Czas akcji:
Miejsce akcji:
Obsada:
Druk:
Didaskalia informują, że sztuki nie należy grać realistycznie, ale "błazeńsko", w stylu cyrkowych clownów, "w sposób możliwie dziecinny, przesadny i zwariowany".
W dużym, pustym pokoju, którego jedyne umeblowanie stanowi ogromne biurko i stojący przy nim fotel, rozmawiają dwaj mężczyźni: Gruby Pan i Malarz. Pierwszy, zadowolony z siebie, siedzi wygodnie w fotelu. "Spogląda często na zegarek, bawi się pstrokatym krawatem; używając stosownych narzędzi: ołówka, scyzoryka, noża do papieru, palców, czyści sobie zęby, uszy i nozdrza". Drugi, źle ubrany i nie ogolony, stoi skromnie przy drzwiach, trzymając pod pachą zwinięty w rulon obraz. Gruby Pan chełpi się swoją pozycją, majątkiem, sukcesami na giełdzie. Twierdzi, że wszystko osiągnął dzięki swojej pracowitości, zawziętości i energii, mimo trudnego dzieciństwa i wczesnego sieroctwa. Opowiada o swojej artystycznej duszy i o potrzebie obcowania ze sztuką, na co nigdy nie miał czasu. Malarz słucha cierpliwie, potakując i nieśmiało wtrącając od czasu do czasu kilka słów.
Gruby Pan kilkakrotnie zachęca Malarza, by usiadł, nie zwracając uwagi, że w pokoju nie ma żadnego krzesła.
Z punktu widzenia biznesmena "sztuka jest poniekąd walką o życie, taką jak każda inna, jak wojna, handel, handel żywym towarem czy czarny rynek." Gruby Pan pragnie zwierzać się Malarzowi ze swych poglądów i przekonań, bo - jak twierdzi - ma do niego zaufanie, co nie przeszkadza mu nadal traktować artysty protekcjonalnie. Zwierzenia dotyczą także uczuć, zwłaszcza dotkliwego głodu piękna i tęsknoty za kobietą, która Grubego Pana potrafiłaby zrozumieć. Co prawda jest koło niego jedna kobieta - starsza siostra Alicja, ale jej wiek, kalectwo (nie ma jednej ręki) i brzydota budzą w bracie odrazę, mimo iż docenia jej troskliwość i staranność w prowadzenie domu. Skarży się: "Muszę kupować obrazy, bo moja siostra jest brzydka".
Gdy pada pytanie: "Czy sztuka może zastąpić wymarzoną kobietę, piękną i łagodną, której mi brak?" - Malarz ośmiela się zaproponować swój obraz, ale biznesmen nie chce na razie go oglądać. Woli najpierw ustalić cenę. Malarz kryguje się i waha, wreszcie, zmuszony, wymienia kwotę: czterysta tysięcy franków. Gruby Pan zażarcie się targuje, wykazując w tym przebiegłość i doświadczenie. Malarz schodzi do pięćdziesięciu tysięcy, ale gdy i to okazuje się zbyt dużą kwotą, ma zamiar odejść, stwierdzając w nagłym przypływie odwagi: "Nie mogę nazbyt deprecjonować swojej pracy". Gruby Pan zmienia ton, prosi o litość, w końcu proponuje czterysta franków i Malarz godzi się na tę drastycznie zaniżoną cenę.
Malarz może w końcu rozwinąć swoje płótno. Usiłuje zrobić to na podłodze, ale Gruby Pan protestuje, bo "istnieje zasadnicza różnica między obrazem a dywanem". Malarz zwija obraz i próbuje powiesić go na ścianie, co nie jest łatwe z powodu jego pokaźnych rozmiarów.
Gruby Pan wzywa Alicję i każe jej przynieść drabinę. Odnosi się do kalekiej, popłakującej staruszki z szokującą brutalnością i bezwzględnością. Malarz stara się pomagać kobiecie i łagodzić gniew jej brata. W końcu, po wielokrotnym przesuwaniu w lewo i w prawo pod dyktando Grubego Pana, obraz zostaje powieszony. Przedstawia kobietę siedzącą na tronie, z berłem, ale bez korony. Biznesmen stwierdza tonem znawcy, że "jest utrzymana w stylu pół-figuratywnym, pół-niefiguratywnym, bo nie widzimy, tylko się domyślamy jej stóp, nóg, ud i miednicy". To, że istnienia nóg można się tylko domyślać uważa za błąd. Malarz pokornie przeprasza i we wszystkim przyznaje rozmówcy rację. Ponieważ obraz wymaga poprawek, Gruby Pan każe autorowi go zabrać. Malarz oponuje, bo płótno jest ciężkie. Gotów jest odstąpić je za trzysta franków. Biznesmen łaskawie godzi się wziąć obraz na jakiś czas, zaznaczając wielkodusznie, że nie policzy wiele za przechowanie. Uszczęśliwiony Malarz wychodzi.
Ponownie wkracza Alicja, ale teraz zupełnie odmieniona. Agresywna i brutalna, robi bratu awanturę za to, że zachciewa mu się sztuki, że szasta pieniędzmi, że powiesił na ścianie pornograficzny bohomaz. Krzyczy i wymachuje laską, chcąc dosięgnąć kryjącego się za biurkiem Grubego Pana, który zrobił się pokorny, uległy i przymilny. W końcu Alicja każe bratu wyciągnąć papiery z biurka i wziąć się do pracy, ostrzegając, że będzie go śledzić z kuchni i jeśli zauważy, że zamiast pracować, będzie robił "słodkie oczy" do kobiety na obrazie, "porachuje mu kości i nie da kolacji". Na koniec targa go za uszy.
Gruby Pan pozoruje pracę przy biurku, rzucając ukradkowe spojrzenia na obraz. Po chwili z kuchni dochodzi chrapanie, wiec mężczyzna pozwala sobie na chwilę swobody. Zbliża się do obrazu i przemawia do namalowanej kobiety jak do upragnionej kochanki. W ekstazie całuje ją. Wyciągniętą z szuflady koronę usiłuje włożyć na jej głowę i denerwuje się, że to niemożliwe.
Wchodzi Alicja i wulgarnie komentuje zachowanie brata. Aby go otrzeźwić, znienacka wylewa na niego wiadro wody. Chcąc uniknąć jego wściekłości, udaje, że mdleje. Mężczyzna usłużnie przynosi krzesło, ale zarazem - pistolet. Teraz on staje się panem sytuacji. Każe siostrze milczeć, uśmiechać się i usiąść na fotelu w pozie królowej. Strzela, a wówczas w tajemniczy sposób Alicja przemienia się w kobietę z obrazu, a w dodatku ma błyszczące berło i świecącą koronę. Gruby Pan szlocha z radości, wołając: "Arcydzieło! Stworzyłem arcydzieło! Prześcignąłem model! Jestem doskonały! Miałem rację!"
Wchodzi Sąsiadka z krzesłem, chcąc w cieple porobić na drutach. Dowiedziawszy się, że piękna kobieta to przemieniona Alicja, błaga o podobną metamorfozę. Na widok broni woła: "O... malarstwo pistoletem, uwielbiam to..." Podczas gdy sadowi się na krześle, wchodzi Malarz. Przemianę Alicji nazywa "mistrzowską robotą" i chce zabrać swój obraz, skoro Gruby Pan sam stał się artystą. Gospodarz żąda jednak czterdziestu milionów za jego przechowanie, a skoro Malarz nie ma takiej kwoty, proponuje spłatę w ratach, ale z odsetkami - łącznie osiemdziesiąt milionów. "Tak, to rozsądne" - stwierdza Malarz.
Gruby Pan strzela do Sąsiadki, która zmienia się w kolejną kopię kobiety z obrazu, po czym strzela do Malarza, który zmienia się w Królewicza z bajki. Wreszcie wchodzi na drabinę i strzela w powietrze. Pokój zasypują kwiaty i serpentyny. Na koniec prosi, aby ktoś z publiczności strzelił do niego, bo "wciąż nie jest ładny".
Ukryj streszczenie