Artykuły

Opera i warsztaty terapeutyczne

Zjawisko, z jakim mieliśmy do czynienia przez trzy dni minionego tygodnia, jest doprawdy nie do ogarnięcia. Jak patrzeć na "Don Giovanniego" w wydaniu Anny Długołęckiej? Czy potraktować -jak sama chce -jako "resocjalizację wałbrzyszan przez sztukę" czy jako operę? - pyta Elzbieta Gargała w Tygodniku Wałbrzyskim.

Po zakupieniu biletów po 100 zł wchodzimy do sali balowej Hotelu Maria. Tu na podeście sceny pojawiają się przebrani za anioły młodzi i starsi ludzie - wałbrzyszanie. Przechodzą, tworzą grupy, poruszają się w dość dowolny sposób, robią sobą, jak zapowiadała Anna Długołęcka, scenografię przedstawienia. Owszem, soliści też się pojawiają i jest niewielki skład orkiestrowy. Soliści to profesjonalni artyści zatrudnieni w różnych polskich teatrach operowych, podobnie jest z muzykami skomponowanej na ten czas orkiestry.

Sala balowa jest pełna po brzegi. Postaci dramatu widzą tylko pierwsze rzędy, sala jest przecież płaska. Jest też zbyt niska do prezentowania muzyki klasycznej w założonym wymiarze. Soliści śpiewają pięknie, widać, że włoska wersja opery W. A. Mozarta jest im dobrze znana, że śpiewali ją już nie raz. Ich głosy rozbijają się o sufit. Nie widzą dyrygenta, który jest z boku za wysuniętą do przodu sceną. Z wprawą sceniczną odnajdują się też w nieco partyzanckich okolicznościach sceny, nie rozprasza ich obecność coraz to nowych aniołów poruszających się w coraz to innych układach.

Dziewczynki i chłopcy oraz panie - anioły przed spektaklem, w przerwie i po nim chodzą w strojach scenicznych między widzami. Cieszą się swoim udziałem w przedstawieniu, na które przybyło przez trzy dni około tysiąca osób. Wszyscy starannie ubrani, w odświętnej atmosferze obejrzeli propozycję i nagrodzili owacjami.

Tylko co to było? Czy zjawisko społeczne rozanielenia wałbrzyszan, których podziwiali krewni i znajomi? To dlaczego bilety były po 100 zł? Czy przedstawienie operowe w nieprzystosowanej sali, z nieodpowiednią akustyką, bez odpowiedniej sceny, scenografii, z anielskim chaosem? To dlaczego bilet kosztował 100 zł? Do Opery Wrocławskiej można wejść na dobre miejsce za 40 zł, a na gorsze za 20 zł.

Determinacja, by nie powiedzieć desperacja Anny Długołęckiej, z jaką przygotowała projekt i zaangażowała W niego mieszkańców (oraz sponsorów!), jest godna podziwu. Wydaje się jednak, że bez profesjonalnego zaplecza opera to zbyt złożone dzieło, by realizować je amatorskimi siłami. Wystarczy po prostu oddzielić warsztaty terapii zajęciowej, "resocjalizację mieszkańców", wyciąganie ich z czterech ścian, uaktywnianie i wyzwalanie inwencji twórczej - jak zapowiadała realizatorka Anna Długołęcka, od klasycznego dzieła artystycznego, przy realizacji którego muszą być spełnione określone wymogi warsztatowe i artystyczne. Prawdziwą operę zostawmy teatrom operowym i tam oglądajmy, co to jest, tam wyrabiajmy gust. A warsztaty artystyczne, terapia przez sztukę, tworzenie aniołów, happeningi uliczne, czemu nie. W Wałbrzychu taka inicjatywa jest pożądana.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji