Czas akcji: przełom lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku.
Miejsce akcji: Gdańsk.
Obsada:
Druk:
Opowiadanie
Akcja opowiadania dzieje się na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku. Ale trzeba powiedzieć, że w 1946 pan Polaske z Zaspy wyjeżdżał ostatnim pociągiem z Gdańska do Niemiec i wtedy sprzedał za parę żołnierskich butów okrągły, dębowy stół. Kupujący wiedział, że buty nie są w najlepszym stanie, więc dał jeszcze paczkę masła, a pan Polaske z kolei dołożył fotografię z rodzinnego albumu, na której był ze swoim bratem. Ta fotografia interesowała synka nowych właścicieli stołu. Ale nie dwaj eleganccy mężczyźni w garniturach, którzy na fotografii stali na Lange Brűcke, lecz to wszystko, co było dla nich tłem: port na Motławie. Pełen ludzi, łodzi rybackich, parowych stateczków, barek rzecznych, ruchu, życia, zupełnie inny od tego smętnie spokojnego, który chłopiec mógł sam oglądać.
Stół od pana Polaske budził w domu chłopca pełne emocji spory między ojcem i matką. Matka domagała się wyrzucenia niemieckiego sprzętu, któremu pod jedną nogę trzeba było podkładać klocek, żeby stół się nie chybotał, dodatkowo miał sękaty fornir na blacie. Dla ojca były to mało ważne powody, ale nieustające utyskiwania matki, która była wrogiem wszystkiego, co niemieckie, a nade wszystko barszcz, który wylał się na koszulę i spodnie ojca, bo klocek wypadł spod nogi stołu - to spowodowało, że ojciec chcąc mebel naprawić zniszczył go, nieumiejętnie wyrównując jego cztery nogi.
Podobnego, a więc okrągłego, mocnego, dębowego stołu, nie można było kupić w żadnym meblowym sklepie, bo przy bardzo skromnej podaży zmieniła się także moda. Prywatni stolarze zrujnowani domiarami i zamęczeni działaniami urzędników zamknęli swoje warsztaty, więc zamówić stołu nie było gdzie.
Chłopiec, któremu tak podobała się fotografia z Lange Brűcke, czasami widział w pokoju pana Polaske, który obchodzi swój dębowy stół, którego nie ma, stawia na nim prezenty i znika.
Wreszcie ojciec zdobył adres niejakiego pana Kaspara, stolarza mieszkającego na Żuławach, nad rzeką Tują. Ojciec i syn jechali tam najpierw autobusem przez most pontonowy na Wiśle, potem kolejką wąskotorową. Znaleźli się w miejscu niezwykłym - daleko od miasta, wśród bujnej przyrody, przed człowiekiem, który zostawił "miasto najpiękniejsze na świecie, miasto, kościołów i synagog, łagodnych wzgórz i sosnowych borów otaczających przedmieścia" i osiadł tu, na tej żyznej ziemi przez długie lata z miłością uprawianej przez mennonitów, fryzyjskich protestantów, którzy przekopywali tu kanały, budowali śluzy, stawiali wiatraki i, jak nakazywała ich religia, nigdy nie brali do ręki broni. Podczas wojny zostali wywiezieni do obozów śmierci, przed oprawcami uszła z życiem tylko jedna kobieta, z nią pan Kaspar ożenił się, teraz jest małomówna, twarz ma pokrytą zmarszczkami.
Ojca i pana Kaspara połączył zamówiony stół i związały emocje - wspomnienia znad Niemna, opowieści o szukaniu po wojnie miejsca na nowe życie, tłumiona niezgoda na ten w Polsce świat, wkrótce więź wzmocnił dobry obiad postawiony przez żonę pana Kaspara, jałowcowe piwo domowej roboty i pieśń "My, pierwsza brygada" śpiewana w zgodnym duecie. A potem wspólne sprawianie prosiaka, przygotowywanie smakowitych wędlin i gęsty, rubinowy płyn w karafce. Ojciec zapomniał o domu, o odjeździe ostatniej kolejki wąskotorowej. Od strony rzeki słychać było harmonię i bezbrzeżnie smutną pieśń. Pan Kaspar wyjaśnił chłopcu, że za rzeką, przy ognisku piją i śpiewają Ukraińcy z kołchozu. Kiedyś nie zawsze przyjaźni.
W pokoju, w którym spał chłopiec, stała szafa i w niej odkrył czarny kapelusz z ogromnym filcowym rondem. Włożył go na głowę, a przeglądając się w lustrze widział swą postać wysoką, dobrze zbudowaną i zobaczył jak steruje statkiem po Motławie, jak przybija do Długiego Pobrzeża, a Ukraińcy pomagają wyładować towary przedniej jakości... Potem zobaczył w lustrze, że za nim stoi żona pana Kaspara, a po jej pomarszczonej twarzy płyną łzy. Zdjęła kapelusz z głowy chłopca i obracała go w dłoniach. Wtedy i następnego dnia nie zamienili słowa.
Ojciec z synem wrócili do domu i nie mogli udobruchać matki zdenerwowanej niezaplanowaną ich nieobecnością. Po tygodniu ktoś przywiózł stół, który matkę wprawił w zachwyt. A po jakimś czasie rodzinę odwiedził pan Polaske, na stole pana Kaspara, położył prezenty, był szczęśliwy z powodu podróży do Gdańska, ale, mimo zaproszenia matki, nie chciał zostać na obiedzie, wyszedł prędko do hotelu.
Czy zauważył stół? Chłopiec był pewny, że tak. Chłopiec uczył się z elementarza. Pamiętał kobietę, która zabrała czarny kapelusz i to, że mennonici poszli do nieba, że pan Polaske sprzedał stół, a pan Kaspar zrobił nowy. Odtąd czas płynął inaczej.
Ukryj streszczenie