Artykuły

Krytyczko, wypluj langustę!

"Podłość ludzka nie ma granic!" - mawiała sołtysowa grana przez Bożenę Dykiel w "Wyjściu awaryjnym", a podłość krytyków teatralnych wszelkie granice już dawno przekroczyła. Chociaż zjeść sobie lubią - pisze Mike Urbaniak w felietonie dla e-teatru.

Nie umie docenić, oj nie umie. Przychodzi taka w wytartych dżinsach i tiszercie, oczywiście nie podoba się jej od progu i ocenia. Ojojoj, jak ocenia. Z pogardą patrzy na gości, z resentymentem. To widać. Też by chciała w labutonach, czy co tam się teraz nosi, przyjść. Z kopertówką, w małej czarnej z odkrytymi plecami, ale nie może bo plecy ma pokrzywione od siedzenia przy komputerze i wylewania jadu na świetne spektakle. Chętnie by się pokropiła lamanią, ale musi reksoną. Mało płacą za recenzje, co potęguje frustrację i nienawiść do teatru. Nie potrafi się zachować, sweterek chowa to torby. Nie powiesi go przecież w szatni obok szali jedwabnych, zresztą nie potrafiłaby się pewnie porozumieć z osobą wieszającą. Wszyscy jakby w lengłydżach, po amerykańskich embiejach, tylko akcenty polsko-oligarchiczne zdradzają nadwiślańskie korzenie. Nie czuje się dobrze, za dużo kultury, elegancji, wyższej kultury i jeszcze wyższej elegancji. Wszystko jakby błyszczy, pięknieje, kwitnie, a w środku on, legendarny impresario z jego legendarnym zarostem, wskazującym na to, że postać to nietuzinkowa, może nawet ożywiony w trzy de charakter z kreskówki.

Langusta pospolita (palinurus vulgaris) to uroczy skorupiak morski z rodziny langustowatych. Głowotułów ma pięć par odnóży i pokryty jest pancerzem, brak szczypiec rekompensuje okazały ogon. Obecność langusty w danych wodach świadczy o czystości środowiska wokół. Langusta zamieszkuje dla przykładu płytkie dno Morza Śródziemnego, gdzie ma ciepło. Nie tak ciepło oczywiście, jak w kuchni obrabiającej sympatyczny langustowanty korpusik, zanim trafi na popremierowy bankiet. Na bankiecie no po prostu śmietanka - biznesowa, polityczna, dziennikarska. I ona, oczywiście została na darmowe żarcie. Nałożyła sweterek, żeby zakryć krzywą linię kręgosłupa i ruszyła do stołu, a przecież już wtedy wiedziała, że nie podobało się jej to, co działo się na scenie. Ale to nieważne. Langusta bowiem należy do jej przysmaków, a i tania nie jest. W stołówce Agory jej nie serwują i nigdy nie będą. Okazja.

Aktorzy nominalnie świetni (poza oczywiście wykopaną podczas prac archeologicznych przy budowie drugiej linii metra aktorką, handlującą na co dzień garnkami ze stali nierdzewnej), w tym spektaklu byli bardzo przeciętni. Muszą spamiętać piekielnie trudny tekst, więc nie mają głowy do grania tak, jak przecież potrafią. Generalnie wieje nudą. Ale ona, wiadomo, ta, no, koneserka, siedzi twardo i notuje w swoim legendarnym czarnym kajecie. Brawom nie ma końca. Ona miała wyraźnie skwaszoną minę. Nie doceniła pracy impresaria, który się zdenerwował i postanowił napisać, co myśli. Zupełnie jak ja.

Drogi impresario, to naprawdę świetnie - i piszę to bez cienia ironii - że zdecydował się pan poświęcić swój prywatny czas i pieniądze w wyprodukowanie spektaklu teatralnego. Ale wszystko to, o czym pan pisze w swoim tekście, nijak się ma do recenzji teatralnej. A zasad działania profesji krytyka teatralnego pan - jak większość ludzi teatru w tym kraju - nie rozumie. Recenzenta nie interesuje pana zaangażowanie, nie interesują też goście, których pan zaprosił na premierę, nawet jeśli pewna damulka napisała tekścik do programiku. Recenzent ocenia to, co widzi na scenie. Kropka. Mało tego, nie przedstawia prawdy obiektywnej (jeśli coś takiego w ogóle istnieje), ale swój własny, osobisty, subiektywny pogląd na sztukę. Jeśli ktoś pisze, że pański spektakl jest gniotem, to jest to opinia tej osoby i krytyk ma do niej prawo, ba!, ma nawet obowiązak to złośliwie uzasadnić. A potem pan, jako czytelnik, sięga po gazetę i czyta takich krytyków, pardon - koneserów, którym pan ufa, nie czyta natomiast tych, którym nie dałby pan nawet langusty do popilnowania, kiedy pana nie będzie na weekend w domu.

Myślenie z cyklu: jestem bogaty i wpływowy, zrobię sobie sztukę teatralną, zaproszę warszawkę i oczekuję, że potem wszyscy się zachwycą, a jak ktoś się nie zachwyci, to jest sfrustrowanym, biednym, nie umiejącym docenić zaangażowania i sukcesu polaczkiem, który uważa, że na bankiecie powinien być serwowany paprykarz szczeciński - jest wyjątkowo niemądre. Niegodne kształconego za oceanem erudyty.

Najbardziej szkoda mi jednak tej langusty, stworzenia rozkosznego i przepysznego zarazem. Użyta, jako błyskotliwa i złośliwa pointa recenzentki, stała się orężem w dłoniach producenta. Dlaczego? Czym sobie ten skorupiaczek zawinił? Dlatego wzywam panią krytyk od natychmiastowego wyplucia langusty i przekazania jej niezwłocznie producentowi spektaklu, który zlicytuje ją wśród swoich bogatych, wykształconych i kulturalnych przyjaciół, zbierając w ten sposób środki finansowe na kolejny, z pewnością udany, spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji