Poezja w knajpie
Przy dźwiękach skocznej tanecznej muzyki drzwi do sali teatralnej wreszcie otwierają się. Znajdujemy się w jakiejś knajpie. Ewa Wójciak na środku parkietu wygina się w tańcu, Tadeusz Janiszewski moczy nogi w misce, Marcin Kęszycki biega po sali z czerwonym czajnikiem. Aktorzy witają nas, pomagają odszukać wolne miejsce na mocno przyciasnej wielojęzycznej widowni. Wszyscy - i aktorzy, i widzowie wydają się szczególnie podekscytowani. Oto wreszcie legendarny "Teatr Ośmego Dnia" w półtora roku po poprzedniej swej premierze "Sabatu" i w swoje 30-lecie zdecydował się pokazać Poznaniowi najnowszy, a od tak dawna już zapowiadany spektakl "Tańcz, póki możesz."
A są to wyimprowizowane w ciągu zdających się nie mieć końca prób i ćwiczeń pełne emocji aktorskiej i ekspresji sceny, obrazy. Wszystkie świetne są w ruchu, geście i emocji, chociaż nie zawsze komponują się w jednorodną stylistycznie i znaczeniowo całość. Najpiękniejsza jest scena odejścia i odpłynięcia na łodzi Charona nagich aktorów, tak bardzo jednak inspirowana teatrem Leszka Mądzika. Widz uczestnicząc w tym spektaklu pozostaje pod wrażeniem ogromnej emanujacej z aktorów emocji i jakże sugestywnej gry światła, ale równocześnie ma chyba pewne trudności w znaczeniowym uporządkowaniu sobie proponowanego mu ciągu zdarzeń.
O czym więc jest ten spektakl? Najogólniej mówiąc o życiu. O naszym codziennym życiu w biegu, ciągle w ruchu, w tańcu, we wciąż zmieniających się układach, w których trzeba nam grać, być i tańczyć.
Ale jest to także rzecz o miłości, poświęceniu, zdradzie. Tak jednak emocjonalna i tak wykreowana, że z wielkim trudem poddająca się chłodnej racjonalnej znaczeniowo interpretacji. Ci którzy twierdzili, że wraz z odejściem Lecha Raczaka "ósemki" absolutnie się skończą, nie mieli chyba racji. To przedstawienie jest lepsze i bardziej dojrzałe teatralnie od "Sabatu," i jeśli mu czegoś brakuje to chyba tylko tej precyzji myślowej, jaką wnosił do tego teatru Lech Raczak.