Artykuły

Czas dobić wroga

Biedny Marek Zieliński! Tyle lat jak Konrad Wallenrod szkodził znienawidzonemu wrogowi - śląskiej kulturze - udając, że na jej rzecz pracuje, a tu nagle redaktor Michał Smolorz go zdemaskował. Tylko dlaczego stało się to właśnie teraz? - Łukasz Kałębiak odpowiada Michałowi Smolorzowi

W zasadzie nie ma już kogo bronić. Wróg leży na ziemi i można go tylko litościwie dobić. Grzechy Marka Zielińskiego są tak wielkie, że w każdej innej społeczności zostałby skazany na banicję, jeśli nie rytualne ukamienowanie. Ręka red. Smolorza wypisała już na ścianie jego gabinetu świecący napis "Mane, tekel, fares". Jego czas jest policzony, uczynki ocenione i potępione, a imperium (Ars Cameralis i biuro ESK) zostanie zniszczone. Czy ktokolwiek odważyłby się bowiem jeszcze bronić człowieka, który z premedytacją dąży do "odśląszczenia" śląskiej kultury? Kto nie będzie się brzydził podać ręki osobnikowi, który odważył się zamachnąć na filar śląskiej kultury, jakim niewątpliwie jest Kazimierz Kutz? I to jeszcze kierując zorganizowaną grupą przestępczą nazwaną (jakże prawdziwie i obrazowo!) "kamratami". Teraz już wiem, dlaczego Zieliński wybrał słonecznik za symbol starań Katowic o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. Chciał ziarnami tysięcy rozdanych mieszkańcom słoneczników karmić swoją piracką papugę!

Na szczęście red. Smolorz, niczym tajny trybunał Zakonu Krzyżackiego, zdemaskował tego Wallenroda śląskiej kultury i odkrył przed nami jego prawdziwą twarz. A nie było to łatwe i wymagało podwójnej gry. Żeby tego dokonać, red. Smolorz musiał wejść do tego gniazda żmij, jakim jest cały projekt ESK. Udało mu się zostać członkiem Rady Programowej ESK. Z obrzydzeniem, ale dla dobra sprawy, brał diety za każde posiedzenie, choć pewnie pieniądze (500 zł minus podatek) paliły mu ręce. Dla niepoznaki nie sprzeciwił się kandydaturze Zielińskiego na szefa biura. Głosował za jego autorskim programem "Miasta ogrodów" i cieszył się (pewnie na pokaz, żeby nie wzbudzić podejrzeń), gdy Katowice trafiły do finałowej grupy miast kandydackich. Wszystko po to, żeby być bliżej zdrajcy i w odpowiednim momencie wyprowadzić miażdżący cios.

Dlaczego właśnie teraz? Na początku myślałem, że musiał natychmiast zatrzymać "dekutzyfikację" śląskiej kultury. Każda minuta dłużej mogłaby doprowadzić do tego, że z archiwów Centrum Sztuki Filmowej wywleczono by i spalono ostatnie kopie "śląskiej trylogii", nazwisko wytarto z podręczników, a samego reżysera zamknięto w areszcie domowym. Ale przypomniałem sobie, jak to na zeszłorocznej gali rozdania naszych nagród "Cegła z Gazety" sam Kazimierz Kutz chwalił wysiłki Marka Zielińskiego, a ten dziękował reżyserowi ze sceny za wsparcie kandydatury miasta w walce o ESK. Mógłbym uwierzyć w perfidię Zielińskiego głoszącego peany na cześć znienawidzonego w rzeczywistości artysty, ale otwieram wniosek Katowic i co widzę? Wszędzie Kutz!

Kutz jest nie tylko ambasadorem projektu. Kadry z jego "Soli ziemi czarnej" (aż trzy!) zdobią rozdział poświęcony kinematografii. Walczyć z archetypem Śląska za pomocą zdjęć z filmu budującego ten archetyp? Perfidia Zielińskiego i jego kamratów rzeczywiście nie zna granic.

Dlatego przeszło mi przez myśl, że red. Smolorz miał już dość marginalizowania śląskiej kultury. Koniec z dyktaturą garstki dwudziesto - i trzydziestolatków z hamburgerami w dłoni przemieszczającymi się od jednej kosmopolitycznej imprezy na inny miałki, kupiony z katalogu event festiwalu Ars Cameralis! Odłożyłem więc cheeseburgera z podwójnym serem i nie wycierając rąk podrapałem się po głowie. Przypomniałem sobie bowiem, że to na Ars Cameralis śpiewał kontratenor Philippe Jaroussky zanim został światową gwiazdą z katalogów. Popijając waniliowego shake'a wspominałem, ile zabiegów kosztowało biuro Ars Cameralis sprowadzenie do Katowic mistrzowskiego zespołu muzyki dawnej Concerto Köln, bo za żadne pieniądze nie chcieli przyjechać na Śląsk. Za żadne pieniądze nie dało się też kupić na ten koncert biletów, bo ludzie rzucili się na nie jak na, nie przymierzając, premierę symfonii Piotra Rubika. Między jedną frytką a drugą wrócił mi też obraz zachwyconego Śląskiem Carlosa Saury.

Ale red. Smolorz bije też na alarm, że w programie instytucji rządzonych żelazną ręką przez Zielińskiego śląskiej kultury jest jak na lekarstwo. Faktycznie, w końcu Wojciech Kilar, którego utwory na zamówienie Ars Cameralis grała w czterech stronach świata Orkiestra Kameralna Miasta Tychy AUKSO, urodził się we Lwowie. Hiszpan, który trzy lata temu niemal całował po rękach dyrygenta Marka Mosia za jego wykonanie muzyki z "Draculi" na koncercie w Saragossie, zachwycił się po prostu dźwiękami z Kresów. Zaś promowanie przez Zielińskiego młodych śląskich artystów (Andrzej Tobis, Sławomir Rumiak) czy organizowanie pokazów wideo-art Lecha Majewskiego to tylko zasłona dymna dla prawdziwych, kosmopolitycznych ciągotek. Zresztą, nie oszukujmy się - kogo z 300 tys. "świadomych Ślązaków" interesuje Lech Majewski? Niech się nim zachwycają w Paryżu (premiera "Młyna i krzyża") i Nowym Jorku (retrospektywa w Museum of Modern Art)!

Może w takim razie red. Smolorz, widząc jak Zieliński ciągnie okręt ESK na dno, postanowił desperackim gestem uniknąć katastrofy? W końcu tylko on dostrzegł, że Ministerstwo Kultury wytknęło Katowicom brak w programie wydarzeń odwołujących się do ludyczności i etniczności miejsca. Wszyscy inni przeczytali we wnioskach komisji kwalifikacyjnej, że ta "pochwala ciekawe połączenie tradycji i nowoczesności" oraz "wpisanie industrialnego charakteru miasta we współczesną wizję miejsca i roli kultury w aglomeracji". Niewprawione do czytania między wierszami oczy nie znajdą tam słowa "ludyczny" czy "etniczny". Znalazł je tam tylko red. Smolorz.

O co więc chodzi? Podobnie jak red. Smolorz nie chcę budować teorii spiskowych ani ulegać pokusom prostych diagnoz. Ale może rzecz w tym, o czym szepcze miasto: że Zieliński odmówił sfinansowania przez biuro ESK spektaklu muzycznego "Pozłacany warkocz", który red. Smolorz chciał wyprodukować, angażując do tego Zespół Pieśni i Tańca "Śląsk"?

Trudno mi w to uwierzyć. Brzydzę się prostymi diagnozami i ich unikam. Posłużę się tylko jedną: "Panie Michale, Pan strasznie lubi, aby wszyscy ludzie byli mniejszymi lub większymi kanaliami. Sprawia to Panu jakąś dziwną przyjemność".

Ale to nie ja napisałem, tylko Kazimierz Kutz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji