Czas akcji: połowa XX wieku.
Miejsce akcji: majątek w Kalkwerk (Austria).
Druk: Wydawnictwo Literackie, Kraków Wrocław 1986.
Powieść.
Konrad pochodzi z zamożnej rodziny. Był dzieckiem niekochanym, zaniedbywanym i deprymowanym. Ma rodzeństwo, od którego jednak dzieli go spora różnica wieku - zawsze czuł się samotny. Rodzice, którym Konrad zarzuca tępotę, nie zgodzili się, by podjął studia, zwłaszcza upragnione studia medyczne lub przyrodnicze. Miał być dziedzicem majątku i został nim dość szybko, gdyż rodzice umarli młodo. Zmęczony wieloletnim oporem wobec nich, Konrad nie mógł już ukończyć studiów. Nie pracował zarobkowo, nie potrafił też pomnażać rodzinnego majątku; z biegiem lat pogrążył się w długach. Choć formalnie brak mu wykształcenia, Konrad ma sporą wiedzę i aspiracje naukowe. Od co najmniej dwudziestu lat pracuje nad studium o słuchu. Twierdzi, że napisane wcześniej dysertacje na ten temat są pozbawione realnej wartości. Od lat prowadzi eksperymenty metodą Urbantschitscha; główną "osobą eksperymentalną" jest żona Konrada.
Konradowa jest kaleką: nie chodzi, nie może samodzielnie jeść, umyć się ani ubrać. Siedzi w fotelu inwalidzkim coraz bardziej zgarbiona; cierpi. Z czasem przestaje nawet wydawać służącemu dyspozycje dotyczące prowadzenia domu. Konradowa była chora już wtedy, gdy Konrad się z nią żenił; mówi się, że Konrad wziął za żonę kobietę chorą, bo chciał, żeby była od niego zależna. Dzięki temu mógł ją wykorzystywać do pracy naukowej - poświęcił się dla niej, żeby ona poświęciła się dla niego.
Konrad ma treść studium "w głowie", lecz nie może przenieść go na papier. Wciąż ktoś lub coś przeszkadza mu w tym. Z tego powodu, po latach spędzonych w ciągłych podróżach, po okresach krótkotrwałego mieszkania w Londynie, Paryżu, Wiedniu i Mannheim Konrad odkupił od kuzyna Hörhagera Kalkwerk, który miał mu zapewnić izolację od otoczenia, a dzięki temu - spokój. Dom w Kalkwerk jest "nieprzyjemną budowlą w nieprzyjemnej okolicy". Konrad zamienił ją w istną warownię - w miejsce ozdobnych kazał wstawić "praktyczne" kraty, własnoręcznie usunął ornamenty architektoniczne. Teraz wszystko jest "solidnie zamknięte, zaryglowane, zakratowane". Konrad obsesyjnie boi się włamywaczy - kupił kolekcję broni; już raz postrzelił leśniczego, biorąc go za przestępcę. Jeszcze wcześniej miał na koncie wyroki za zniesławienia, "lżejsze i cięższe obrażenia ciała".
Konradowa nie chciała przenieść się do Kalkwerk, wolała wrócić do rodzinnego Toblach. Wiedziała, że w Kalkwerk będzie odcięta od świata. I rzeczywiście, widuje tu tylko Höllera - służącego, piekarza, kominiarza, fryzjera, lekarza gminnego i dochodzącą krawcową w jednej osobie. Konrad zmusił żonę do zerwania kontaktów z rodziną i przyjaciółmi. "... coś takiego, jak przyjaciele nie istnieje, a krewni to w zasadzie tylko powinowaci [...] pokrewieństwo jest oszustwem, samooszukiwaniem [...] Kalkwerk z wolna pozbył się owego krewniackiego śmietniska". To jednak nie pomogło Konradowi w zapisaniu studium. Wciąż coś mu przeszkadza: hałasy (Höller rąbie drewno), żona (prosi o coś do picia, o poprawienie poduszek, o to, by jej poczytać, by rozsunąć story, by zasunąć story...), zapowiedziane i niezapowiedziane wizyty radcy budowlanego, piekarza, kominiarza... Ludzie, jak twierdzi Konrad, "rujnują" mu studium, "niweczą koncept".
Nie mogąc zabrać się do zapisania studium, Konrad z maniackim uporem kontynuuje eksperymenty metodą Urbantschitscha, doprowadzając ją do perfekcji. Praca trwa od wczesnego rana do wieczora albo od popołudnia do późnych godzin nocnych, a nawet do czwartej rano. "Recytował jej, żonie, liczne zdania z krótkim I, przykładowo "Im Inviertel habe ich nichts", sto razy powoli, sto razy szybko, tak szybko, jak tylko możliwe, skandując. Przerywa, natychmiast domaga się opisu oddziaływania wyrecytowanych zdań na jej słuch oraz na jej mózg". Konrad eksperymentuje też z krótkim "O", "A", "U", ze spółgłoskami, ze słowami na "St" i "Tz", ze zdaniami krótkimi i długimi. "Na słowie - Rinnsal - eksperymentował z nią dziesięć lat". Ćwiczenia stają się coraz bardziej wyczerpujące. "W Wigilię, dokładnie na rok przed jej gwałtowną śmiercią, zjawia się około piątej po południu w jej pokoju z następującym zdaniem - man macht sich an den Menschen nur schmutzig, które powtarza jej wielokrotnie, na przemian do lewego i do prawego ucha, miał jej to zdanie mówić do uszu osiemdziesiąt albo dziewięćdziesiąt razy, ciągle - man macht sich an den Menschen nur schmutzig, a ona za każdym razem musiała je komentować, dotąd, dopóki nie osunęła się w fotelu". Konrad nie dla o to, że jego żona jest totalnie wyczerpana eksperymentami, bliska obłędu, jej uszy nabrzmiałe są bólem, czasem nawet traci przytomność. Tyranizuje ją, znęca się nad nią psychicznie i fizycznie. "Bała się jego gróźb, które zawsze spełniał, odstawienia posiłków, przedłużania urbantschitschowskich ćwiczeń, dłuższej odmowy przewietrzenia pokoju, nagłego wietrzenia pokoju, podczas którego nie mogła się osłonić przed lodowatym powietrzem". Konrad jest egocentryczny i bezwzględny, jednocześnie jednak troskliwie pielęgnuje żonę, spełnia jej żądania i kaprysy, na przykład schodzi kilka razy dziennie do piwnicy po świeży moszcz. Respektuje też dni, które ona - ni stąd ni zowąd - ogłasza dniami świątecznymi i odmawia wzięcia udziału w eksperymentach. Konrad ma poczucie winy wobec żony: "... zasłużyła sobie na innego [...] nie na mnie, nie na mnie, nie na mnie". Ludzie mówią, że "Konrad jest okrutny, równocześnie uczynny, sadystyczny, równocześnie opiekuńczy". Konradowa widzi w mężu potwora.
Od dwudziestu, może nawet trzydziestu lat Konrad czeka, aż nadejdzie idealny moment do zapisu studium. Im jednak obszerniejszy zbiera się materiał, tym trudniej go zapisać; Konradowi brakuje odwagi do realizacji projektu. Tymczasem coraz bardziej pogrąża się w długach, które znacznie przewyższają wartość Kalkwerk. Pieniądze pochłaniają procesy i adwokaci; bank odmawia kolejnych kredytów. Konradowa nic nie wie o kłopotach finansowych. Bez wiedzy żony, która od lat nie opuszcza swojego pokoju, Konrad sprzedaje prawie wszystkie meble, sprzęty, obrazy, kosztowności. Wkrótce Kalkwerk zostanie wystawiony na przymusową licytację.
W noc wigilijną Konrad zabija swoją żonę. Po trzech dniach zostaje znaleziony w szambie na tyłach swojej posiadłości i osadzony w więzieniu w Wels. Po okolicy krążą różne wersje opowieści o "krwawym czynie" Konrada. Nie wiadomo, czy strzelił w potylicę, w lewą, czy może w prawą skroń, czy strzelił raz, dwa, czy kilka razy, czy może zabił żonę siekierą. Jeszcze mniej wiadomo o okolicznościach i motywach zbrodni. Czy Konrad zabił z premedytacją, czy w afekcie? Czy zabił żonę dlatego, że przeszkadzała mu w pracy nad studium? Czy dlatego, że nazwała go błaznem? A może dlatego, że przyśniło mu się, jak żona pali ukończone studium? A może powodem była nieunikniona licytacja Kalkwerk? Czy chciał ją uchronić przed dalszym cierpieniem? Ani w więzieniu, ani w zakładzie psychiatrycznym Konrad nie będzie miał warunków, by dokończyć studium. Czy nie jest to wymówka, której potrzebuje?
Narratorem opowieści jest agent ubezpieczeniowy, który mieszka w okolicy Kalkwerk i zna Konrada, a swoją opowieść skleca ze szczątkowych, czasem uzupełniających się, a czasem wykluczających wzajemnie relacji świadków.
Ukryj streszczenie