Czas akcji: koniec XX wieku.
Miejsce akcji: śmietnisko wielkiego miasta, zbocza Golgoty.
Osoby: 3 role męskie, 1 rola kobieca.
Druk: "Dialog" nr 10/1995.
Słychać rytmiczne, choć nieregularne stukanie laski o kamienny chodnik. To dusza Uriela da Costa - XVII-wiecznego marrana błąka się po świecie i pokutuje. Za życia nieustannie poszukujący prawdy o Bogu myśliciel i filozof, wyklęty najpierw w rodzinnej Portugalii jako Żyd, uciekł spod władzy Inkwizycji do bardziej tolerancyjnego Hamburga. Tam wstąpił do gminy żydowskiej, wkrótce jednak zaczął publikować rozprawy głoszące śmiertelność i materialność duszy i poddające w wątpliwość zmartwychwstanie w dniu Sądu Ostatecznego. W rezultacie Synagoga rzuciła na niego klątwę jako na kacerza i odstępcę. Schronił się więc w Amsterdamie, gdzie jednak historia wkrótce się powtórzyła. Jego przekonania były dla ortodoksyjnych Żydów nie do zaakceptowania. Po wielu latach odwołał swoje poglądy i zdjęto z niego klątwę. Ale potem znów zaczął głosić swe heretyckie idee i znów został wyklęty. Po kolejnych kilku latach - samotny i załamany - postanowił ostatecznie pojednać się z Synagogą. Tym razem jednak zażądano od niego bardziej przekonującego aktu skruchy, który da Costa uznał za zbyt upokarzający. Zamknął się więc w domu i zaczął opisywać swoje życie i poglądy. Kiedy uznał to dzieło za skończone - popełnił samobójstwo. Teraz jego dusza wędruje przez świat i wspomina.
Urodzony jako Portugalczyk - musiał być chrześcijaninem, choć nie przestał być Żydem, bo wedle dekretu króla Portugalii, wszyscy Żydzi, którzy mimo prześladowań nie opuścili wcześniej kraju - stawali się automatycznie chrześcijanami. Wolał więc wyjechać i zostać Holendrem, bo tylko jako Holender mógł być Żydem. Ale i tam jego poglądy, w których sformułował teorię duszy jako żelaznego pręta - zostały potępione, a on sam wyklęty. Pod koniec życia zaczęło mu się zdawać, że dusza jest maleńką ołowianą kulką i umieścił ją w miejscu, które jak wierzył jest jej stałą siedzibą - w sercu. I to miał być koniec jego historii. Przecież w żadną nieśmiertelność nie wierzył. I tak by może było, gdyby nie dusza, która ostała się po jego śmierci jako stalowa laska - taka sama jaką podpierał się za życia spacerując po parku. I dusza Uriela błąka się w tej formie po świecie już ponad trzysta lat. Teraz bezdomnej Gumajce służy jako obrona przed szczurami i obcymi, ale i pręt, którym wydobywa ze śmietnika to, co wydaje się jej jeszcze wartościowe. Ale Gumajka nie jest zwykłą bezdomną. Grzebie co prawda w śmietnikach, kradnie i pije, gdy tylko ma po temu okazję, ale wie, że jej pręt to nie zwykły pręt, ale dusza Uriela. Wierzy zresztą, że nie tylko ten pręt, ale i inne przedmioty, porzucone na śmietniku, to zapomniane ludzkie dusze - często o wiele mniej trwałe niż ta Uriela, czasem wręcz dusze jednorazowego użytku. Gdy odnajduje taką porzuconą duszyczkę, nadaje jej imię i opowiada historie jej życia, by potem pogrzebać ją, aby mogła spoczywać w spokoju. Wierzy, że ten śmietnik to czyściec i szuka tu - jak mówi o niej Uriel, jej nieodłączny towarzysz - jakiegoś Ostatecznego Wiązania zdarzeń, czegoś nieśmiertelnego, czego można by się uchwycić. Grzebiąc tak w śmieciach i szukając jakiegokolwiek alkoholu, żeby uspokoić nerwy, Gumajka znajduje butelkę, ale w tej butelce nie płyn widzi, ale zamknięty w niej świat: górę jakąś i ludzi, którzy pod nią stoją, jakby czekali na czyjąś śmierć. I wypuszcza Gumajka butelkę z ręki, a ta rozbija się na kawałki i nagle zapada ciemność.
Kiedy światło znów się zapala, u podnóża Góry Longinus i Stefaton pracują przy segregacji śmieci. Silny wiatr utrudnia im pracę, ale - jak mówią - miesza też czasy, miesza przyczyny ze skutkami. Nad nimi na Górze, rozpięci na krzyżach wiszą trzej skazańcy. "Kobiety rodzą teraz własnych przodków - mówi Longinus - () I nie dałbym głowy, czy i sprawa tego tam, co najwyżej wisi, nie zaczyna się i nie kończy w dowolnym miejscu i czasie, zawsze i wszędzie". A gdzie w tym wszystkim prawda? Gdzie szukać tej prawdy, która była na samym początku, a potem rozpadła się na drobne kawałeczki i nie da się jej na powrót zebrać w całość? Ale jest nadzieja, bo ten co najwyżej wisi mówił, że kiedy tu niedługo wróci, to razem z nim i cały świat powróci do swego początku i znów prawda będzie jedna i niepodzielna. Ale teraz między ludzi zstąpił najprzedniejszy z szatanów, zwany Fabricator Fragmentorum - Twórcą Fragmentów, który namawia ludzi, by nie sięgali po całość, a tylko po część - a ta na pewno nasyci ich całością, bo pełnię prawdy z ułamka będą mogli wywieść. Ale znów czy ta Prawda Punktowa taka pożądana? - zastanawia się Longinus - "taka to każdą przyjemność potrafi zepsuć a i boleści może napytać." Mało im było stania w jednej butelce przez tyle lat? Drugi raz się uwięzić nie pozwolą. W żadnej prawdzie - "bo to jest jak paraliż albo nawet sama śmierć." I temu co najwyżej - też nie wolno pozwolić wrócić, trzeba przebić jego bok włócznią. Nie ma włóczni? Ale jest jakiś pręt stalowy i on dobry, by nie dać się więcej uwięzić.
Pijana Gumajka trzyma jednak pręt mocno i oddać nie chce. Kiedy otwiera oczy, widzi przed sobą Uriela - tym razem w ludzkiej postaci. "Czas się skończył. - mówi jej Uriel - Teraz każdy musi odnaleźć to, co zgubił albo wyrzucił przez nieuwagę." I Uriel wrócił po swą stalową laskę, by wyruszyć z nią z powrotem do Amsterdamu i napisać nowe dzieło: "Dusza ludzka i jej substancjalna długowieczność." Ale Gumajka prosi go by z nią został. Tak długo przecież byli razem. Po krótkim wahaniu Uriel zgadza się i oboje "odchodzą w siedemnastowieczny Amsterdam".
Ukryj streszczenie