Grabowski, Stuhr, Gajos i inni, czyli życie aktora w anegdocie
Nie ma aktorki czy aktora, któremu nie przydarzyło się coś zabawnego. Kazimierz Kaczor, znany z serialu "Alternatywy 4", musiał pokazać, że naprawdę umie się posługiwać dźwigiem, a Maciej Stuhr udowodnił, że nazwanie się poetą znacząco łagodzi obyczaje - pisze Ryszarda Wojciechowska w Polsce Gazecie Krakowskiej.
Z anegdotą jest jak z winem. Nawet w małych ilościach rozwesela, w dużych potrafi zwalić z nóg. A kto je najpiękniej opowiada? Oczywiście aktorzy. Są tacy, którzy sypią nimi jak z rękawa.
Krystyna Sienkiewicz
Ulubiona anegdota Krystyny Sienkiewicz to ta związana z jej nazwiskiem. - Kiedyś występowałam w programie "Tingel-Tangel". Przy fortepianie siedział Krzysztof Komeda-Trzciński. Gwiazdą była Sława Przybylska. Ja byłam nieznaną wówczas osóbką, z jedną piosenką w programie, napisaną dla mnie przez Agnieszkę Osiecką. Po koncercie podszedł do mnie mężczyzna o nieskomplikowanym umyśle, jak się okazało. I zapytał: - Co pani jest?
Ja na to: - Nic mi nie jest, dobrze się czuję. Niezrażony ciągnął dalej: - Ale co pani jest jak, na przykład, Sława Przybylska? Więc ja mu mówię: - Sienkiewicz. A on - to nie był jednak facet?
Maciej Stuhr
- Byłem w szkole teatralnej. Mieliśmy egzamin z "Grobu Agamemnona". Egzaminowanie skończyło się wstrząsającym sukcesem. Poszliśmy z kolegami oblewać sukces do jednej z krakowskich knajp. Wychyliliśmy parę piwek i ruszyliśmy w miasto nieco chwiejnym krokiem. Nagle na Plantach pojawił się człowiek o znikomym owłosieniu, lekko przytatuowany. Taki, który lubi relaks w siłowni. A mnie, niesionemu euforią zdanego egzaminu - na skrzydłach poezji, że się tak wyrażę - coś nagle strzeliło do głowy i zacząłem recytować "Grób Agamemnona". Wybrałem fragment mało szczęśliwy, bo zacząłem do niego wykrzykiwać "Na koń..." itd. On przyjął to dość pokornie. Ale nagle zza węgła wynurzyli się jego koledzy. I wtedy my staliśmy się mniejszością. Chłopcy zaczęli się między sobą porozumiewać. Wymienili parę głośnych uwag na temat poezji nocą. Próbowaliśmy odejść. Oni ruszyli za nami. Zatrzymali nas. I nie wiem, dlaczego mi się wyrwało: "Panowie, jesteśmy poetami". Tamci zastygli, potem coś do siebie burknęli i odeszli. Do dzisiaj nie wiem, co nas tak naprawdę wtedy uratowało.
Janusz Gajos
- Pojechałem do Krakowa, żeby nagrywać "Opowieści Hollywoodu". Reżyserował Kazio Kutz. W którąś niedzielę umówiłem się z kolegą. Nie znałem dobrze miasta, a chciałem dotrzeć do ulicy św. Jana. Zobaczyłem więc dwóch takich, których określa się mianem meneli. Dżentelmeni byli lekko wczorajsi. Jak dojść na tę ulicę? - spytałem grzecznie. Wskazali drogę. Pięknie podziękowałem. I przeszedłem na drugą stronę ulicy. Nagle słyszę, że jeden z nich biegnie za mną. - Przepraszam, pan Gajos? - pyta zdyszany. - Tak - odpowiadam, zadowolony, że jestem popularny nawet w tym środowisku. I zaraz słyszę: "mistrzu". To mnie jeszcze bardziej podbechtało. Ale dalej już było tak: - Mistrzu, daj pan stówkę. Tak nas suszy.
Andrzej Grabowski
- Któregoś dnia (na planie "Bożych skrawków" Jurka Bogajewicza - przyp. redakcja) podczas przerwy w zdjęciach, stoimy z Willemem Dafoe. Rozmawiamy i nagle widzę, że w naszym kierunku biegną statyści po autografy. I co się stało? Willema, gwiazdę światowego formatu, odsuwają i podchodzą do mnie. Willem zaczął się śmiać, a potem zapytał - a czemu ty jesteś taki sławny? Odpowiedziałem mu - włącz sobie telewizor wieczorem i zobaczysz. I tak Dafoe poznał Kiepskich...
Henryk Talar
- Wchodzę na scenę (rzecz dzieje się w latach 70., podczas spektaklu "Wyzwolenie"). Zaczynam mówić fragment roli "Ktokolwiek żyjesz w polskiej ziemi..." I nagle słyszę westchnienie z widowni: "O Boże, jaki on malutki". Wszyscy koledzy pochowali się za rekwizyty na scenie, żeby stłumić śmiech. Ja też śmiech ledwo opanowałem i ruszyłem z tekstem dalej.
Kazimierz Kaczor
- Po serialu "Alternatywy 4" zaproszono mnie do Stalowej Woli, do fabryki dźwigów.
Przywitali mnie oklaskami. - Myślę, jest dobrze. Ale obok mnie stał spory pakunek. - Nadeszła chwila prawdy - zaczął dyrektor. - Czy pan naprawdę prowadził w serialu ten dźwig? - Naprawdę - odpowiedziałem. - No to sprawdzimy. Niech pan wsiada do dźwigu i podniesie ten blok - dyrektor pokazuje na pakunek. Wsiadłem, podniosłem, zrobiłem jeszcze obrót o 90 stopni i położyłem ten blok na ziemi. Wtedy dyrektor wręczył mi dyplom dźwigowego.
Cezary Pazura
- Kiedyś pojechałem do szpitala na badania. I pan doktor mi powiedział: - Pan się, panie Czarku, położy na "kanał" na dwa dni. Zrobimy badania. Sprawdzimy wszystko. Założyłem pasiaczek i poszedłem na rentgen. Nagle zobaczyłem znajomą pielęgniarkę. Wysunąłem się z kolejki i mówię do niej "dzień dobry". A ona, nie poznawszy mnie w tym szpitalnym ubranku, krótko rzuciła: - Na miejsce, w kolejkę. Usiadłem wśród tych chorych ludzi. I jakiś staruszek nachylił się do mnie, mówiąc: - A widzi pan, jak to boli, kiedy nie poznają? My tak mamy codziennie...