Czas akcji: lata pięćdziesiąte - sześćdziesiąte XX wieku.
Miejsce akcji: dom z ogrodem na przedmieściu amerykańskiego miasta.
Obsada: 6 ról męskich, 5 ról żeńskich.
Druk:
Dramat w trzech aktach.
Adaptacja dramatu Gilesa Coopera pod tym samym tytułem.
Maszynopis w Akademii Teatralnej w Warszawie.
Ryszard i Jenny są małżeństwem z kilkunastoletnim stażem. Ryszard jest chemikiem, pracuje w laboratorium, a Jenny zajmuje się domem; ich nastoletni syn Roger chodzi do prywatnej szkoły z internatem. Niedawno kupili na kredyt dom na przedmieściu, choć - jak sami przyznają - nie stać ich na to. Zdają sobie sprawę, że żyją ponad stan: muszą spłacać raty za dom i samochód, opłacać czesne i składki ubezpieczeniowe i w rezultacie toną w długach. Nie mogą pozwolić sobie na kupno kosiarki spalinowej ani na zatrudnienie pomocy domowej, a Jenny chodzi do fryzjera "tylko dwa razy w miesiącu". Nie stać ich na weekendowe wyjazdy ani obiady w restauracji. Palą kiepskie papierosy tylko dlatego, że producent kusi klientów kuponami na odkurzacz, które Jenny pilnie zbiera. Pasją Jenny jest ogrodnictwo - mąż wypomina jej wydatki na cebulki, nawozy i narzędzia, a ona marzy o wybudowaniu małej cieplarni, w której mogłaby hodować orchidee. Nie po raz pierwszy dochodzi między nimi do kłótni o pieniądze. Jenny nie ma, a w każdym razie nie zgłasza pretensji, że mąż zbyt mało zarabia, ale chciałaby sama podjąć pracę na pół etatu, dla podreperowania domowego budżetu. Ryszard, najwyraźniej powodowany męską dumą, kategorycznie sprzeciwia się temu pomysłowi - nie chce, aby sądzono, że nie potrafi utrzymać żony i syna. Sceptycznie (i złośliwie) odnosi się też do kwalifikacji żony - twierdzi, że mogłaby tylko przyjmować bieliznę do prania. Jenny natomiast chciałaby pracować jako pomoc w szpitalu albo otworzyć sklep z kapeluszami.
Jenny i Ryszard bardzo liczą się z opinią, są snobami, dlatego kupili dom w zamożnej okolicy, w której wszyscy należą do klubu i grają w tenisa. Sami oczywiście też zapisali się do klubu, dzięki czemu mogą czasem zaprosić znajomych na kolację - choć, gdyby nie należeli do klubu, nie musieliby nikogo zapraszać, a składki członkowskie nie nadwerężałyby ich budżetu. Tymczasem inni członkowie klubu domagają się podwyższenia składek - tak, aby na ich płacenie nie było stać "hołoty". Wszyscy są rasistami i antysemitami - nie chcą, aby ich dzieci uczyły się z Murzynami ani żeby Żydzi byli członkami klubu. Jenny i Ryszard uważają swoich sąsiadów za ludzi z klasą i chcieliby im dorównać - mieć nowoczesną kosiarkę, dwa samochody i pomoc domową.
Pod nieobecność Ryszarda zjawia się pani Toothe, Angielka, która od jednej z sąsiadek dowiedziała się, że Jenny szuka pracy. Pani Toothe potrafi manipulować ludźmi i dla osiągnięcia zamierzonego celu nie cofnie się przed niczym. Najpierw podaje Jenny zwitek banknotów - oszałamiającą dla niej sumę tysiąca dolarów - a gdy wystraszona Jenny odmawia ich przyjęcia, pani Toothe wrzuca na jej oczach pieniądze do płonącego w kominku ognia. Jenny, podbiega do kominka, jakby chciała wyciągnąć banknoty, tymczasem pani Toothe wyciąga kolejny plik i oferuje Jenny pracę luksusowej prostytutki. Twierdzi, że przyjaciółka i sąsiadka Jenny zarabia w ten sam sposób (i ma lepiej niż Jenny utrzymany dom), odmawia jednak podania jej nazwiska. Dla Jenny to potwarz - tak postępują, jej zdaniem, kobiety ze środowisk drobnomieszczańskich, nie kobiety z jej sfery. Gdy grozi policją, pani Toothe ucieka się do szantażu: zezna, że Jenny sama zwróciła się do niej i zgodziła się przyjąć pracę, ale nie zaakceptowała warunków finansowych. W końcu pani Toothe wychodzi, zostawiając pieniądze i swoją wizytówkę. Jenny wyrzuca wizytówkę, ale pieniądze chowa do szuflady. Gdy Ryszard wraca z wiadomością, że sąsiedzi kupili drugi samochód, Jenny wygrzebuje z kosza wizytówkę pani Toothe.
Pół roku później Jenny wysyła mężowi pocztą paczkę z banknotami - w sumie prawie pięć tysięcy dolarów. Ryszard, nie wiedząc od kogo otrzymał przesyłkę, chce oddać pieniądze na policję, ale Jennny udaje się uspokoić jego obywatelskie sumienie i wmówić mu, że to prezent od tajemniczego dobroczyńcy. Taką wersję poznaje też Jack, bogaty sąsiad, podkochujący się w Jenny. Za radą Jacka, Jenny i Ryszard postanawiają jeszcze tego samego dnia urządzić garden party dla uczczenia nieoczekiwanego daru fortuny. Jack wychodzi; twierdzi, że nie może przyjść na przyjęcie, bo jest umówiony na partię back gammona w klubie. Chwilę później Ryszard przypadkiem znajduje w domu kolejne pliki banknotów. Gdy dociera do niego prawda, wpada w szał; złość wyładowuje bijąc taksówkarza, który przywiózł Rogera - chłopiec przyjechał do domu na wakacje - i zażądał podwójnej zapłaty. Wrzeszczy na zdumionego Rogera i policzkuje żonę; żąda, żeby wyniosła się z domu. Jenny nie reaguje, postanawiając przeczekać burzę, zaraz zresztą mogą zjawić się pierwsi goście. Spokojnie namawia więc męża, żeby zrobił listę potrzebnych na przyjęcie alkoholi. Ryszard, płacząc, posłusznie sporządza listę; martwi się, że nie będzie umiał spojrzeć gościom w oczy. Jenny przekonuje go, że właśnie teraz będzie z nimi rozmawiał jak równy z równym: będzie mógł chwalić się, że planuje kupno nowego samochodu i wakacje na Antylach. Jenny upewnia męża, że inni w okolicy też nie zarabiają uczciwie, kantują klientów; firma, w której pracuje Ryszard również nie jest kryształowo czysta. Jenny kupuje na przyjęcie kawior i szampana; podczas przygotowań wydaje się też, że od jakiegoś czasu kupowała po kryjomu nowe sukienki, kryształowe szklanki i pościel w lepszym gatunku.
Przybywają goście. Beryl ma wątpliwości, czy kawior kupiony u miejscowego sklepikarza jest świeży - ona przywozi kawior z miasta. Wszyscy chwalą piękny ogród, dziwią się jednak, że gospodarze pielęgnują go sami - Gilbert i Luiza zatrudniają dwóch ogrodników. Pozornie swobodną atmosferę przyjęcia, w czasie którego każda z trzech par gości usiłuje dopiec pozostałym i dowieść swojego wyższego statusu, przerywa przybycie pani Toothe. Spłoszona Jenny na próżno usiłuje się jej pozbyć, po chwili okazuje się jednak, że pani Toothe zna wszystkie obecne na przyjęciu panie i że wszystkie dla niej pracują. Żadna z nich nie wie, ż sąsiadka trudni się tym samym procederem, za to mąż każdej wie doskonale, z czego żona czerpie dochody i zgadza się, żeby uprawiała prostytucję. Kieruje nimi wyrachowanie; Gilbert, Luiza, Perry i Cynthia twierdzą, że ich małżeństwa nie tylko nic na tym nie straciły, ale wręcz zyskały - odkąd nie ma niesnasek z powodu pieniędzy, wszystko lepiej się układa. Ryszard jest w swoich obiekcjach i oburzeniu odosobniony; Gilbert tłumaczy mu: "Wiem, co ci leży na sercu, sam to przeżyłem... ale szybko mi przeszło".
Pani Toothe przybywa w ważnej, jak twierdzi sprawie - nękana przez policję, musiała zlikwidować swój dom schadzek w mieście. Szuka nowego miejsca, w którym będzie mogła prowadzić "działaność usługową", a okolica, w której mieszkają cztery "jej panie" wydaje się jej ze wszechmiar odpowiednia. Towarzystwo protestuje - boi się plotek, nie chce kalać własnego gniazda. Gdy jednak staje przed nim widmo utraty dochodów, przystaje na pomysł. "Dość ciężko będzie teraz poradzić sobie bez tych pieniędzy" - mówi Gilbert. "Nie możemy nagle się wycofać" przyznaje Perry - pośrednik w handlu nieruchomościami i proponuje pani Toothe dom w okolicy, który, jak się okaże, będzie odpowiadał jej samej i jej "pierwszorzędnej klienteli". Mężczyźni udają się na "naradę handlową", żeby ustalić szczegóły, panie beztrosko rozmawiają o kwiatach. Nowy układ zostaje - ze względu na bliskość nowego miejsca pracy - uznany za idealny, Cynthia mówi nawet, że jest szczęśliwa. Pani Toothe radzi, żeby mężczyźni nie wracali już do tematu - powinni o wszystkim zapomnieć.
Nieoczekiwanie zjawia się Jack; jest pijany, ale wyczuwa zmieszanie obecnych. W pani Toothe rozpoznaje właścicielkę angielskiego domu publicznego i pojmuje powód ogólnego zakłopotania. Wszyscy boją się, że pijany Jack wygada wszystko w klubie, więc postanawiają go uciszyć. Mężczyźni rzucają się na niego i - choć twierdzą potem, że nie mieli zamiaru go zabić - duszą go. Pani Toothe radzi, żeby nie wzywać policji, ale zakopać ciało w ogrodzie. Mężczyźni realizują jej plan, a ona poucza żony: "Musicie pomóc waszym mężom [...] Może będą w nocy zrywać się ze snu, zlani zimnym potem, mogą upaść na duchu. Wy musicie być tą mocną stroną małżeństwa ... jak zwykle. [...] ja bym nie próbowała udawać wobec nich, że nic się nie stało. Bo jednak stało się coś [...] Jeden z tych kompromisów, na które trzeba przystać".
Jack jest pochowany, goście wychodzą, a gospodarze zabierają się do sprzątania. Jack, którego rola w sztuce ma inny charakter niż pozostałych postaci - już wcześniej zwracał się wprost do publiczności ("Wyznam państwu, że bywają dni, kiedy odnoszę nieodparte wrażenie, że nie żyję i nigdy nie żyłem. I tylko podglądam życie") - zjawia się na scenie w poplamionym ziemią ubraniu, ale zapewnia widzów, że naprawdę nie żyje. Informuje publiczność, że zapisał Jenny i Ryszardowi w testamencie trzy i pół miliona dolarów oraz dwa domy.
Ukryj streszczenie