Czas akcji:
Miejsce akcji:
Obsada:
Druk:
W Prologu występują trzy Muzy - Talia, Melpomena i Terpsychora. Witają z wielkim zadowoleniem otwarcie w Warszawie Teatru Narodowego. Wprawdzie jest on w stosunku do znanych na Zachodzie teatrów wyraźnie spóźniony, ale za to jakiż on będzie w przyszłości! Muzy mają wiedzę wybiegającą daleko w przyszłość i zanim rozpocznie się pierwsze przedstawienie Teatru Narodowego one w piosence przepowiadają "Dziady", "Zemstę", "Wesele", skok Kordiana z Mont Blanc, kabarety "Qui Pro Quo" i "Morskie Oko", wybitne role Żółkowskiego, Frenkla, Rapackiego, Solskiego, wreszcie sukces "Tanga" Mrożka. Muzy czuwać będą nad pierwszym przedstawieniem, nad bohaterami i przebiegiem akcji, która toczyć się będzie w dwóch w dwóch rzeczywistościach.
Gdy w przytomnej obecności z Bożej Łaski Króla Polski Stanisława Augusta, w Operalni w Warszawie, dnia 19 listopada 1765 grano "Natrętów" Józefa Bielawskiego, to dwieście lat po tym fakcie Marian Hemar daje remake Natrętów z piosenkami pod tytułem Piękna Lucynda. I choć rzecz się dzieje w drugiej połowie XVIII wieku, bohaterowie sztuki Hemara dziwnym trafem znają repertuar kabaretowy i operetkowy czasów swego autora.
Hrabia Adam Faworski zakochany jest w pięknej Lucyndzie, młodziutkiej wdowie po nieboszczyku cześniku Wahadłowskim. Hrabia chce się żenić z ponętną wdówką, ale wie, że nie on jeden się o nią stara, a "cała warszawska złota młodzież" spogląda na nią z pożądaniem. Hrabia w swoim saloniku układa przy klawesynie odę do pięknej Lucyndy (w czym wydatnie pomaga mu Talia). Swego sługę, Wawrzonka, (a jest nim w istocie Terpsychora) posyła do cukierni Duponta po pudło kandyzowanych fruktów, zapakowanych "na prezent" wstążkami z pąsowego weluru. Hrabia ma powody, by odę i słodkości posłać pięknej Lucyndzie. Musi jak najprędzej przeprosić, jak najszybciej wytłumaczyć się dlaczego dzień wcześniej "chybił godziny" spotkania z nią. W tym ważnym działaniu przeszkadzają mu warszawscy natręci! Na przykład przychodzi imć pan Wietrznikowski bajający o swych antenatach, majątkach w województwie smoleńskim, jakichś Drapiłupkach, Dupcewach, Sękach, Bzdękach... o swych zasługach dla kraju, by na koniec wyłudzić od Hrabiego pieniądze. Nareszcie przychodzi przyjaciel Adama, Poufalski, któremu Hrabia opowiada o przyczynie "chybienia godziny": śpieszył po południu Krakowskim Przedmieściem na randkę z Lucyndą w Ogrodzie Saskim, gdy najgroźniejszy z wszystkich w Warszawie natrętów, pan Podstoli, porwał go gwałtem do karocy, zawiózł do państwa Łowczych aż pod Mokotów i zmusił do gry w karty do białego rana, kiedy to dopiero, zgrany do ostatniego dukata, mógł wrócić do domu. Teraz więc Poufalski, jako postillion d'amour Hrabiego, musi pójść do Pani Utciszewskiej, ciotki Lucyndy, wybadać jakie jest nastawienie obu pań do Adama po owym incydencie.
Panowie się śpieszą, ale rzut oka Poufalskiego na dedykację, którą hrabia chce dołączyć do kwiatów, przynosi katastrofę. Pisana podczas wizyty natręta Wietrznikowskiego do słów "zmniejszenie męki" zawiera rym Sęki Bzdęki! Poufalski biegnie więc sam po kwiaty, Hrabia ma dedykację poprawić, a tu wdziera się siłą inny natręt, imć Skarbnik, powtarzający plotki z całej Warszawy i domagający się zaproszenia na obiad. Tylko dzięki rychłemu powrotowi Poufalskiego Hrabia wybrnął z kłopotu.
Lucynda, w istocie piękna (a w nią, według woli Talii, wcieliła się Melpomena), oburzona jest na Hrabiego Adama za to, że naraził ją na wstyd i afront. Przebaczenie nie jest możliwe, ustalają z Ciotką Utciszewską, co za chwilę dla Lucyndy nie jest już tak oczywiste. Poufalski składa wizytę Ciotce, a ich rozmowa przynosi nadzwyczajną wiadomość: o Lucyndę stara się imć Pan Faworski, podkomorzy królewski, właściciel miliona dukatów z okładem, rodzony stryj Adama. Lecz Lucynda się waha, czy wyjść za niego. Dlatego Ciotka i Poufalski muszą doprowadzić do "przypadkowego" spotkania młodych w Łazienkach. Ono daje Adamowi dużo nadziei, a Lucyndzie "burzę w sercu", jak śpiewa Talia, wcześniej oddając chwałę Królowi zasiadającemu w teatralnej loży słowami "Ten swój naród kocha, który kocha sztukę."
Z ową "burzą w sercu" Lucynda przyjmuje na zapowiedzianym obiedzie podkomorzego Faworskiego i rzuca szeptem Utciszewskiej błagalne "Ciociu, ratuj!" Ciotka więc daje śpiewający wykład, czym grozi staremu ożenek z ponętną, namiętną wdówką i wylicza, ilu już mężczyzn z tego powodu legło w grobie. Aby jednak cała Warszawa nie pękała ze śmiechu, że oto podkomorzy Faworski z zalotów musi się wycofać, Ciotka podsuwa mu pomysł, że starał się o rękę Lucyndy dla krewniaka. Tym krewnym jest Adam, którego podkomorzy obdzieli pokaźnym majątkiem. Za takie rozwiązanie Ciotka Utciszewska od zachwyconej Lucyndy oczekuje tylko jednego: po latach, "Gdy zobaczysz ciotkę swą - to jej się kłaniaj."
Po wielu nieporozumieniach, podejrzeniach, sporach, dla "ratowania rodu" hrabia Adam Faworski , obdarowany sowicie przez stryja majątkiem, w nim folwarkami Sęki, Bzdęki, "godzi się" wziąć za żonę piękną Lucyndę. Stary Faworski rozsądnie powtarza za Rzymianami: "gdy nie możesz chcieć, to nie chciej móc". Młodzi wierzą w jedno: "usta milczą, dusza śpiewa, ciebie kochać chcę". Zaś Utciszewska z Poufalskim wiedzą, że ponętna i namiętna ciotka zmienia życie w raj.
A natręci? Stoją zawsze za drzwiami. Oszuści, spryciarze, petenci.
Ukryj streszczenie