygrany, wynagrodzisz mi tytułami i zie­mią - to rozgrywka Buckinghama. W tym celu trzeba pozbyć się politycznych przeciwników albo zrobić z nich popleczników. Lud musi zobaczyć w kandydacie do tronu pokornego, uczciwego, skromnego człowieka. To nietrudne, gdy zagra się przed nim rozmodlonego, wolnego od chęci posiadania, co to broń Boże nie chce, ale skoro lud prosi i kraj potrzebuje... Kolejna walka doty­czy utrzymania się przy władzy - tutaj emocje (i napięcie przedstawienia) rosną. Już się posma­kowało mocy rządzenia, więc idzie się na całość.

Dwór ułatwia tę rozgrywkę - uległy, usuwa­jący się, konspirujący za plecami, chroniący własne interesy. Skłócone królowe Małgorzata (Teresa Kwiatkowska) i Elżbieta (Małgorza­ta Maślanka) godzą się dopiero wtedy, gdy zagraża im wspólny wróg.

Reżyser nie eksperymentuje z "Ryszardem III", nie stosuje udziwnień, wyjątkowych efektów sce­nicznych. Skupia się na psychologiczno-społecznych relacjach między postaciami - stąd też za­pewne wiele wspaniałych ról aktorów, którzy mieli świadomość, że trafne odczytanie "Ryszarda III" zależy głównie od ich autentyzmu. Szcze­gólne względy w tej mierze należą się M. Maślance, T. Kwiatkowskiej, M. Saniternikowi.

Zarówno gdy idzie o zewnętrzną urodę spek­taklu, widowiskowość (efektowna scenografia, piękne kostiumy, proste rekwizyty, surowe mate­riały - drewno i materiał jutowy), jak i jego stronę interpretacyjną, reżyser stosuje umiar. Nie cenię teatru, który zachowuje się aż tak bezpiecznie wobec klasyki. I mogłabym Głombowi tę zacho­wawczość wybaczyć (bo przecież ta trzygodzinna historia ma dużą siłę oddziaływania), gdyby nie to, że niewiele w tym spektaklu oryginalnych, twór­czych pomysłów obrazowania. Słowo dominuje, powtarzają się pewne rozwiązania sceniczne (sce­ny egzekucji). Spektaklowi brakuje wyrafinowa­nia, skrótu, finezji. To powoduje, że chwilami traci dynamikę, zwalnia tempo, gubi widza. Ale, co ważne, zawsze jakoś z tego udaje mu się wybrnąć i trafić w czuły punkt naszych polskich emocji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji