Artykuły

Jeszcze o "kieleckim skandalu" - polemika

Szanowny Panie Redaktorze, serdecznie dziękuję za zainteresowanie ze strony "Gazety" "kieleckim skandalem" odwołania planowanej na marzec premiery "Draculi". Jednak muszę zaprotestować przeciwko zarzutowi ze strony redakcji, iż owa "awantura" służy tylko do promocji mnie jako reżysera, a wywołany skandal jest - jak pan sugeruje - pewną wydmuszką - pisze Piotr Sieklucki w Gazecie wyborczej - Kraków.

Gwoli sprostowania: to nie ja ani moja ekipa reżyserska (Tomasz Kireńczuk - dramaturg, Łukasz Błażejewski - scenograf, Mikołaj Mikołajczyk - choreograf) wywołaliśmy medialną awanturę. Rozstaliśmy się z teatrem w zgodzie i za porozumieniem stron. Do wzięcia udziału w dyskusji-sporze zmusiło nas kłamliwe oświadczenie dyrektora, które zostało upublicznione na stronie internetowej Teatru im. Stefana Żeromskiego. Dyrektor - w oświadczeniu - zarzucił nam pozbawioną dramaturgii hucpę scenariuszową. Otóż pragnę podkreślić, że dyrektor Szczerski przyjął scenariusz na początku pracy. W trakcie prób modyfikacja polegała jedynie na skrótach i niewielkich poprawkach w postaci dopisania np. finałowego monologu świni. W ciągu miesiąca pracy ani razu nie usłyszałem o wątpliwościach dotyczących tematu sztuki i ani razu dyrektor nie ostrzegł nas o ewentualnym zawieszeniu prób. Zostaliśmy posądzeni o epatowanie pornografią na scenie. Z dnia na dzień zapadła dla nas owa nieoczekiwana decyzja. Być może nazbyt ostre słowa (jakie widnieją w scenariuszu) mogą zostać skrytykowane przez świętokrzyskie władze marszałkowskie, którym bezpośrednio podlega dyrektor Szczerski. I nic w tym dziwnego i skandalicznego, że strach ma wielkie oczy. Piotr Szczerski, znając moje ostatnie prace reżyserskie ("Pożegnanie jesieni" we Wrocławskim Teatrze Współczesnym czy "Lubiewo"), otworzył nam drzwi przed "naszą" estetyką i "naszą" literaturą. W umowie podpisanej w styczniu widnieje: "Dracula" w oparciu na tekstach Markiza de Sade, Marii Janion i Brama Stockera w adaptacji Tomasza Kireńczuka i Piotra Siekluckiego. Dyrektor, zasłaniając się słowami: "nie na takiego Draculę się umawialiśmy", mija się z faktem zapisanym w umowie. Nieprawdą jest również informacja, która pojawiła się w "Gazecie", iż w obronie kieleckiego teatru stanęło warszawskie Muzeum Erotyzmu. Muzeum (do wiadomości teatru i "Gazety") przesłało oficjalne pismo w tej sprawie z prośbą o sprostowanie. Uznali, iż tekst jest ciekawy, intrygujący i porusza ważne tematy, np. w sferze erotyzmu. Podkreślając znaczenie scenariusza, pragnę poinformować, iż spektakl zostanie wystawiony w innym teatrze, wówczas najłatwiej będzie można skonfrontować spory i wartości artystyczne.

PS Posądził mnie Pan Redaktor również o "aferkę" wokół "Lubiewa". Skoro już spektakl powstał, gorąco na niego zapraszam. Spektakl zdobył ogrom znakomitych recenzji i cieszy się szalonym zainteresowaniem ze strony publiczności (czego już państwo nie chcą zauważyć), a pokazane dotychczas kilkakrotnie we Wrocławiu i Łodzi wzbudziło falę ciekawych dyskusji i polemik. Gdyby kilku krakowskich aktorów nie odmówiło mi (podkreślam - po lekturze scenariusza), nie musiałbym posiłkować się aktorami z Wrocławia (Edward Kalisz) i Warszawy (Mikołaj Mikołajczyk); choćby przez wzgląd na małe środki finansowe, jakimi dysponujemy w Teatrze Nowym.

***

Od autora

Szanowny Panie Dyrektorze, raczył pan zmiksować dwa nasze teksty, więc wyjaśnię dla porządku: pierwszy (sobotni), którego głównym autorem był Jakub Wątor, opisywał sam spór i przeważały w nim opinie biorące pańską stronę, drugi (poniedziałkowy) był moim felietonem poświęconym współczesnej cenzurze, która na szczęście nie oznacza dla artysty zakneblowania. Pisałem w nim zresztą, że jestem przekonany, iż zdoła pan swego "Draculę" wystawić, podobnie jak Monika Drożyńska z pewnością znajdzie galerię zainteresowaną pokazaniem jej - także ocenzurowanych - haftów do cytatów z "Halki".

Skandalizująca strategia promocyjna, z której pan chętnie korzysta, jest skuteczna. Organizując "pogrzeb" Teatru Nowego, zmusił pan władze Krakowa do wsparcia prowadzonej przez siebie instytucji. Chwała panu za to. Proszę mi jednak nie wmawiać, że umieszczenie w mejlu zapraszającym na premierę "Lubiewa" (tu pozwolę sobie na wyznanie, że książki Witkowskiego uwielbiam) informacji o tym, iż w Krakowie (w domyśle: mieście kołtunów) nie udało się panu skompletować obsady, nie było zabiegiem promocyjnym.

Stosując takie chwyty marketingowe, trzeba się jednak liczyć z tym, że nawet wówczas, gdy wydarzy się jakaś poważniejsza afera, zostanie ona przez wielu potraktowana z lekkim pobłażaniem i uśmiechem: "Ot, Sieklucki znowu coś zmajstrował". W żadnym z tekstów nie napisaliśmy zresztą, że "kielecki skandal" służy tylko do promocji pana jako reżysera i jest "wydmuszką".

Ryszard Kozik

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji