Artykuły

Kraków. Spór o zagrożone emerytury w Operze Krakowskiej

Krakowska Opera jest jedynym teatrem etatowym w Polsce, w którym wynagrodzenia za spektakle nie pracują na emerytury artystów. Grożą im głodowe świadczenia.

Na emerytury zespołu artystycznego Opery w Krakowie od 11 lat pracują jedynie pensje zasadnicze, a te są o ok. 1000 zł niższe niż muzyków Filharmonii, choć obie instytucje podlegają Urzędowi Marszałkowskiemu.

Do czego skrzypkowi służy smyczek? By miał czym, gdy przejdzie na emeryturę, grzebać w śmietnikach. Ot, żarcik, jakich w środowisku muzyków wiele, tyle że opowiadany przez skrzypka Opery Krakowskiej brzmi złowieszczo. Wielu muzyków odebrawszy z ZUS-u stosowne pisma, uświadomiło sobie, że jako emeryci dostaną ok. 600 zł miesięcznie.

Barbara Łobaczewska-Kuźnia, przewodnicząca Związku Zawodowego Muzyków Orkiestry Opery Krakowskiej, pokazuje mi pismo z ZUS, jakie dostał mąż, również skrzypek Opery - kwota 636,01 zł. Sama ma przewidywaną emeryturę jeszcze niższą.

- Na szczęście gram swoim smyczkiem, inne osoby, gdy przejdą na emerytury i tego nie będą miały - dodaje, nawiązując do wspomnianego żartu. Tak naprawdę sytuacja jest coraz bardziej poważna. Zwłaszcza że i pensje zasadnicze są w Operze niewysokie.

W tych dwóch sprawach od niespełna dwóch lat próbują związkowcy Opery cokolwiek zmienić. Bezskutecznie. Ich determinacja wzrosła, gdy zorientowali się, że ich pensje zasadnicze i muzyków Filharmonii Krakowskiej różnią się o ok. 1000 zł (nie było to trudne, muzycy z Opery mają współmałżonków w Filharmonii). A przecież obie instytucje podlegają Urzędowi Marszałkowskiemu.

Rok temu w piśmie do wicemarszałka województwa małopolskiego Leszka Zegzdy zwracali się z prośbą "o interwencję w sprawie gwałtownie pogłębiającej się dysproporcji płacowej pomiędzy muzykami" obu instytucji. Jak wskazywali, płace zasadnicze muzyków Opery rozciągają się pomiędzy 1549 zł (muzyk tutti - większość zespołu), a kwotą 2195 (koncertmistrz orkiestry); obecnie kwoty te (brutto) wzrosły i wynoszą 1634 i 2295 zł.

Tymczasem najniższa płaca w Filharmonii wynosiła 2450, czyli że koncertmistrz Opery zarabia mniej niż szeregowy muzyk FK. A przecież, argumentowali pracownicy Opery, ich system pracy jest znacznie mniej dogodny; to próby w godz. 10-14 i 18-22, to również dłuższe od koncertów filharmonicznych spektakle, to, w sumie, rytm pracy, który nijak nie pozwala dorobić. Zresztą co może robić muzyk...

Okazuje się, że może. Barbara Łobaczewska-Kuźnia, jak i jej zastępca Paweł Siedlik, waltornista, były inspektor orkiestry, znają dramatyczne przypadki z życia kolegów; bywa, że samotna osoba mająca dziecko nie płaci za prąd, za gaz, parę osób dorabia sprzątaniem, jedna stróżuje po nocach... Ilu się nie przyznaje? Widać, że liczą każdą złotówkę, zwłaszcza jak oboje pracują w Operze.

Wspomniane pismo sprzed roku podpisali nie tylko członkowie ZZMOOK, skupiającego 85 proc. zespołu, również czworo koncertmistrzów.

Już wcześniej, w kwietniu 2009 r., oba związki zawodowe Opery wszczęły spór zbiorowy z dyrekcją. - To nie był krok przeciwko dyrektorowi Nowakowi, a jednie wykazanie naszej determinacji w tej sprawie - komentuje Paweł Siedlik.

Potem były kolejne pisma i prośby o spotkania. I nic. Związkowcy mieli coraz bardziej poczucie, że władza nie tylko unika rozwiązania ich problemów, ale nawet rozmowy. Wreszcie w czerwcu tego roku spotkali się z wicemarszałkiem Zegzdą.

- Wysłuchał nas, chyba dotarły nasze argumenty, że dysproporcje są duże i nieuzasadnione, ale zarazem wskazał, że to niefortunny okres, że wszystkie pieniądze idą na powodzian, że może jesienią, przy konstruowaniu budżetu na kolejny rok da się coś zmienić - mówi przewodnicząca związku Barbara Łobaczewska-Kuźnia.

Tyle że nadeszła jesień i szans na zmianę nie widać. W rozmowie telefonicznej ze mną Leszek Zezgda jasno określił, że bez jakichś radykalnych zmian w budżecie, na co się nie zanosi, nie znajdzie się rozwiązania problemu. Zapowiedział, że wreszcie spotka się z przedstawicielami Opery.

Poza deklarację, że rozumie i będzie wspierał, jeśli będzie miał po wyborach możliwości, nie wyszedł też w rozmowie w miniony piątek marszałek Marek Nawara, który nagle przyjął związkowców i dyr. Nowaka.

Skala potrzeb nie jest mała. By zniwelować różnice w pensjach między Filharmonią i Operą, ta druga musiałaby dostać 2,5 mln zł. By przerwać nieodprowadzanie składki do ZUS od honorariów - dodatkowe 700 tys. zł.

A jest Opera w Krakowie jedynym teatrem operowym w Polsce, a najprawdopodobniej jedynym teatrem etatowym w Polsce w ogóle, w którym wynagrodzenia za spektakle nie pracują na emerytury artystów!

- Już jak zostałem dyrektorem Opery po raz pierwszy w 2001 roku, złapałem się za głowę, mając świadomość, jak ten system jest dla zespołu niekorzystny. O ile wiem, rozwiązanie to wprowadzono w 1999 roku prowizorycznie. Opera miała bardzo niską dotację, a taki zabieg dawał każdemu jakieś 150 zł więcej w portfelu, a to wówczas było niemało. I od tamtego czasu we wszystkich dokumentach składanych Urzędowi Marszałkowskiemu wnioskuję o dodatkowe pieniądze, które pozwolą zmienić ten stan rzeczy, a tym samym odprowadzać do ZUS-u pieniądze od pełnych zarobków zespołu - mówi dyr. Nowak.

O ile wzrosłaby podstawa emerytury po zmianie? Jak podaje dyr. Nowak, muzyk tutti dostaje 68 zł (brutto) za spektakl, koncertmistrz - niecałe 100 zł, chórzyści - 65 zł. Soliści, w zależności od tytułu - od 500 do 700 zł. Bywa, że solista ma cztery takie opery w miesiącu, muzycy grają 8-10 spektakli.

- Bardzo doceniam i szanuję cierpliwość zespołu i jego zrozumienie sytuacji, ale też widzę jego stanowczość, że musi nadejść czas rozstrzygnięć - mówi dyr. Nowak. I dodaje: - Jeżeli w jakiejś określonej perspektywie nie dojdzie do zmiany, to będzie to oznaczało, że nasz organizator kategoryzuje swoje instytucje kultury, że Opera jest w innej kategorii niż Filharmonia. Byłby to bardzo niepokojący sygnał dla zespołu i wbrew dobrym opiniom o naszej pracy.

Dodajmy, że dysproporcja w dotacjach tych dwóch instytucji w Krakowie jest rzeczywiście rażąca, także na tle Polski. W Krakowie dotacja dla Opery jest większa od dotacji dla Filharmonii o 42 proc., co wyraża się w liczbach 17 mln 973 tys. 400 zł i 12mln 600 tys. zł. W Łodzi różnica ta wynosi ponad 107 proc. na korzyść Teatru Wielkiego, bydgoska Opera Nova ma więcej o niemal 113 proc., w Poznaniu jest to 94 proc., we Wrocławiu - 81 proc., w Lublinie ponad 52 proc., w Szczecinie - 56 proc.

Związkowcy z Opery w Krakowie porównują też dotacje dla scen operowych w Polsce. Niemal wszystkie dostały w tym roku kwoty większe niż w poprzednim - od ponad 6 do blisko 17 proc. W Krakowie było to mniej o 3,55 proc.

Dyr. Nowak też jest zaniepokojony. Już wie, że planowana dotacja na rok 2011 jest o ok. 1,8 mln zł niższa od tegorocznej. A to już ograniczy działalność podstawową - ilość spektakli, ilość premier. Problemy płacowe znów pozostaną odłożone.

- Jesteśmy zdruzgotani, bo co mamy robić. Nie będziemy przecież w ramach strajku włoskiego grać dwa razy wolniej, ani grać źle. Nie po to każdy z nas od szóstego roku życia uczył się muzyki - mówią mi związkowcy. Półżartem dodają, że mogliby ewentualnie robić kociokwik pod gabinetami odpowiedzialnych za to urzędników...

Pewnie mogliby też wykonywać pieśni dziadowskie z "Opery żebraczej", tyle że to opera komiczna, a sytuacja artystów Opery Krakowskiej jest wręcz tragiczna. I nie widać możliwości przerwania tego stanu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji