Czas akcji: rok 1856.
Miejsce akcji: Kopenhaga.
Obsada: 2 role kobiece, 2 role męskie.
Druk: "Dialog" nr 2/1983.
Sztuka w 2 aktach.
Obraz rodziny z roku 1856
Wspólne czytanie przy stole oświetlonym lampą. Cztery osoby, subtelna muzyka, atmosfera spokoju i bezpieczeństwa. Połowa XIX wieku, "złoty wiek Kopenhagi".
Znana aktorka, Johanne Luise Heiberg (Hanne), oraz jej mąż Johan Ludwig Heiberg rozmawiają o wspólnym znajomym, pisarzu Hansie Christianie Andersenie, który znów popełnił gafę i wkrótce przyjdzie szukać pocieszenia. "Pomyśl tylko, że Bogu zachciało się umieścić geniusz w skorupie tak pozbawionej stylu i smaku jak Andersen" - stwierdza Heiberg i usuwa się do swojego pokoju. Andersen rzeczywiście wchodzi niezręcznie, nieustannie kłaniając się i przepraszając za wszystko. Opowiada o tym, jak to został zaproszony na dwór królewski, żeby wygłosić mowę. Chciał mówić o miłości, która wszystko zwycięża i złożyć hołd królewskiej parze w imieniu swoim i narodu duńskiego. Niestety, w trakcie mówienia zgubił sztuczną szczękę, a gdy ją podniósł z dywanu, wśród szeptów i chichotów, okazało się, że była oblepiona kurzem i kłaczkami, co uniemożliwiło dalsze mówienie. Andersen wybuchnął płaczem na oczach całego dworu, a król i królowa pocieszali go. Hanne zauważa, że okazano mu pobłażliwość, bowiem jest "geniuszem światowej sławy", ale Andersen okazuje się być niezadowolonym z faktu, że sławę przyniosło mu "nie to, co trzeba", mianowicie baśnie dla dzieci a nie "prawdziwe sztuki", które mogłyby być grane w Teatrze Narodowym.
Rozmowę Hanne i Andersena przerywa chwilami wycie i nieartykułowane dźwięki wydawane przez starą, łysą i bezzębną kobietę, przywiązaną szarfami do fotela. Heiberg przynosi lekarstwo, które ją uspokaja.
Heibergowie i Andersen rozmawiają o sztuce i o dobrym smaku. Pan domu uważa, że należy prowadzić walkę z nieokrzesanym ludowym językiem, z żywiołowością, z prostactwem w stylu Shakespeare'a - bo "styl i smak są wieczne". Hanne odnosi się ironicznie do wywodów męża i drwi z przerabiania Shakespeare'a na sztuki "czarujące". Andersen reaguje jak prostolinijne i pełne entuzjazmu dziecko. Podziwia bezgraniczną mądrość Heiberga i nazywa go wzorcem dla krytyków.
Naiwna wiara pisarza w dobro, miłość i ludzką szlachetność rozdrażnia Hanne, która zaznała w życiu wielu cierpień i upokorzeń, zanim osiągnęła pozycję pierwszej aktorki Teatru Narodowego. Opowiada Andersenowi o nienawiści, jaką żywią do siebie nawzajem zazdrosne o sukcesy aktorki, o prześladowaniu ze strony dyrektora teatru, który molestował ją seksualnie, gdy miała trzynaście lat. Andersen przyznaje, że też spotykał się w życiu, i to od dzieciństwa, z ludzką nikczemnością. Hanne wspomina dalej - dzieciństwo w ponurym szynku, z wiecznie pijanym i bijącym rodzinę ojcem, bezwolną, udręczoną matką i licznym rodzeństwem. Ojciec zmuszał córki, już jako małe dziewczynki, do tańczenia na stole bilardowym ku uciesze szynkowych bywalców. W końcu pewien mężczyzna, Herman, zapłacił rodzicom za prawo opieki nad Hanne, oddał ją do szkoły baletowej i otaczał czułością, która budziła plotki, a w dziewczynce wstyd i wstręt. Jednakże Herman zadbał o jej dobre wychowanie i maniery, "kształtował" ją, podobnie jak potem Heiberg. Gdy dziewczyna postanowiła wyjść za mąż, Herman popełnił samobójstwo.
Hanne nie ukrywa, że jej dzieciństwo i młodość były koszmarne i wie, że doświadczenia Andersena są podobne. Tym bardziej drażni ją, że pisarz upiększa ohydną rzeczywistość, że kłamie. Rozdrażnia pisarza przypomnieniem jego matki, która zapiła się na śmierć w przytułku dla ubogich. W odwecie Andersen wspomina okrutny pogrom Żydów w Kopenhadze i twierdzi, że widział wówczas ośmioletnią Hanne, przerażoną widokiem udręczonej, poparzonej matki. Kobieta zaprzecza, ale mało przekonująco. W dodatku pojawia się domniemanie, że Heiberg jest naturalnym ojcem Hanne, stąd ich zauważalne fizyczne podobieństwo.
Aktorka i pisarz rozmawiają o sensie cierpienia. Zgodnie stwierdzają, że ból trzyma przy życiu, a utrata wrażliwości na ból jest równoznaczna ze śmiercią. Hanne wyznaje: "w końcu stało się tak, jakby zaczęła mnie obrastać skorupa lodowa, która sprawiła, że dźwięki i znaki z zewnątrz stawały się przytłumione i niewyraźne" Andersen wysnuwa z tego baśń o Królowej Śniegu, o siostrzyczce Hanne i braciszku Hansie i o kawałku magicznego zwierciadła, które wpadając do oka Hanne zabiło w niej zdolność odczuwania miłości. Kobieta płacze.
Aby móc dalej żyć, Hanne spisuje swoje dzieje i wieczorami czyta sobie, mężowi, a zwłaszcza starej, związanej kobiecie - swojej matce, którą szanuje i podziwia. Andersen też słucha lektury, bo to on, "braciszek", rozumie wszystko najlepiej i dla niego Hanne podejmuje próbę przebicia lodowego kokonu. Tłumaczy Heibergowi: "Pan Andersen wymarzył sobie, że tak powinna wyglądać miłość. Jak bardzo spokojny wieczór, spędzony na wspólnym czytaniu. Może ma rację? Może powinniśmy udać, że ma rację? Czasem chyba tak trzeba?"
Ukryj streszczenie