Artykuły

Opera na Zamku Kafki

Szczecińska opera i tym razem nie zawiodła swej wiernej publiczności, chociaż poważyła się na przedsięwzięcie dość ryzykowne, jakim jest prapremiera bardzo obiecującego artystycznie dzieła w nieznanej jeszcze liczbie aktów, ale za to pod intrygującym tytułem "Opera na Zamku Kafki" - pisze w swoim felietonie Sysław.

Spektakl ten, utrzymany w luźnej, ale dobitnej konwencji teatru absurdu, prowadzi nas przez mroczny i zagadkowy świat, którego klimat, paraboliczne zawinięcie oraz eliptyczna niejasność da się opisać tylko wymownym przymiotnikiem "kafkaesk". Tak to właśnie na naszych oczach rodzi się "opera nova", odkrywcza, godna wrażliwości i estetyki widza ery postindustrialnej.

Już od pierwszych taktów uwertury publiczność ma świadomość, że przyszło jej obcować z dziełem niepospolitym. Prosta - wręcz banalna, ale za to na wskroś polska w duchu - intryga (nasuwająca odległe skojarzenia z innymi zamkowymi epizodami rodem z Mickiewicza i Fredry) maluje nam sielankowy obraz dworskiego życia, urozmaicanego beztroskim rozbijaniem namiotów na błoniach. Szybko jednak nabiera zuchwałego tempa, dając wyraziste tło dla starcia dwóch gigantów: Marszałka i Dyrektora.

Opera to taka dziedzina artystycznej aktywności, w której szczególnie trudno osiąga się wrażenie autentyzmu. Rzec by można, że o sile opery stanowi to właśnie, że nie musi oglądać się na realia i - miast być wędrującym po gościńcu zwierciadłem - potrafi przeobrazić się w plazmowy monitor o przekątnej 52 cali, który mami, wabi, kusi i nęci mirażami. Ostatnia szczecińska premiera przekonuje jednak, że właśnie opera, tak zdawałoby się skostniała i nieruchawa, potrafi uderzyć widza najcięższą z ciężkich realności, niczym oprawnym w skórę, ciężkim tomem kodeksu karnego (z komentarzem). Przekonujemy się o tym, gdy w jednej z najmocniejszych scen spektaklu Wicemarszałek (w tej roli, będący w znakomitej formie, wicetenor wojewódzki) w dramatycznej i przejmującej arii wzywa na scenę Chór Prokuratorów, dając tym samym zapowiedź dalszych przejmujących zdarzeń, które ukażą się nam już niebawem, bez wątpienia w monumentalnej oprawie i pełne pompatycznej treści.

Niedługo potem, w przejmującej lirycznej arii, śpiewanej - przyznajmy z żalem, bez należnej temu fragmentowi maestrii - odpowiada Wicemarszałkowi drugi z protagonistów, w zasadzie antagonista, czyli Prawie Już Nie Dyrektor. Jego wokalna polemika uderza w tony osobiste i pełna jest autorefleksyjnych, niemal ekspiacyjnych i psychoanalitycznych zawiłości. Spomiędzy nie do końca składnych wersów wyziera słabo skrywana chęć wezwania na odsiecz Zastępów Księgowości. Te jednak przybyć nie chcą, by osłonić swego dobrodzieja nieprzebytym wałem segregatorów pełnych faktur dokumentujących właściwe wydatkowanie środków. Zamiast bezdusznych papierów pojawia się natomiast niezwykle obiecujących wątek z przeszłości, mówiący o dyskrecjonalnych, ustnych obietnicach, wyszeptywanych w zaufaniu w ciszy zamkowych krużganków.

Nikt nie ma już chyba wątpliwości, że na naszych oczach powstaje zupełnie nowa forma, która wypełnia się treścią niemal tak czarownie, jak wiadomą zawartością wypełnia się szambo. Na pohybel operom mydlanym damy światu nasz własny płód: operę nonsensu, niestety, niezupełnie pure.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji