Czas akcji: 1963-73.
Miejsce akcji: Libeń (Czechosłowacja).
Druk: Bohumil Hrabal "Wesela w domu", PIW, Warszawa 2000 (w nowym tłumaczeniu utwór ukazał się pod skróconym tytułem: "Przerwy").
Opowieść autobiograficzna (trzecia część trylogii).
Narratorką opowieści jest żona Hrabala, Eliška. Widzimy Hrabala takiego, jakim widzi go żona, czy raczej takiego, jakim wydaje mu się, że ona go widzi. Jest to więc Hrabal w podwójnym zwierciadle. Zwierciadło jest tak ironiczne, jak pobłażliwe, ton bardzo krytyczny (chwilami wręcz bezlitosny), ale i ciepły zarazem. Narratorka obnaża przywary i śmiesznostki męża, ujawnia też szczegóły z ich intymnego pożycia. Eliška przedstawia Hrabala na dwóch płaszczyznach: po pierwsze jako pisarza, który zaczyna odnosić pierwsze sukcesy, po drugie jako człowieka i męża.
Hrabal nie mógł doczekać się egzemplarza sygnalnego swojego debiutanckiego tomu opowiadań "Perełka na dnie". "...już nawet nie pił, jedynie w nocy wykrzykiwał, że wyskoczy przez okno, że rzuci się pod pociąg". Wkrótce książka ukazała się i Hrabal zaczął rozdawać autografy. "Mój skarb siedział w księgarni, tam w alei Narodowej [...] kazał sobie uszyć piękne ubranie i miał krawat, a jego czytelnicy tłoczyli się wokół stolika [....] wpatrywali się w ten mój skarb jak w objawienie". Eliška kpi sobie z rosnącej pewności siebie i próżności męża: "mój skarb myśli, że każdy, kto zbliża się z naprzeciwka w tej alei Narodowej, że każdy rozpoznaje w nim sławnego pisarza, kłaniał się lekko, odpowiadając na powitania, z którymi nikt się do niego nie zwracał". Wkrótce jednak radość ze sławy prysła - Hrabal nie lubił spotkań autorskich ani rozdawania autografów: "kiedy sobie przypomniał, że jutro czeka go rozdawanie autografów, rzygał jak nieboskie stworzenie, całą noc nie spał, jak przed ślubem, krzyczał, że nigdzie nie pójdzie, a jeżeli, to muszą zaciągnąć go tam jak zapierającego się kopytami, krnąbrnego, nieszczęsnego wołu do rzeźni". W czasie tych spotkań Hrabal był, jak twierdzi Eliška, zbyt szczery, nie krył emocji - mówił tak, jak pisał. Po każdym spotkaniu autorskim przez dwa dni myślał, co i jak powinien powiedzieć i dopiero wtedy przychodziły mu do głosu stosowne zdania. Hrabal wydawał kolejne książki, a trema przed spotkaniami autorskimi nie mijała: "od czasu gdy wydał trzecią i czwarta książkę, od tego czasu, gdy zaczął być zapraszany na spotkania z czytelnikami, do szkół i bibliotek, mój skarb zawsze te zaproszenia przyjmował, ale wciąż liczył na to, że się rozchoruje, że coś się stanie i nie będzie musiał spotkać się ze swoimi czytelnikami".
Książki Hrabala rozchodziły się błyskawicznie - paradoksalnie, sukces sprawił, że nie ziściło się marzenie pisarza, by zobaczyć własne książki na wystawach księgarń. Eliškę sukces męża zaskoczył. Zdaniem żony, Hrabal "w gruncie rzeczy nigdy nie umiał pisać porządnie po czesku, jego pisanina sprawiała na mnie wrażenie przekładu z obcego języka, tylko notatek, nad którymi będzie dopiero pracować [...] Lecz mój mąż to właśnie sobie wysoko cenił, był pełen entuzjazmu, gdy mógł zostawić tekst niedopracowany". Żona pisarza porównuje jego utwory do praskich podwórek, "na których poniewierają się pozostawione szczątki rusztowań, gdzie wszystko wysypuje się obok przepełnionych śmietników". Eliška nie zdaje sobie sprawy z wartości książek męża (lub udając, że nie zdaje sobie sprawy, kokietuje czytelnika); jego teksty nazywa "bałamutnymi" i nisko je ocenia: "jedno opowiadanie pana Czechowa wymieniłabym za wszystkie opowiadania z ". Dobry okres w życiu pisarza skończył się po upadku Praskiej Wiosny. Hrabal był wzywany na przesłuchania - został zmuszony do podpisania oświadczenia, że pomagał wrogowi i zdrajcy ojczyzny, Pavlowi Tigridowi. W czasie obchodzonych w leśnej gospodzie urodzin Hrabala, ludzie w skórzanych płaszczach urządzili kontrolę dowodów osobistych wszystkich gości. Hrabal bał się: "wciąż jakby czekał, że w tę aleję pewnego dnia skręci z szosy samochód, że jakiś samochód przyjedzie po niego". Kiedyś nawet na widok zbliżającego się wojskowego gazika Hrabal z domku w Kresku uciekł do pobliskiego lasu: "przez płot nad potok, gdzie skrył się w gęstych gałązkach wierzby płaczącej". Eliška kpi sobie z tchórzostwa męża ("tylko się, chojraku nie posraj...") - okazało się, że przyjechał przyjaciel i musiała szukać męża w lesie... W czasie przesłuchań złośliwie pytano Hrabala o zawód - autor "Perełki na dnie" należał wtedy bowiem do "pisarzy w likwidacji". Jego książki - egzemplarze usunięte z bibliotek, resztki z księgarń, końcówki nakładów - zostały wysłane na przemiał. Elišce, która pracowała wtedy w przedsiębiorstwie surowców wtórnych, udało się część z nich uratować (tak jak książki innych "wykreślonych autorów"). Hrabal znów pisał do szuflady.
Na drugiej płaszczyźnie sytuuje się opowieść Eliški o Hrabalu jako o człowieku i mężu. Mąż Eliški był mężczyzną nieatrakcyjnym fizycznie - Eliška bezlitośnie wypomina, że nie wyglądał jak pisarz, lecz jak "futbolista, który już przestał grać", albo jak wieśniak. Miał mało włosów, a gdy opuściwszy szpital po operacji podpierał się laską "podobny był do stracha na wróble". Eliška często wstydziła się męża i jego prostackich manier: jeśli wierzyć Elišce i przytaczanym przez nią słowom znajomej, Hrabal nie wycierał nosa chusteczką ("on zawsze ucierał smarki rękawem") i używał wyrazów niecenzuralnych ("gówno warte, mówił mój mąż, laureat nagrody państwowej"). Brakowało mu obycia towarzyskiego, był nieśmiały wobec kobiet: "czerwienił się jeszcze, gdy spojrzała na niego ładna kobieta". Gdy stał się sławny i zaczął z innymi pisarzami wyjeżdżać za granicę, Eliška cieszyła się, że nie musi mu towarzyszyć: "spaliłabym się ze wstydu, gdybym miała siedzieć przy stole, przy którym siedziałby taki niewychowany człowiek jak mój skarb". Jadł tak łapczywie, że żona stawiała mu za wzór.... kota: "niech spojrzy tylko na Et'ana, jak pięknie je". Hrabal pił: uwielbiał nie tylko piwo: "pił jałowcówkę jak wodę". Eliška prosiła go wielokrotnie, "by tyle nie pił, by nie jadł tych wędzonych wieprzowych golonek, by nie jadł słoniny tonącej w pieprzu". Hrabal był jednak głuchy na prośby żony; wystraszył się dopiero, gdy miał atak woreczka żółciowego: "prosił mnie, bym wzięła go za rękę, obiecywał, że od teraz już będzie grzeczny, będzie pić tylko wodę mineralną". Eliška z przekąsem wypomina mężowi skłonności do hipochondrii i histerii: "widziałam, że nic mu już nie jest, tylko ten woreczek żółciowy śmiertelnie go przestraszył, w owym czasie mój mąż dziwił się, że jest jeszcze na świecie, on, który udzielał rad ciężko chorym, teraz, gdy właściwie nic mu już nie było, nadal lękał się i przerażał, nieustannie obmacywał sobie brzuch, obserwował się, lubił chodzić do doktora Adama i pytać o swoją morfologię". Bojąc się śmierci, Hrabal wciąż spisywał i zmieniał swój testament.
Eliška nie była też dobrego zdania o zdolnościach męża. W szkole miał - o czym nie omieszkała jej poinformować teściowa - złe oceny: "oprócz innych dwój za każdym razem oblewał język czeski". Nie był dobry w rozwiązywaniu krzyżówek i rebusów, nie potrafił nawet poprawnie wypełnić kwestionariusza: "W rubryce na imię wpisuje nazwisko, w rubryce na nazwisko mój skarb wpisuje swoje imię, narodowość też myli z obywatelstwem, podpisuje się tam, gdzie ma być pieczęć urzędu". Hrabal miał przy tym wysokie mniemanie o sobie - uważał się, jak twierdzi Eliška, za znakomitość i lubił robić wykłady ("policjanci pytali go, nad czym pracuje, a mój mąż zrobił im wykład o tym, że przy pisaniu najważniejsze właściwie jest, ażeby pisać głupstwa"). Zdaniem żony, Hrabal nie miał poglądów, bezkrytycznie wierzył w to, co ludzie mówią i nie potrafił się sprzeciwiać. Eliška twierdzi, że taka postawa wynikała z poczucia winy Hrabala - "za to, że na świecie znalazł się przez pomyłkę". Pisarz miewał zmienne nastroje ("ale ja musiałam stale być w dobrym").
Eliška porównuje męża do praskich ulic, pełnych rusztowań, barakowozów, składów desek. "I mój mąż pasował mi do tego, co widziałam na ulicach, i jakoś zaczynałam pojmować, że mój mąż jest również taki w swym wnętrzu, że w taki też sposób myśli, właśnie tak się ubiera". Wbrew temu, co ludzie sądzili, życie z Hrablem nie było usłane różami: "ten mój mąż w ciągu tych lat tak bardzo mnie absorbował, tak nazłościałam się przy nim i nawściekałam, że zapomniałam, że mogłabym mieć jakieś dziecko, bo mój mąż to nie było jedno dziecko, ale on sam dawał mi do wiwatu jak kilkoro pomylonych dzieci ze szkoły specjalnej..."
Z opowieści Eliški wyłania się jednak również rewers negatywnego portretu. Hrabal kochał życie i potrafił się nim cieszyć. Żona pisarza przyznaje, że w gruncie rzeczy bardziej niż piwo Hrabal kochał "knajpiane bajdurzenie". Lubił też urządzać przyjęcia w domu: "nadal wyprawiał te swoje wesela w domu, ale z nowymi ludźmi, przychodzili redaktorzy, przychodzili malarze, socjolodzy, ci jednak zwykle już byli pijani". W letnim domku w Kersku "wesele w domu" było "wielką uroczystością połączoną z beczką piwa i flaszkami gorzałki, pieczeniem kurcząt i mięsa po zbójnicku". Hrabal kochał drzewa: "mój mąż nie mógł przejść obojętnie obok pięknej brzozy, pięknego świerka, momentalnie stawał jak wryty, stał, wpatrywał się w tę brzozę, w to drzewo i widział każdy szczegół, musiałam bardzo uważać, żeby mi się z tym drzewem nie zespolił". Namiętnością pisarza były koty: "bez kota nie wytrzymałby w domu". Ulubieniec Hrabalów, Et'anek, miał być nawet muzą pisarza... Gdy Eliška go przywiozła, Hrabal "wziął kotka do łóżka, kociątko przytuliło się do niego, ale oddech mojego męża przesycony był piwem i kociątko odwracało się, więc mój mąż wstał i umył sobie zęby". Kot zbliżył nawet małżonków do siebie: "To była najpiękniejsza chwila naszego małżeństwa, gdy mój mąż o świtaniu nachylał się nad nami i patrzył na nas, po czym jedno po drugim głaskał, i znów patrzył, jak się przez sen uśmiecham, jak kocur słodko wzdycha [...] ten kot Et'an był pośrednikiem między nami, Et'an nas spajał, Et'an łączył nas gdy oboje już myśleliśmy, że nie kochamy się, że już nigdy kochać się nie będziemy i nie możemy... to zawsze nad miską z mlekiem, kiedy na nas popatrzył, kiedy przestawał chłeptać, zawsze zmuszał nas, byśmy się tryknęli głowami i na klęczkach pocałowali się".
Choć opowieść, ujawniająca i wyśmiewająca przede wszystkim słabości Hrabala, jest hołdem złożonym Elišce za jej ciężkie życie z "przyszłą znakomitością", ujawnia również słabości samej Eliški. Potrafiła być szczera aż do bólu, a w trudnych dla męża chwilach okazać satysfakcję, że czas przyznał jej rację: "nie umiałam ukryć uśmiechu, uśmiechu żony, której słowa się w końcu spełniły, ileż to ja w tym czasie, kiedy byliśmy razem, naprosiłam się, nakrzyczałam, nazłościłam, nie pij, zobaczysz, że się od tego rozchorujesz!". Z opowieści Eliški wynika, że nie bardzo wiedziała czego chce: najpierw chciała, żeby mąż został w domu i pisał, a gdy został pisarzem chciała, żeby znów chodził do pracy, "jak człowiek przyzwoity". Nie była zadowolona z sukcesów męża - chciała, żeby wreszcie ktoś mu "przytarł rogi". Eliška, podobnie jak Hrabal, była próżna - lubiła być ważna, chciała czuć się potrzebna, chciała, żeby mąż był na jej utrzymaniu, chciała kontrolować go: "Więc właściwie zastawiłam sidła na samą siebie. Tak jakoś wszystko wyszło na odwrót, proponując memu mężowi, by został w domu i pisał, myślałam, że będę go utrzymywać, no i było tak przez pierwsze pół roku. Potem [...] nie potrzebował już ode mnie [...] pięćdziesięciu koron kieszonkowego".
Opowieść Eliški urywa się w momencie, gdy Hrabalowie dostali przydział na mieszkanie w bloku w Sokolnikach. Spełniło się tym samym marzenie żony pisarza, by mieć w mieszkaniu łazienkę: "nie mogłam nasycić się pięknem łazienki, którą tam, w Libni, miałam w miednicy albo w pralni".
Ukryj streszczenie