Czas akcji: lata sześćdziesiąte XX wieku.
Miejsce akcji: świetlica na oddziale stanowego szpitala dla umysłowo chorych na północno - zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych.
Obsada: 14 ról męskich, 4 role kobiece.
Adaptacja powieści Kena Kessey'a.
Sztuka w dwóch aktach.
Akt I
Poranek w szpitalu dla psychicznie chorych. W świetlicy rozpoczyna się wydawanie lekarstw. Siostra Ratched - główna pielęgniarka i przełożona całego personelu - osobiście wita każdego z pacjentów. Ci, po odebraniu leków, gromadzą się przy stoliku karcianym, by zasiąść jak zawsze o tej porze do gry w bezika. Pielęgniarka włącza łagodną muzykę. Nagle w drzwiach pojawia się Randle Patrick McMurphy, a za nim pielęgniarz, który najwyraźniej bezskutecznie usiłował zmierzyć mu temperaturę. McMurphy wylewnie, sypiąc dowcipami, wita się z pacjentami. Został tu skierowany przez sąd na obserwację i ewentualne przymusowe leczenie, po tym, jak odpracowując wyrok na Farmie Pracy Przymusowej, po kilkukrotnych awanturach, został przez sąd uznany za osobnika psychopatycznego, co zresztą było mu jak najbardziej na rękę, bo dzięki temu "wyrwał się z tego cholernego pola groszku". Siostra Ratched uświadamia przybysza, że jest obowiązany stosować się do regulaminu, który każdemu nowemu nakazuje najpierw zmierzyć temperaturę i wziąć prysznic. W odpowiedzi McMurphy oznajmia z uśmiechem, że "zawsze słyszy o przepisach akurat wtedy, kiedy ma zamiar złamać je co do jednego." Gasną światła.
Ta sama świetlica. Gra muzyka. Pacjenci i McMurphy grają w karty. Z oszklonej kabiny przygląda się im Siostra Ratched. W pewnej chwili McMurphy zirytowany sączącą się z głośników monotonną muzyką dość obcesowo żąda od Siostry Ratched, aby ją wyłączyła. Słyszy jednak, że muzyka ta ma działanie lecznicze, a poza tym przepisy zabraniają pacjentom gier hazardowych. To podsuwa mu pomysł, by faktycznie zagrać o pieniądze i tym samym nieco "okrasić" rozgrywkę. Ale wtedy Siostra Ratched ogłasza przez mikrofon grupowe zebranie terapeutyczne. Wszyscy pacjenci karnie przerywają grę i pospiesznie ustawiają krzesła w półkole. Po chwili przyłącza się i McMurphy. W trakcie zebrania dołączy jeszcze wyraźnie zmęczony i przepracowany Dr Spivey - przełożony szpitala. Terapia rozpoczyna się od rozmowy z trzydziestoletnim Billym, który ostatnio próbował popełnić samobójstwo, podcinając sobie żyły, dlatego że nie spełnia oczekiwań matki. "Czy zastanowiłeś się, że za swoją własną winę próbujesz ukarać swoją matkę?" - pyta go Siostra Ratched. Wobec kolejnych wtrętów McMurphego w rozmowę, Siostra Ratched prosi Dr Spiveya, by ten wyjaśnił nowemu pacjentowi, jaki jest regulamin zebrań grupy terapeutycznej. Oddział to Wspólnota Terapeutyczna - słyszy McMurphy - demokratyczne społeczeństwo w miniaturze, rządzone przez pacjentów, w którym publicznie rozmawia się o najbardziej intymnych problemach, aby wzajemnie sobie pomóc. Nawet, kiedy ktoś w prywatnych rozmowach powie coś osobistego, inni pacjenci mają obowiązek zanotować to w Dzienniku Zapisów. Po tych wyjaśnieniach Siostra przechodzi do kolejnego tematu: kłopotów Hardinga z jego młodą żoną. Harding czuje, że nie zaspokaja jej seksualnie, co wywołuje w nim poczucie niższości i zazdrość o innych mężczyzn. Siostra Ratched tak prowadzi rozmowę, by zasugerować Hardingowi, że w istocie jest homoseksualistą, a młoda, piękna żona miała tylko przeciwdziałać tym skłonnościom. McMurphy - widząc, że terapia zmierza raczej do pogłębienia kompleksów pacjentów, niż ich zniwelowania - nie wytrzymuje i staje w obronie Hardinga. Siostra Ratched przerywa zebranie i wychodzi razem z Dr Spivey'em. McMurphy porównuje taką terapię do gry w dziobanego: kiedy stadko kur zadziobuje na śmierć kurę, na której dostrzegło plamkę krwi. Pierwszą kurą - mówi McMurphy - która zaczyna dziobać, jest Siostra Ratched. Chce osłabić pacjentów, odebrać im pewność siebie i w ten sposób uzależnić i skłonić do posłuszeństwa. "Dostałeś kiedyś kopa w jaja, koleś? Nie ma nic gorszego. Jeśli ktoś będzie chciał wygrać z tobą nie dzięki własnej sile, ale przez odebranie ci twojej, patrz mu na nogi, bo będzie cię usiłował załatwić jak ta stara klępa." Harding początkowo broni metod Siostry Ratched, powołując się na Freuda, Junga, Maxwella Jonesa i twierdząc, że to wszystko było tylko dla jego własnego dobra, ale w końcu załamuje się i przyznaje McMurphy'emu całkowitą rację. Tłumaczy jednak, że on i inni pacjenci czują się za słabi, żeby się przeciwstawić, bo niepokornym grozi tu przeniesienie na oddział Niebezpiecznych albo do Wstrząsówki, gdzie pacjentów poddaje się "leczniczo" elektrowstrząsom. McMurphy dowiedziawszy się o tym, zakłada się z współtowarzyszami, że w ciągu tygodnia pokaże Siostrze Ratched, co oznacza w praktyce prawdziwie demokratyczny oddział.
Noc. McMurphy wraca do świetlicy po swoją talię pornograficznych kart. Zastaje tam głuchoniemego Indianina, Wodza Bromdena, który wyskubuje coś spod siedzenia jednego z krzeseł. Okazuje się, że przechowuje tam stare gumy do żucia. McMurphy wyciąga z kieszeni paczkę "Juicy Fruit" i częstuje Wodza. Przypadkiem orientuje się, że Indianin słyszy i mówi doskonale.
Kolejny ranek. Pielęgniarze sprzątają świetlicę. Pojawia się McMurphy ze szczoteczką do zębów, zmierzając w stronę łazienki. Jest tylko w czapce, z ręcznikiem owiniętym wokół bioder i podśpiewuje radośnie. Po chwili zjawia się Siostra Ratched, która uświadamia mu, że nie wolno chodzić po oddziale w samym ręczniku. Gdy McMurphy posłusznie chce go zdjąć, protestuje gwałtownie i każe mu się natychmiast ubrać. Ten ma jednak świetną wymówkę: jego odzież została zgodnie z przepisami oddana do prania.
Rozpoczyna się kolejne zebranie grupowe. Siostra Ratched inicjuje dyskusję na temat zachowania nieobecnego McMurphy'ego: uważa, że swoim zachowaniem wytrąca on z równowagi innych pacjentów. W tym momencie pojawia się spóźniony McMurphy w towarzystwie Dr Spiveya, z którym zdążył już zadzierzgnąć niemal koleżeński kontakt. Dr Spivey proponuje, by na oddziale urządzić zabawę dla pacjentów. Ci naturalnie podchwytują pomysł. Zgorszona Siostra Ratched upomina doktora, że jedynym odpowiednim miejscem do wysuwania tego rodzaju pomysłów jest zebranie personelu. Dodatkowo sugeruje doktorowi, że należałoby odmówić McMurphy'emu prawa do odwiedzin jego znajomej Candy Starr, "dopóki pacjent nie zaznajomi się lepiej z przepisami obowiązującymi na oddziale". Okazuje się jednak, że doktor już podpisał McMurphemu zgodę na te odwiedziny. Nie mając innego wyjścia Siostra Ratched rezygnuje i przechodzi do codziennej rozmowy terapeutycznej. Po raz kolejny przerywa jej jednak McMurphy, więc - zirytowana - sugeruje, że "dla jego własnego dobra" powinno się go poddać innej formie terapii - to znaczy elektrowstrząsom. Niespodziewanie protestuje Dr Spivey, wystawiając McMurphemu jak najlepszą opinię. Siostra chce kończyć zebranie, kiedy McMurphy proponuje, by w związku ze zbliżającymi się mistrzostwami w baseballu zmienić godziny oglądania telewizji z wieczornych na popołudniowe, kiedy transmitowane są mecze. Kiedy jednak, wykorzystując pseudodemokratyczne procedury na oddziale, zarządza głosowanie - jego wniosek popiera tylko dwóch pacjentów. Reszta milczy. Siostra uznaje sprawę za zakończoną i wychodzi. Pacjenci tłumaczą, że nie głosowali za wnioskiem ze strachu przed zemstą Siostry. McMurphy jest wściekły i deklaruje, że ucieknie ze szpitala, choćby miał rozwalić kraty w oknach, rzucając w nie ćwierćtonową skrzynią z agregatem prądu, która stoi w świetlicy. Ponieważ pacjenci lekceważą jego obietnicę, uważając że nawet ruszenie agregatu z miejsca nie jest możliwe, McMurphy zakłada się, że go podniesie. Pacjenci przyjmują zakład i w napięciu przypatrują się, jak McMurphy z wielkim wysiłkiem, dwukrotnie podejmuje próbę. Wreszcie poddaje się. Wychodząc rzuca wściekły "Ale spróbowałem!".
Kolejny poranek. McMurphy, podśpiewując, czyści ustęp. Robi to jednak w taki sposób, że Siostra Ratched uznaje efekt jego działalności za skandaliczny i postanawia dać mu inne zajęcie. McMurphy jest przekonany, że właściwie już wygrał zakład. Nastrój poprawia mu się jeszcze bardziej, kiedy oddział odwiedza jego przyjaciółka Candy Starr. McMurphy namawia ją, by wraz ze swoją koleżanką przyszły którejś nocy na balangę, jaką chce urządzić na oddziale. Siostra Ratched, nie mogąc znieść kolejnej fali czułości między nimi, nakazuje Candy opuścić oddział. Pacjenci, przysłuchujący się rozmowie, są zaskoczeni ale i uradowani pomysłem wspólnej zabawy. McMurphy nieoczekiwanie stwierdza jednak, że skoro oni nie poparli jego wniosku o oglądanie mistrzostw w baseballu, on nie zamierza zaprosić ich na zabawę. Postanawiają zrobić głosowanie jeszcze raz. Tym razem wszyscy są za. Siostra Ratched, opanowując niemiłe zaskoczenie, stwierdza - wskazując na czterech pacjentów chorych chronicznie, z którymi praktycznie nie ma żadnego kontaktu - że zmiana przepisów wymaga jednomyślności. McMurphy nie rezygnuje - na różne sposoby udaje mu się spowodować, że trójka z nieuleczalnych podnosi ręce. Jedynym, który wciąż tkwi z opuszczonymi rękoma jest Wódz. McMurphy, wiedząc już, że nie jest głuchoniemy, próbuje go przekonać, w końcu rezygnuje i uznaje swoją porażkę. Wtedy Wódz nieoczekiwanie powoli podnosi rękę. Rozradowani pacjenci włączają telewizor i rozsiadają się wygodnie wokół niego, by oglądać trwający już mecz. Nagle jednak telewizor gaśnie. Głos Wodza został oddany już po zamknięciu zebrania, jest więc nieważny - uznaje Siostra Ratched. Pacjenci zrezygnowani wstają i zaczynają się rozchodzić. Przed telewizorem zostaje tylko McMurphy, który po chwili zaczyna na głos dopingować drużyny, tak jakby mecz nadal trwał. Pozostali po kolei przyłączają do niego, pokrzykując jeden przez drugiego. Siostra Ratched bez rezultatu usiłuje ich uciszyć.
Akt II
Na oddziale trwa mecz koszykówki. Rolę kosza pełnią wyciągnięte półkoliście ręce jednego z pacjentów. Zabawę usiłują przerwać pielęgniarze, udaje się to jednak dopiero Siostrze Ratched, która mimochodem daje McMurphy'emu do zrozumienia, że jeśli zechce, może go trzymać na oddziale w nieskończoność. To nie więzienie, gdzie po odsiedzianym wyroku wychodzi się w określonym terminie na wolność. To kiedy i czy w ogóle wyjdzie się ze szpitala dla psychicznie chorych, do którego zostało się skierowanym na przymusowe leczenie, zależy wyłącznie od lekarzy. Chwilę potem McMurphy dowiaduje się od pacjentów, że tylko on spośród nich - oczywiście poza chorymi chronicznie - jest w takiej sytuacji: wszyscy pozostali są tu dobrowolnie. Nie może w to uwierzyć, a przede wszystkim nie potrafi zrozumieć, że strach przed światem zewnętrznym, może ich trzymać dobrowolnie w takim więzieniu, jakim jest ten szpital. Zrozumiawszy jak wiele ryzykował swoim zachowaniem i że bunt w jego sytuacji nie ma sensu, wściekły i rozczarowany bierze szczotkę do czyszczenia klozetu i wychodzi, by go porządnie wyszorować.
Noc. Do świetlicy wchodzi Wódz, staje przy oknie i patrzy w niebo. W ciszy słychać krzyk przelatujących dzikich gęsi. Po chwili pojawia się McMurphy. Częstuje tamtego gumą do żucia. "Dziękuję" - słyszy w odpowiedzi. Zaczynają rozmawiać. Wódz opowiada swoją historię i tłumaczy dlaczego nie chce i nie potrafi żyć na zewnątrz. Patrząc w niebo, śpiewają dziecinną wyliczankę o gęsi, która przeleciała nad kukułczym gniazdem. W pewnej chwili dwumetrowy Indianin prosi McMurphy'ego: "Mac Zrób coś, żebym znowu był wielki () Jakże mogę być wielki, jeżeli ty też już nie jesteś? Kto by mógł?"
Kolejny poranek. Zebranie Rady Pacjentów. Wszyscy są osowiali. Siostra Ratched postanawia ukarać pacjentów za ich wczorajsze zachowanie. Patrząc na McMurphy'ego wymienia kolejne przywileje, które teraz zostaną im cofnięte. Ten jednak milczy potulnie. Siostra postanawia też wyciągnąć konsekwencje wobec Wodza, który tak długo udawał przed wszystkimi głuchoniemego. Wczorajszy udział w głosowaniu nie tylko pokazał, że wcale nim nie jest, a przede wszystkim umożliwił bunt pacjentów. Wódz powinien za to przeprosić. Słysząc zamiast przeprosin błagalne skierowane do McMurphy'ego "Mac..", Siostra Ratched daje znak jednemu z pielęgniarzy, by wyprowadził Wodza do sali elektrowstrząsów. Nie wytrzymując, McMurphy podstawia nogę pielęgniarzowi, po czym wymierza mu potężny cios pięścią. Kiedy ten nie pozostaje mu dłużny, Wódz chwyta pielęgniarza od tyłu i podnosi wysoko nad ziemię. Rozlega się uruchomiony przez drugą pielęgniarkę dzwonek alarmowy. Światła gasną.
McMurphy i Wódz Bromden, zawinięci w kaftany bezpieczeństwa siedzą w sali, w której pielęgniarze przygotowują stół do elektrowstrząsów. McMurphy pozornie beztrosko rozpamiętuje wczorajszą bójkę, dowcipkuje usiłując podnieść Wodza na duchu, choć widać, że też się boi. "Trzeba się śmiać, zwłaszcza gdy nie jest śmiesznie." - mówi. Zjawia się Siostra Ratched i proponuje McMurphy'emu, że zrezygnuje z zastosowania terapii wstrząsowej wobec niego pod warunkiem, że ten przyzna się do błędu. McMurphy ją wyśmiewa. "Zaczynajcie co macie zamiar robić, bo nudno tu jak cholera" - mówi jej. Na znak Siostry pielęgniarze chwytają McMurphy'ego i pasami przytraczają do stołu. Ten, udając beztroskę, podśpiewuje do momentu, gdy włożą mu między zęby gumowy ustnik. Gdy przykładają mu do głowy elektrody - widać błysk i światła gasną.
Do świetlicy, w której przebywają pacjenci, wkracza Siostra Ratched, oznajmiając bez zbytnich wstępów, że dotarła do dokumentu świadczącego o tym, że McMurphy podczas swego krótkiego pobytu na oddziale dzięki grom hazardowym wzbogacił się kosztem pozostałych pacjentów o sumę prawie trzystu dolarów. Ku jej zaskoczeniu, żadnego z nich to jednak nie oburza, raczej wzbudza podziw. W tym momencie na salę zostają wprowadzeni McMurphy i Wódz. Wyglądają na całkowicie otępiałych. Zapada cisza, wszyscy pacjenci wpatrują się w przybyłych. Niespodziewanie jednak McMurphy nagle się ożywia i oznajmia radośnie: "Oto macie przed sobą szaleńca, który pokochał wysokie napięcie". Widząc jego pewność siebie i czując, że rezultat zabiegu tylko podniósł autorytet McMurphy'ego w oczach pozostałych pacjentów, Siostra Ratched tak, aby wszyscy łącznie z zainteresowanym to usłyszeli, sugeruje Dr Spivey'owi, że w wypadku takiego pacjenta jak McMurphy należałoby się zastanowić nad zabiegiem chirurgicznym, po którym z reguły następuje zanik agresywnych skłonności. Dr Spivey odmawia. Pojedyncze napady gwałtowności nie są wystarczającym powodem do operacji. Dopiero gdyby się ponowiły - należałoby sprawę rozważyć. Kiedy personel opuszcza świetlicę, McMurphy dowiaduje się od jednego z pacjentów, że ów zabieg chirurgiczny, o którym była mowa, to lobotomia - odcięcie płata czołowego - która robi z człowieka roślinę. Pacjenci zaczynają namawiać go do ucieczki ze szpitala, deklarując swoją pomoc. McMurphy jednak stwierdza, że nie zamierza opuścić szpitala przed zabawą, która odbędzie się na oddziale dzisiejszej nocy. Nie mogłoby go ominąć takie wydarzenie, jak utrata dziewictwa przez najmłodszego z pacjentów - Billy'ego.
Noc. McMurphy przekupuje pilnującego oddziału strażnika - ten daje mu klucz, aby mogli otworzyć okno. Po chwili pojawia się Candy Starr razem z koleżanką i z dwoma butelkami alkoholu. Jedną z nich od razu anektuje strażnik, druga - nadpita - pozostaje dla pacjentów. McMurphy sporządza drinka z tej resztki wódki i rozmaitego rodzaju lekarstw w buteleczkach, zabranych z kabiny pielęgniarek, po czym częstuje wszystkich. Zaczynają się świetnie bawić. Młody Billy i Candy tańczą przytuleni. McMurphy proponuje, by skorzystali z pokoju odosobnienia. Jeden z pacjentów odprawia dla nich coś w rodzaju ceremonii ślubnej, po czym młodzi, odprowadzani uroczyście, wychodzą. McMurphy próbuje namówić pacjentów, by uciekli razem z nim. Jeden z nich tłumaczy mu jednak, że choć niedługo wyjdzie, bo czuje się teraz znacznie pewniejszy siebie niż kiedyś, to jednak chce to zrobić po swojemu, głównymi drzwiami, by wszyscy wiedzieli, że potrafił wyjść w ten sposób. Nagle Wódz Bromden zaczyna śpiewać i tańczyć indiański taniec, pozostali przyłączają się do niego. Gdy tańczą już wszyscy, nagle pojawia się Siostra Ratched. Widząc, co się dzieje, szybko się wycofuje, żeby wezwać pomoc. Radosny taniec kończy się jakby nożem uciął. Przekupiony pielęgniarz czym prędzej ucieka oknem na zewnątrz. Poganiany przez pozostałych McMurphy, nie może sobie jednak odmówić, by nie pożegnać się ze wszystkimi. Gdy stoi już na parapecie okna, zapalają się wszystkie światła, a do świetlicy wkracza Siostra Ratched, tym razem już w towarzystwie dwóch pielęgniarzy. Po chwili jeden z pielęgniarzy przyprowadza do świetlicy Billy'ego i Candy, których niekompletnie stroje wskazują wyraźnie, czym byli zajęci jeszcze chwilę wcześniej. Billy nie okazuje jednak ani śladu skruchy, a wręcz zadowolenie i zaskakującą, niespotykaną nigdy wcześniej u niego pewność siebie. Wtedy Siostra Ratched z pozorną troską uświadamia mu, że o wszystkim, co się tu wydarzyło, będzie musiała powiedzieć jego matce. "Wiem, jaki to będzie dla niej cios" - dodaje. Billy załamuje się, zaczyna błagać, by tego nie robiła i zrzucać winę na wszystkich dookoła. Dopytywany, kto jest winny przede wszystkim, wreszcie wymienia nazwisko: McMurphy. Siostra Ratched triumfuje: "Nie pozwolę cię więcej krzywdzić". Billy wybiega. "Nie idzie pan?" - zwraca się do McMurphy'ego Siostra Ratched. Nagle rozlega się gwałtowne wołanie jednego z pielęgniarzy. Siostra Ratched wybiega, za nią drugi pielęgniarz. Pacjenci zostają sami. "Nikt cię nie wini" - mówią McMurphy'emu, ale nikt nie chce mu spojrzeć w oczy. Okno jest nadal otwarte, ale McMurphy siada i czeka. Po chwili wraca Siostra Ratched, od progu oskarżając McMurphy'ego, że to z jego winy Billy przed chwilą poderżnął sobie gardło. Mac podnosi się i rusza w stronę Siostry. Jeden z pacjentów próbuje go powstrzymać, ostrzegając że to z jej strony prowokacja. Ten jednak, mimo że zdaje sobie z tego sprawę, podchodzi do niej, gwałtownie rozdziera jej kitel na piersiach, po czym zaczyna ją dusić. Światła gasną.
Tydzień później pacjenci grają w karty w świetlicy. Rozmawiają o McMurphym: gdzie jest? Co z nim zrobili? Czy to prawda, że uciekł ze szpitala nokautując dwóch pielęgniarzy? Wchodzi Siostra Ratched. Jest w kołnierzu ortopedycznym, pod eskortą pielęgniarzy. Każe pacjentom przerwać grę i położyć się spać. Kiedy ci znikają w sali sypialnej, pielęgniarze wtaczają do sali łóżko, na którym leży nieprzytomny McMurphy. Siostra i pielęgniarze wychodzą, wtedy z cienia wyłania się Wódz Bromden. Podchodzi do łóżka i przypatruje się McMurphy'emu. Po chwili wracają też inni pacjenci. Czytają kartę choroby przymocowaną w nogach łóżka: lobotomia czołowa. "To nie jest McMurphy" - mówi jeden z nich - "to jakaś kukła, którą podłożyli". Inni podchwytują. Wódz nachyla się nad łóżkiem i przyciska poduszkę na twarzy chorego. Pozostali jeden przez drugiego zaczynają wspominać co zabawniejsze dowcipy, jakie urządzał McMurphy, śmieją się przy tym i widać, że te wspominki sprawiają im wielką przyjemność i mogliby tak w nieskończoność. Harding, widząc co się dzieje, usiłuje odciągnąć Wodza, ale jest już za późno. McMurphy nie żyje. Jedynym ratunkiem dla Wodza jest ucieczka ze szpitala. Jeśli zostanie, zmuszą go, żeby się przyznał. Jeśli ucieknie, wszyscy pozostali zaświadczą, że McMurphy żył jeszcze po jego zniknięciu. Na szczęście, od czasu pamiętnej zabawy, Harding zachował klucz do krat w oknie. Wódz jednak boi się uciekać, ale przypomina sobie, co mówił kiedyś McMurphy i postanawia spróbować. Podchodzi do agregatu, który tamten usiłował kiedyś bezskutecznie podnieść. Pochyla się i po chwili, wyrywając kable elektryczne, unosi go do góry. Gaśnie światło, uruchamia się alarm, ale Wódz jest rozradowany "Dałem radę! Znów jestem wielki i silny" - po latach wreszcie poczuł się gotowy, by wrócić do normalnego świata. Ponaglany przez Hardinga wyskakuje przez okno na zewnątrz.
Ukryj streszczenie