Czas akcji: lato 1944 roku.
Miejsce akcji: mieszkanie, ulica i tramwaj w Budapeszcie, bydlęcy wagon, nieczynna fabryka, przedział pierwszej klasy.
Obsada: 4 role męskie, 1 rola kobieca oraz epizody.
Druk: George Tabori "Teatr - sztuki", Agencja ADiT, Sulejówek 2003.
Dramat w pięciu scenach.
Matka jest Żydówką; odkąd faszyści kazali Żydom przyszyć do ubrań żółte gwiazdy, niektóre sąsiadki dają wprost wyraz swojej nienawiści, wołając za nią "żydowska świnia". Jej mąż jest w dodatku marksistą; siedzi w więzieniu. Synowi udało się uciec i przedostać do Londynu. Większość bliskich Matki rozjechała się po świecie albo została wywieziona do obozów koncentracyjnych; pozostała jej tylko siostra, Marta, która mieszka z mężem. Do czteropokojowego mieszkania Matki dokwaterowano nazistowską rodzinę Csibotniksów, którzy zajęli aż trzy pokoje.
Pewnego słonecznego letniego dnia Matka, ubrana w czarną, elegancką sukienkę, wybrała się do siostry na cotygodniową partyjkę remika. Na ulicy aresztowali ją dwaj policjanci. "Teraz? - zapytała moja matka, wyrażając tym absurdalność wszystkich aresztowań, a w szczególności tego, w słoneczny dzień, w drodze na cotygodniową partyjkę remika". Policjanci zamierzali ją eskortować tramwajem na dworzec, skąd miała zostać wywieziona do obozu koncentracyjnego. Przepełniony tramwaj ruszył jednak nim wsiedli policjanci; jeden z nich zawołał do Matki, żeby poczekała na nich na następnym przystanku. Choć Konduktorka wręczyła jej bilet bezpłatny do końcowego przystanku, wyraźnie pomagając w ucieczce, Matka posłusznie wysiadła na następnym. Niemal sześćdziesięcioletnia kobieta nie czuła się na siłach, żeby uciekać, zresztą nie miała dokąd.
Na dworcu czekały tłumy więźniów. "... doprowadzali swoich oprawców do rozpaczy prośbami i pytaniami, które brzmiały jak szalone, ponieważ były takie normalne. Gdzie mógłbym dostać herbaty do termosu? Czy w pociągu znajduje się wagon restauracyjny?" Matka zachowywała się spokojnie, żywiąc absurdalną nadzieję, że zostanie zwolniona za dobre sprawowanie. W końcu wraz z tysiącami innych więźniów została zapakowana do jednego z bydlęcych wagonów. Więźniów nie zawiodło poczucie humoru: "Czy ktoś, do kogo należy łokieć w moim splocie słonecznym, mógłby go z powrotem zabrać? Ha-ha-ha! Czy pani, na której stopie stoję, mogłaby podać swoją tożsamość i wyrazić swoje niezadowolenie? Hi-hi-hi!"
Nagle Matka poczuła błądzącą po jej ciele dłoń. Dłoń ścisnęła jej lewą pierś; Matka próbowała się odsunąć, lecz mężczyzna szepnął jej do ucha: "Proszę, to będzie ostatni raz". Matka od dawna z nikim się nie kochała. "Miała prawie sześćdziesiąt lat i seks stał się dla niej nieprzyjemnym obowiązkiem, które wraz z innymi dziecinadami dawno już odstawiła. Nikt nie kochał się z moją matką na stojąco, od tyłu, nawet, jak sądzę, jej mąż. Nie była całkiem pewna, jak to zrobić w bydlęcym wagonie, w drodze do Oświęcimia, w eleganckiej czarnej sukience; a jednak ich ciała nabrały rytmu toczącego się pociągu".
W pobliżu granicy niemieckiej pociąg zjechał na bocznicę, a więźniowie zostali eskortowani do nieczynnej fabryki. Tam wśród czterech tysięcy innych więźniów Matka spotkała znajomego męża. Kelemen był zaszokowany spotkaniem; uznał, że transport do Oświęcimia nie jest odpowiednim miejscem dla eleganckiej damy z niebieskimi oczyma. "To obłęd! Musi pani natychmiast iść i złożyć protest! W formie nie znoszącej sprzeciwu! Niech pani żąda natychmiastowego zwolnienia i wysłania do domu, z przeprosinami na piśmie!" Kelemen dosłownie wypchnął Matkę za drzwi, w stronę siedzącego na podwórku oficera. Matka powiedziała oficerowi, że ma paszport Czerwonego Krzyża. "... owszem było parę paszportów honorowanych przez gestapo, które zostały wystawione przed miesiącem, lecz natychmiast uaktywniło się fałszerskie podziemie, i pod koniec pierwszego tygodnia było ich już około czterdziestu tysięcy w obiegu, co spowodowało, że oryginały stały się bezwartościowe". Niemiecki oficer miał białe wypielęgnowane dłonie, pachniał lawendą i nie podnosił głosu; podwładni nie znosili go. Na przekór im kazał wsadzić Matkę do wagonu pierwszej klasy, którym sam miał wrócić do miasta i dać jej coś ciepłego do jedzenia.
W drodze powrotnej niemiecki Oficer dał się poznać jako wegetarianin: "Jak można tak nisko upaść, żeby zabić cielaka, pociąć na kawałki i zjeść?" Z komiczną niemal hipokryzją - jakby zapomniał o więźniach jadących w drugą stronę, do Oświęcimia - przekonywał Matkę, że wcale nie jest trudno stosować się do przykazania "Nie zabijaj!". W końcu uprzedził ją, że na dworcu będzie musiał przekazać ją policji i nie będzie mógł jej ponownie uratować. Zasugerował jednak, by uciekła, gdy on będzie w toalecie. Matka nie tylko nie uciekła, ale czekała na niego przez pięć minut na dworcu. Nie zjawił się, więc pojechała do siostry na partyjkę remika...
Oprócz oczywistej aluzji do Matki Courage Bertolda Brechta, dramat zawiera akcenty autobiograficzne: choć główna bohaterka nazywana jest po prostu Matką, jeden z policjantów i Kelemen, znajomy jej męża, zwracają się do niej po nazwisku: "Tabori". Ojciec bohatera, tak jak ojciec autora, nazywa się Kornel Tabori. Syn, który "przeszmuglował się" do Londynu, to sam George Tabori. Autor wplata w tekst uwagi metatekstowe i ujawnia genezę dramatu, który składa się z dialogów Matki i Syna oraz monologu Syna, przerywanego retrospektywnymi dialogami Matki z innymi postaciami: "Matka: Już jako dziecko robiłeś z wszystkiego, czyli z całego życia historie. Zawsze cię za to podziwiałam. Jak może człowiek, a szczególnie dziecko, przeżywać swoje życie i równocześnie robić z tego opowieść? Nie potrafię opowiedzieć ci mojej historii. To, co dla ciebie zatrzymałam, żebyś mógł z tego ułożyć historię, już zapomniałam. Nie mogę zrobić nic więcej, jak od czasu do czasu cię poprawić, jeśli tego chcesz. Masz skłonność do przesady i ubarwienia, mój skarbie".
Ukryj streszczenie