Czas akcji: nieokreślony.
Miejsce akcji: plac w mieście.
Obsada: 12 aktorów różnej płci.
Druk: Dialog nr 9/1994.
Sztuka Handkego to widowisko, w którym nie pada ani jedno słowo. Bliższe jest pantomimie niż dramatowi. Poprzez - czasem dokładne, czasem zdawkowe - opisy zachowania i wyglądu postaci, autor przedstawia różne epizody życia ludzkiego. Odwołuje się do greckiego thatron - miejsca patrzenia/widzenia - w którym widz wciągany jest w akt twórczy przez skojarzenia i imaginacje powodowane tym, co dzieje się na scenie. A scena przedstawia otwartą przestrzeń czworokątnego placu zalaną jasnym światłem. W opisie widowiska zaznaczone są pauzy i w tych momentach scena staje się pusta, by po chwili znów zaludnić się nowymi postaciami i ich życiem.
Przez plac przechodzą najprzeróżniejsze typy, między innymi są to: wędkarz, kobieta ciągnąca wózek na zakupy, kibic piłkarski ze zwęgloną flagą pod pachą, handlarz dywanów, deskorolkowicz, ślepiec bez białej laski, kompletna załoga samolotu z odpowiednim ekwipunkiem, młody naciągacz, kucharz, Japończyk z dwoma aparatami fotograficznymi, kanalarz, nagus, Mojżesz powracający z góry Synaj z tablicami przykazań, głupek, Tarzan, Eneasz niosący na plecach swojego starego ojca, Papageno i wiele, wiele innych.
Zmieniają się pory dnia i pory roku. Czasem na placu daje się jedynie słyszeć "przenikliwy jazgot kawek, krzyk mewy, świst świstaka czy bezgłośny krzyk, z którym współgra ćwierkanie wróbli o południowej porze, letni świergot jaskółek i wszelakiej upierzonej hałastry. Czasami przez plac ślizga się płachta gazety, potem jeszcze jedna. Zdalnie kierowany samochodzik-zabawka wypada z jakiegoś zaułka, odbija to w jedną, to w drugą stronę i jak strzała mknie poza scenę. Wielobarwny latawiec spada korkociągiem, wlecze się po placu, zostaje zdmuchnięty w uliczkę, podobnie jak płachta gazety. [...] Krótki, nie dający się określić krzyk, potem nic, tylko dźwięki wydawane przez małe ptaszki i tupot stóp licznej gromady dzieci..."
Postacie wchodzą na plac-scenę bądź z bocznych uliczek, bądź wypełzają spod ziemi, "spod spodu, z głębiny, z jakiegoś wykopu czy dołu", bądź spadają z nieba.
Początkowo przez plac przechodzą pojedyncze postacie, potem zjawia się ich stopniowo coraz więcej. Ich drogi krzyżują się, czasem wpadają na siebie, utrudniają sobie przejście przez plac, czasami zauważają się wzajemnie.
Pierwszy zjawia się z głębi "jakiś człowiek": "idąc tak sobie, raz po raz prostuje i rozwiera palce u rąk podnosząc jednocześnie ramiona tak wysoko, że tworzy z nich łuk nad głową, po czym je opuszcza, z ta samą lekkością i swobodą, z jaką wędruje przez plac. Zanim zniknie w uliczce z tyłu, kiedy jeszcze widać go idącego, wzbija wokół siebie wiatr, zagarnia go ku sobie pełnymi garściami; jednocześnie odchyla głowę do tyłu i twarz zwraca ku górze. Na koniec skręca w bok."
Niektóre z pojawiających się na scenie postaci opisywane są przez autora jeszcze szczegółowiej niż ów człowiek, niektóre zaś ledwo wspomniane: "Pojawił się jak ulotne zjawisko, całkiem bez znaczenia, jakiś prawie-starzec ze staroświeckim kluczem od bramy czy: Jak zjawa przemyka przez scenę jakiś Papageno w pierzastym kostiumie, z klatką ptasznika". Zjawia się on na placu raz jeszcze, lecz "zamiast pierzastego kostiumu ma na sobie kostium z muszelek, które podzwaniają, klatka dla ptaków, którą niesie, jest pusta i otwarta na oścież."
Nie ma żadnych reguł ani zasad dotyczących tego, co widzimy i co dzieje się na placu. Dla określenia charakteru widowiska warto przytoczyć zaplanowany przez autora ciąg wydarzeń, ukazujący formułę tego spektaklu:
"Jakiś mężczyzna przechodzi niosąc drzewko.
Jakiś inny, w kasku kanalarza, wyłazi spod spodu, z głębiny, i znika tamże.
W tyle, również spod spodu, jakby z jakiegoś wykopu czy dołu, wyłania się następna para, sprawiająca wrażenie, jak gdyby przebywała tam razem już od dawna, i spleciona uściskiem, bez pośpiechu odchodzi po rozwierającej się spirali z zalanego światłem placu, raz po raz oglądając się za swoim domostwem.
Mały występ dał tymczasem jakiś mężczyzna w przebraniu gangstera, puste uprzednio ręce o rozbieganych palcach teraz, gdy pośpiesznie zawraca, są obciążone wielkimi torbami na zakupy, z których sterczą warzywa.
Równie pośpiesznie przechodzi następnie jakiś bosonogi ze skutymi rękami, eskortowany przez dwu nie dających się określić osobników w cywilu.
Skuty człowiek, w czasie trwającego przejścia przez scenę, na wszystkie strony rozgląda się za widzami, lecz zaraz za nim nadchodzi - być może ta sama albo inna - piękność, która przykuwa spojrzeniem, gdy sunie przez plac, tym razem człapiąc, z silnie wystającym brzuchem, w zaawansowanej ciąży, samiuteńka, z listem w ręku, na który, idąc, naklejała jeszcze jeden znaczek.
Ten i ów, starzy, młodzi, mężczyźni i kobiety idą potem w jej ślady, z różnych stron świata podążając w kierunku jakiegoś niewidocznego ośrodka poza obrębem placu."
W końcu plac zagęszcza się, każda z wchodzących osób zastyga w jakiejś pozycji, "zaprzestaje jakiejkolwiek czynności, stoi, siedzi, kładzie się; tak też zachowują się nowo przybyli"
Po kolejnej pauzie, uwagę wszystkich przykuwa "jakiś człowiek bardzo wiekowy". Chce do zgromadzonych na placu przemówić, lecz kończy się to jedynie wymownym pokazem mimicznym. Wówczas podchodzi do niego osoba z "tłumoczkiem wyobrażającym nowo narodzone maleństwo, kładzie je na wyciągające się do przodu ręce starca, a ten obraca wzrok ku niemu, potem ku górze, wpada w radosne, dziękczynne uniesienie, demonstruje je bez słów, bełkocąc i wydając grzmiące okrzyki". Następnie ludzie zgromadzeni na placu zaczynają przygotowywać się do "wymarszu". Formują pochód. Ktoś szkicuje w powietrzu drogę, którą ma przemierzyć, ktoś całuje ziemię przed wymarszem, ktoś robi rozgrzewkę. W końcu wszyscy rozchodzą się. Zostaje "jasny pusty plac zatopiony we wspomnieniach". Po chwili znów zaczynają pojawiać się na nim postaci: "człowiek przedstawiający dozorcę, osoba przedstawiająca piękność", w lektyce wniesiona zostaje Śmierć, myśliwy przewozi w słoju "serce Królewny Śnieżki", dumnie spaceruje Kot w Butach. Ukazuje się cała ludzka menażeria i rozpoczyna się "powszechne, ciągłe chodzenie we wszystkich kierunkach". Na scenie zjawia się Chaplin i do chodzących dołączają się widzowie - Pierwszy Widz, Drugi Widz, Trzeci Widz. Wnikają w tłum i "meandrują" w ciągle posuwającym się pochodzie.
"Przyjścia i odejścia, przyjścia i odejścia. Potem na placu zapada ciemność."
Ukryj streszczenie