"Rękopis znaleziony w Saragossie"
- Wystarczającym powodem, aby zmierzyć się z "Rękopisem" jest fakt, że istnieje taka wspaniała książka, o tak trudnej i zawrotnej konstrukcji, która nie została jeszcze "zdobyta". Już dlatego warto było podjąć tę próbę - mówi Tadeusz Bradecki.
Autor "Rękopisu", podróżnik historyk i literat Jan hrabia Potocki - swą powieść o skomplikowanej, szkatułkowej budowie napisał... po francusku. Mimo iż w okresie patriotyczniej egzaltacji związanej z Sejmem Czteroletnim zasłynął jako gorący zwolennik polskiej, sarmackiej mody, ten wychowany na modłę francuską arystokrata niezbyt biegle władał językiem ojczystym. Kosmopolita i wielbiciel Woltera, był Potocki postacią niezwykle barwną. Niespokojny duch zmuszał go do ciągłego podróżowania. W młodości brał udział w wyprawach Zakonu Maltańskiego przeciwko piratom berberyjskim. Poza wszystkimi możliwymi zakątkami Europy zwiedził Egipt, Konstantynopol, brał udział w ekspedycjach na Kaukaz, dotarł aż do Mongolii.
Nad dziełem, które przyniosło mu ogromną sławę, pracował aż do momentu samobójczej śmierci. Według zachowanych relacji, Potocki odebrał sobie życie w swym majątku w Uładówce 11 grudnia 1815 roku, strzelając ze starego pistoletu nabitego "gałką ołowianą od pokrywki jakiejś puszki". TADEUSZ BRADECKI: "Rękopis znaleziony w Saragossie" jest książką nieporównywalną do niczego innego w naszej literaturze. Mówię w naszej - choć powieść została napisana po francusku, ale przez przedstawiciela wielkiego polskiego magnackiego rodu, który zaczął i zakończył swoje życie w szerokich stepach Ukrainy. "Rękopis" ma swoje miejsce w literaturze europejskiej - porównywany do "Don Kichota", "Decameronu" czy powieści Joyceya lub Borgesa. Nigdy dotąd nie został przeniesiony na scenę, co wydaje mi się zaniedbaniem, ponieważ jest to materiał na wskroś dramatyczny. Napisana po francusku książka, jedyną pełna wersję (ze wszystkimi 66 dniami, prologiem i epilogiem) posiada obecnie w języku polskim w przekładzie Edmunda Chojeckiego z 1842 roku. Trudno uwierzyć, ale gdy dwa lata temu ukazywało się pierwsze pełne francuskie wydanie, trzy rozdziały, mimo poszukiwań w archiwach całej Europy, trzeba było przetłumaczyć z polskiego.
Oczywiście fascynuje postać, temat, zachwyca konstrukcja i intryga i to - mam nadzieję - będzie w spektaklu. "Rękopis" przede wszystkim jednak zamyka pewien moment naszych dziejów słabo ukazany w naszej literaturze, a wręcz w ogóle nie istniejący w naszej potocznej świadomości. Dla nas gdzieś tam trwa oświecenie, które kończy się na biskupie Krasickim, w najlepszym wypadku na Naruszewiczu, a potem zaraz są "Ballady i romanse" Mickiewicza.
O jakiejś walce klasyków z romantykami wprawdzie uczymy się w szkole, ale kto, co i dlaczego? - kompletnie nie jesteśmy w stanie zrozumieć. Wiadomo, żeśmy się wtedy zajmowali powstaniami, rozbiorami i wędrówkami z Napoleonem po całym świecie, ale co się przez ten czas działo duchowo, właściwie nie wiemy. "Rękopis" zawiera owo zderzenie epok - kres oświeceniowego rozumu i początek rewolucyjnej przemiany świadomości jaką był romantyzm. Dzisiaj - w końcu XX wieku - śledzimy schyłek pewnego historycznego procesu, który zaczynał się pod koniec XVIII wieku i polegał na ubóstwieniu historii. Na naszych oczach jednak, ta historia, rozumiana jako bogini władająca losami indywidualnych ludzi, żałośnie i z jękiem pada. Świat okazuje się o wiele bardziej skomplikowany. Jeżeli więc jesteśmy u kresu czegoś, co zaczynało się na oczach Potockiego i w stosunku do czego pisał on swój "Rękopis", warto - moim zdaniem - wrócić do początków.
- Proszę Państwa, biomet niekorzystny, ale ruszamy - zaczyna się kolejny dzień pracy nad "projektem Saragossa", który, jak wyznaje Tadeusz Bradecki - chodził mu po głowie od dobrych kilku lat. Spektakl zapowiada się interesująco - niezwykle fascynującym widowiskiem są już same próby. Również ze względu na osobę reżysera, który posiada zadziwiającą umiejętność znajdowania się jakby w kilku miejscach jednocześnie. Nie tylko odgrywa poszczególne postacie, lecz takie dyryguje chórem, tańczy i śpiewa przyjemnym tenorem - wszystko z nieodłącznym papierosem. - Panie Jurku, zgadzamy się na porcję serio płaczu? - uwaga skierowana do Jerzego Treli, który pociesznymi grymasami sprawia, że pozostali aktorzy pokładają się ze śmiechu. - Zgoda, serio - ze łzami! - Twarz aktora natychmiast przybija wyraz głębokiej melancholii. - Tu nie może być nic naturalistycznego - rzuca Tadeusz Bradecki i ta uwaga zdaje się najpełniej wyrażać istotę przedstawienia - pełnego ironii, poczucia humoru, dystansu do opowiadanej historii i precyzji w zgraniu poszczególnych elementów.
- Próbuje nam się bardzo dobrze - czuję odzew po stronie aktorów - mówi Tadeusz Bradecki. - Te ostatnie trzy miesiące to dla mnie bardzo radosny okres. Efekty - jak zawsze - oceni widownia.