Gołębie serca
"Miarka za miarkę" w reż. Heleny Kaut-Howson w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.
Szekspir przerobiony na Szewczyka Dratewkę
Zakładam, że nie znacie akurat tej sztuki Szekspira. Ale od razu wiedzielibyście, o co w niej chodzi. Oto prezydent Andrzej Lepper wyjeżdża z kraju z domniemaną wizytą na Białoruś. Władzę w zastępstwie przejmuje uczciwy jak nie wiem co marszałek Sejmu Roman Giertych. Nastają rządy prawa i powszechnej moralności. Tak sprawiedliwe, że odbywająca właśnie nowicjat Kazimiera Szczuka opuszcza klasztor, by prosić marszałka o ułaskawienie występnego brata, powiedzmy, Michała Witkowskiego z Lubiewa. Podczas audiencji Giertych popada w nieoczekiwaną namiętność do niewzruszonej Szczuki, co rujnuje mu reputację i karierę. Na szczęście sterujący z ukrycia wydarzeniami w kraju Lepper ujawnia się i przywraca porządek. Giertych wraca na łono rodziny i Kościoła, Witkowski wstępuje do Samoobrony, ale Szczuka już się nie wywinie. Prezydent zaprasza ją na krótkie dwuosobowe wczasy w Szczawnicy...
Zakładam, że po tej recenzji pewnie już nigdy nie zobaczycie spektaklu w Teatrze im. Słowackiego. Nie występuje w nim, niestety, Kazimiera Szczuka, reszta realiów w zasadzie się zgadza. Pośród pordzewiałych szczątków bastionu obronnego postękują sobie stereotypowo obsadzeni aktorzy krakowscy, udając, że i o Polsce mówią, i klasyce tudzież Szekspirowi są wierni. Wrobieni w porażająco nieudolne sceny zbiorowe kreślą naiwne rysunki psychologiczne bohaterów, powtarzając swe dawne role, trzepiąc wytarte emploi, chwytając się rutyny jak tępej brzytwy. Degrengolada środków aktorskich niezłego skądinąd zespołu bierze się z braku kontaktu z dobrymi reżyserami, którzy potrafiliby przewietrzyć schematy, poukładać na nowo style gry. Helenie Kaut-Howson nie udało się nic z tych rzeczy.
Zawsze dziwiło mnie, że do inscenizacji najbardziej mrocznych sztuk Szekspira biorą się ludzie o gołębich sercach, kulturalni, dobrzy i eleganccy. Pracują z aktorami zakochanymi w czytaniu poezji, poruszającymi się dystyngowanie w czyściutkiej przestrzeni, byle się tylko nie ubrudzić ani nie spocić, l skąd potem brać mrok w spektaklu? Jak opowiadać o tym, co w nas złe i plugawe?
"Miarka za miarkę" jest niewiarygodnie trafnym i mądrym utworem o obłudzie moralnej. O tym, że wszyscy jesteśmy zarażeni fałszem. A zwłaszcza ci, którzy najgłośniej krzyczą o wartościach. Tymczasem w krakowskim spektaklu poziom namysłu nad naturą świata nie wykracza poza horyzont nakreślony w Szewczyku Dratewce. Nie chodzi o to, by wszyscy wystawiali Szekspira nowocześnie. Sęk w tym, żeby nie robić z niego bajkopisarza. Ani dziennikarzyny z brukowca.