Opera komiczna w 1 akcie: libretto: Paweł Duniecki.
Prapremiera: Lwów 16 XII 1864.
Osoby: król Jan III Sobieski; Winnicki, trefniś królewski: Alina Zawiszanka, dama dworu; markiz de Lussac, faworyt królowej Marysieńki; Janusz, Roman, Stefan, Jacek, Staś, Jaś - paziowie królowej; orszak królewski. Akcja rozgrywa się w parku pałacu wilanowskiego za panowania Jana III Sobieskiego.
W parku przy królewskim pałacu młodzi paziowie królowej Marysieńki wzdychają do... jak się okazuje - tej samej pięknej damy dworu, panny Aliny. Czekają, aż wyjdzie ona do parku, chcą choćby tylko spojrzeć na uwielbianą dziewczynę; zamiast niej jednak nadchodzi trefniś królewski. Wraca z pałacu, więc chłopcy pragną dowiedzieć się od niego, co słychać u panny Aliny, ale trefniś przepędza paziów, zostaje tylko jeden z nich: Janusz. Wyznaje błaznowi, że Alina to jego znajoma jeszcze z dziecinnych lat; od dawna darzyli się sympatią, teraz - on ją kocha. Naprawdę, szczerze, gorąco... Alina przyszła właśnie do parku, więc trefniś, sprzyjający młodym, zostawia ich samych.
Alina pamięta Janusza. Ona także darzy go uczuciem, i tutaj - w pałacu - tęskni za ich dziecinnymi zabawami, choćby za wolantem, w którego tak bardzo lubili grywać. W parku znajdują porzucone przez kogoś rakiety i piłeczki, zaczynają grę i... jedna z wolantowych piłek, odbita przez Janusza, trafia prosto w nos nadchodzącego właśnie markiza de Lussac, snującego się po dworze faworyta królowej, zwanego popularnie "francuskim kogucikiem". Markiz oburzony wyciąga szpadę, Janusz karabelę i przy akompaniamencie płaczu wystraszonej Aliny zaczyna się pojedynek. Godzi ich trefniś, ostrzegając bojaźliwego markiza, że kto wyciągnie szpadę na pałacowych terenach, ten może nawet ukarany być śmiercią. Markiz błaga zatem, aby nikt nie zdradził jego udziału w owym incydencie, i w popłochu umyka.
Lecz to nie koniec kłopotów. Trefniś powiada, iż na dworze szykuje się wesele: markiz de Lussac stara się o rękę Aliny, a swatem ma być królowa, odmówić zatem nie będzie wypadało. Młodzi proszą trefnisia, pana Winnickiego, aby pomógł pannie Alinie w trudnej sytuacji, i trefniś przyrzeka coś obmyślić. W pałacu tymczasem króla ogarnął strasznie ponury nastrój i błazen powinien go jakoś rozweselić. Wysłał król nawet do błazna pismo przypominające ich dawną ugodę: założył się król Jan dla żartu, że trefniś, "gdy wsadzi koguta na jaja, jaką tylko zechce, może żądać od króla nagrodę". I teraz właśnie wzywa go na pokoje; niechże wywiąże się z zobowiązania! Czy potrafi króla rozbawić?
Trefniś odpowiada posłańcowi, iż przyjdzie do pałacu, ale - ma w swym domku ważne zajęcie, w którym zastąpić może go przez ten czas tylko markiz de Lussac. Paziowie spieszą więc przywołać markiza. Przybywa chętnie; zamierza pozyskać sobie błazna, w obawie, by błazeńskie docinki nie zaszkodziły jego matrymonialnym planom... Trefniś zapytuje, czy dobry z markiza naturalista, a gdy dowiaduje się, że de Lussac studiował przyrodę i w Padwie, i w Bolonii, zwierza mu tajemnicę: Żadna kura nie chce teraz w Polsce wysiadywać jaj, a ponieważ królowa przepada za młodymi kurczętami, trefniś pragnąc jej zapewnić ulubione danie, sam siedzi całymi dniami na jajach zastępując kury. Teraz, ponieważ król pilnie go potrzebuje, prosi markiza, aby wyręczył go przez chwilę w tym odpowiedzialnym i trudnym zajęciu. Markiz, głowa niezbyt tęga, wyraża zgodę, a nawet zobowiązuje się gdakać i piać od czasu do czasu.
Trefniś biegnie więc szybko po króla i prowadzi go wraz z całym orszakiem pod swój dom. No i - król widzi "francuskiego koguta" siedzącego na jajach i piejącego zawzięcie; śmieje się serdecznie: trefniś może teraz żądać obiecanej nagrody, a trefniś - prosi o rękę panny Aliny! Król blednie co prawda na myśl, że ma oddać śliczne dziewczę swojemu błaznowi, ale - co słowo, to słowo - oddaje! Na szczęście trefniś wyjaśnia, iż prosi o jej rękę... dla Janusza!
Ta wdzięczna opera komiczna wystawiana była z końcem ubiegłego wieku dość często, działając - w okresie napływu operetek paryskich i wiedeńskich - ożywczo na repertuar. Wskrzeszała staropolską scenerię, kpiła ze sfrancuzienia, chwaliła liryczną, czystą miłość... Nic dziwnego, że grały w niej i śpiewały największe nasze gwiazdy: Modrzejewska, a później Adolfina Zimajer. Grały i śpiewały zresztą rolę... Janusza, pisaną na głos kobiecy.
O "Paziach" zapominano zupełnie przez lat blisko siedemdziesiąt, aby potem wznowić ich w Teatrze Muzycznym w Gdyni i później w Operze Poznańskiej (w partii Janusza debiutowała Zdzisława Donat). Niepotrzebnie tylko rozbudowano w tym wznowieniu drobiazg Dunieckiego do pełnego, trzyaktowego spektaklu. Zatrącająca już myszką muzyka i błahy żarcik, na jakim wspiera się libretto, najlepiej czują się w drobnej, kameralnej formie.
Źródło: Przewodnik Operetkowy Lucjan Kydryński, PWM 1994
Ukryj streszczenie