Artykuły

Joanna Derkaczew: Bomba atomowa i langusty

"Kopenhaga" w reż. Waldemara Krzystka w Teatrze IMKA w Warszawie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Przyszli ministrowie, prezydenci i dyrektorzy są w kłopocie. W środowy wieczór przybyli na premierę "Kopenhagi" w Teatrze Imka i dowiedzieli się, co to jest teatr ambitny i artystyczny

Prawnicy, przedsiębiorcy i politycy, spośród których obsadzane będą pewnie resorty kultury czy finansów, zgromadzili się na ogromnej widowni Teatru IMKA w Warszawie. To, co zobaczyli, i to, co usłyszeli po zakończeniu widowiska, może na długie lata odbić się na tym, co będzie znaczyło słowo "kultura" w rozumieniu jej mecenasów i sponsorów.

Ustawiony naprędce spektakl przeleciał bezboleśnie. Tekst Michaela Frayna "Kopenhaga" sprawdzony przez setki teatrów na świecie (w tym teatr telewizji BBC z Danielem Craigiem, Stephenem Reą, Francescą Annis) ma precyzyjną konstrukcję.

Historia, fizyka teoretyczna i poezja ścierają się w zaskakujących punktach, przechodząc w metafory, odsłaniając kolejne stopnie skomplikowania dramatu. Niels Bohr (Jan Frycz) i Werner Heisenberg (Adam Woronowicz), dwaj fizycy rozumiejący zasady działania świata na poziomie neutronowym, oraz Margaret Bohr (żona Nielsa, Aleksandra Popławska), rozumiejąca motywy ich poszukiwań, spotykają się w 1941 roku w okupowanej przez Niemców Kopenhadze. Dawny mentor i wyrodny uczeń, pół-Żyd i Niemiec, plączą się w psychologiczne i teoretyczne zawiłości. Próbują wyczuć, który z nich jest bliżej rozpracowania tajemnicy energii atomowej. Jedynie oni dwaj dysponują w danym momencie wiedzą konieczną do skonstruowania bomby. Desperacko szukają w oczach drugiego powodów, by tej wiedzy nie użyć. Nazwy pierwiastków, liczby i nazwiska wybitnych fizyków wyskakują w rozmowie równie często jak wzajemne żale. Ludzie mający w mocy przyszłość ludzkości uzależniają swoje decyzje od osobistych pretensji i urażonych ambicji. Największy dramat przeżywają, gdy muszą przyznać, że pomylili się w obliczeniach lub ocenie własnego talentu.

W wersji Waldemara Krzystka nie słychać jednak ani wzajemnego okrucieństwa, ani pragnienia, by być docenionym, bezkrytycznie podziwianym. W pospiesznym relacjonowaniu faktów przepada większość złośliwych komentarzy Margaret. Napięcie rozbrojone zostaje w drugiej minucie spektaklu, gdy po słowach "teraz, skoro i tak wszyscy już nie żyjemy..." ciągnie się chłodny, powierzchowny dialog, niewykraczający poza rekonstrukcję anegdoty. W dramacie cały czas powraca motyw "zasady nieoznaczoności Heisenberga" głoszącej, że fakt obserwacji wpływa na obserwowany układ (niektórych danych na temat zjawisk we wnętrzu atomu nie da się więc nigdy określić dokładnie).

Twórcy nie znaleźli w sztuce niczego, co nie byłoby jednoznaczne: ani na poziomie emocjonalnym, ani konceptualnym. Trzy gwiazdy, trzy krzesła, kilka sztuczek ze światłem i zastawkami - reszta to kwestia lekko akcentowanego wygłoszenia kwestii.

Ważniejsze, że widowisko obserwowały dziesiątki przyszłych inwestorów i decydentów. Ta obserwacja będzie miała wpływ - może nie na ten spektakl układ, ale na wiele przyszłych.

Przemawiający po widowisku producent spektaklu Lejb Fogelman tłumaczył widzom, że to właśnie jest sztuka i że sztuka jest fajna. Króciutkie przedstawienie, przyszykowane jako niezbyt wymagający wstęp przed kolacją biznesową, dał jako przykład odważnego eksperymentu artystycznego.

- W teatrze polskim źle się dzieje - tłumaczył. - Teatry publiczne nie mogą sobie pozwolić na bezkompromisowość, najlepsze produkcje powstają w takich miejscach jak Imka Tomasza Karolaka.

Przez wiele miesięcy IMKA faktycznie wyróżniała się na tle innych scen prywatnych. "Dzienniki" według Gombrowicza, "Wodzirej" czy "Sprzedawcy gumek" to produkcje, których nie sposób nie docenić. Ostatnio jednak zachwiała się proporcja między sceną a kulisami i bankietem. Przedstawienie to wstępniak do prezentacji sponsorów.

Artyści o znanych nazwiskach nie grają wprawdzie do kotleta, ale pod langusty z szampanem, bohaterami są fundatorzy. Wzywanie ludzi posiadających pieniądze do inwestowania ich w sztukę to sprawa piękna i słuszna. Przekonywanie ich, że sztuka to wytarte po Broadwayu "teksty pewniaki" złożone bez żadnej wizji - to fatalny sygnał na przyszłość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji