Musical w 2 aktach; libretto (wg komedii Edmunda Rostanda "Romantyczni - Les Romanesques") i teksty piosenek: Tom Jones.
Prapremiera: Nowy Jork 3 V 1960.
Premiera polska: Warszawa 23 VI 1983.
Osoby: Luisa, młoda dziewczyna; Bellamy, jej ojciec; Matt, młody chłopak; Hucklebee, jego ojciec; El Galio; Henry i Mortimer, dwaj aktorzy; Niemowa. Czas i miejsce akcji: gdziekolwiek i kiedykolwiek.
A k t I. Musical powinien być rozgrywany na zwykłej platformie zbitej z desek. Bez żadnej dekoracji; czasem tylko żerdź trzymana w rękach wyobraża mur, czasem papierowy księżyc zawieszony na patyku sugeruje, iż akcja rozgrywa się nocą. Gdy publiczność wchodzi na widownię, platforma jest już oświetlona, lecz zakrywa ją wystrzępiona płachta z napisem "The Fantasticks". Podczas uwertury pojawia się zespół i czyni ostatnie przygotowania do spektaklu. Aktorzy zdejmują płachtę z tytułowym napisem, ustawiają wielką skrzynię, z której w czasie akcji czerpać będą stosowne rekwizyty, narzucają na siebie elementy kostiumów. Przy ostatnich taktach uwertury zajmują wyznaczone sobie miejsca tworząc żywy obraz, podczas gdy El Galio, pełniący zarazem funkcję narratora sztuki, rozpoczyna pierwszą piosenkę ("Try to Remember"), po czym przedstawia bohaterów: chłopca, dziewczynę, dwóch ojców i... mur.
Dziewczyna ma piętnaście lat, przesycona jest duchem romansów, w jakich się rozczytuje, wyobraża sobie, że jest księżniczką, że oczekuje ją moc niezwykłych przygód i przeżyć. Podobnie chłopiec, który powrócił właśnie ze szkół z głową nabitą najbardziej nieprawdopodobnymi historiami. Chłopiec i dziewczyna mieszkają w sąsiadujących z sobą domach, lecz oddziela ich mur wzniesiony przez ojców ogarniętych wzajemną nienawiścią. Chłopiec kocha dziewczynę; narażając się na furię ojca, wymyka się często oknem z zamkniętego na klucz pokoju (na parterze, zresztą), by siedząc na gałęzi drzewa przechodzącej ponad murem, rozmawiać z ukochaną. Dziewczyna - narażając się na gniew swego ojca - przybywa na te ukradkowe, romantyczne spotkania. Oboje wyznają sobie miłość, a ich uczucia wzmaga jeszcze stokrotnie smak niebezpieczeństwa i tajemnicy, jaki im towarzyszy.
Gdy jednak do swych rozdzielonych murem ogródków wchodzą ojcowie, Chuck i Bell, z ich rozmów dowiadujemy się, że obu starszych panów łączy serdeczna przyjaźń, a ich najszczerszym marzeniem jest połączenie swych dzieci węzłem małżeńskim. Znając romantyczne natury Luizy i Matta, wiedzą że nigdy dzieci nie zgodziłyby się na zaplanowane przez ojców małżeństwo - jako na związek konwencjonalny, mieszczański wyzuty z wszelkiego romantyzmu. Udają zatem wzajemną nienawiść, piętrzą przed młodymi trudności, otaczają ich miłość aurą niebezpieczeństwa, zakazanego owocu, w rezultacie nasycając ją i utrwalając. Chuck i Bell doszli zresztą do wniosku że ich wysiłki dały już oczekiwany rezultat, że młodzi świata poza sobą nie widzą i nadszedł czas, aby sfinalizować ich plan ostatnim, superromantycznym akcentem.
Chuck obmyślił... porwanie Luizy. Z rąk bandytów odbije ją ukochany Matt, a wzruszeni ojcowie nie będą mogli po tak bohaterskim wyczynie odmówić mu jej ręki. Do sprawnego przeprowadzenia intrygi zaangażowali El Galio, przystojnego awanturnika, który za słoną opłatą przyrzekł im zorganizować "porwanie pierwszej klasy" - nocą, przy księżycu, z pelerynami i mieczami, a przede wszystkim z gwarancją, że ani dziewczynie, ani chłopcu nie stanie się nic złego. Do pomocy El Galio dobrał sobie dwóch wędrownych aktorów: Henry'ego i specjalistę od "umierania", Mortimera.
Wszystko przebiega zgodnie z precyzyjnie obmyślonym planem. Wieczorem, w lesie, Luiza spotyka się z Mattem. Ich miłosną scenę przerywają Henry i Mortimer udający zbójców, a później do akcji wkracza sam El Galio, aby walczyć z Mattem o dziewczynę. El Galio łatwo daje się pokonać i odgrywa przepiękną scenę umierania. Przybiegają także ojcowie, rzekomo zaniepokojeni odgłosami bójki. Wzruszeni nieszczęściem Luizy i bohaterskim czynem Matta przyciskają swe dzieci do piersi i błogosławią ich związek.
"Zawsze wiedziałam, że wszystko dobrze się skończy..." - szepcze Luiza.
Akt II. El Galio wprowadza widzów w nową sytuację, niestety odmienną od tej, jakiej się spodziewano. Ojcowie i dzieci przeżywają, chwilę niczym nie zmąconej harmonii; mur został zburzony, oba ogródki połączono w jeden, ale - spotkania zakochanych już nie przy księżycu, lecz w jaskrawym świetle dnia zatraciły sporo romantycznej aury, wyznania nie przerzucane już przez wysoki mur, lecz wypowiadane przy aprobacie ojców, nie mają jak gdyby tej mocy, co dawniej. Wszyscy jeszcze udają, że są szczęśliwi, powoli jednak ogarnia ich nuda, a później - irytacja. W zdenerwowaniu Chuck zdradza dzieciom całą intrygę, okazując na dowód swych słów rachunek, jaki przedstawił im El Galio za to "porwanie pierwszej klasy". Wyjaśnia, że Matt i Luiza to były marionetki, którymi on i Bell manewrowali podług swojej woli, by doprowadzić do z góry zaplanowanego małżeństwa.
Matt, upokorzony i zawstydzony, korzysta z szansy rehabilitacji i gdy El Galio przychodzi po zarobione "porwaniem" pieniądze, raz jeszcze wyzywa go na pojedynek, ale już na prawdziwy - na śmierć i życie. El Galio przyjmuje walkę i... unieszkodliwia chłopca już w pierwszym starciu. Matt, gorzko
doświadczony, obrzucony złośliwymi docinkami Luizy, decyduje się odejść na zawsze. Dołącza do Henryego i Mortimera, i w towarzystwie obu aktorów wyrusza w daleki świat, po wielkie przygody i wielkie przeżycia, w których mógłby hartować swe męstwo.
Minął miesiąc. Chuck na darmo oczekuje jakichkolwiek wieści od syna, a Luiza - zobojętniała na wszystko, nie odzywa się do Bella. Te nieszczęścia znów zbliżyły i pogodziły ojców. Luiza nadal marząc o czymś niezwykłym, szalonym, wykraczającym poza życiową codzienność, spotyka El Galla i upewniwszy się że jest autentycznym rozbójnikiem, prosi go, aby... zabrał ją z sobą w świat; decyduje się pozostać przy nim na zawsze. W romantycznych wizjach wspólne życie z El Gallem jawi się jej niczym cudowna baśń, wiodąca ich oboje poprzez niezwykłe przygody w Wenecji, Atenach i innych najbardziej romantycznych miejscach świata... Gdy jednak Luiza wraca do domu, by zebrać swe drobiazgi, El Galio, który wcale nie zamierza brać sobie na kark naiwnej panienki - ucieka. Nie może go zatrzymać nawet... Matt, który właśnie powraca do domu.
Gdy Luiza rozpacza nad ucieczką El Galla, Matt tłumaczy jej, że awanturnik nie wart jest jej łez. On sam poznał w swej wędrówce wszelkie nieprawości świata, doznał wielu klęsk, stracił mnóstwo złudzeń - wrócił dojrzalszy, mądrzejszy, przygotowany do życia. Luiza, której przygoda z El Gallem też dała poznać gorzki smak życiowych przeciwności, rozumie już teraz, gdzie jej prawdziwe szczęście. Ostatecznie - cóż z tego, że jej "porwanie" było nieprawdziwe? Prawdziwy był przecież jej strach, prawdziwa jego odwaga i poświęcenie, o co zatem się wadzić?
El Galio, rezoner sztuki, może już kończyć ich historię piosenką ("Try to Remember") - przypomnieniem, że serca, które nigdy nie zaznały bólu, są puste, że najpiękniejsza wiosna następuje po najostrzejszej zimie...
"The Fantasticks", wystawieni w maju 1960 w Sullivan St. Playhouse w nowojorskiej dzielnicy artystycznej Greenwich Village, grani są tam do dziś (w każdym razie grani byli jeszcze w 1983, czyli co najmniej przez 23 lata!), bijąc wszelkie rekordy musicalowej długowieczności. Co prawda, salka tego teatru jest niewielka (150 miejsc), niemniej rekord jest rekordem, a przy tym na tej salce kariera niezwykłego utworu bynajmniej się nie kończy. W ciągu 20 lat po premierze doczekał się 4 tysięcy inscenizacji w 1500 miastach i miasteczkach USA, a także ponad 250 inscenizacji w 55 innych krajach. Głównie - bądźmy szczerzy - w teatrach studenckich lub półprofesjonalnych. Zainteresowanie takich właśnie scen tym musicalem wynika również z niewielkich wymagań inscenizacyjnych - zgodnie z didaskaliami podanymi na początku streszczenia, scenografia ogranicza się do podestu z desek, paru żerdzi i paru płacht, natomiast oryginalna partytura musicalu rozpisana jest na... dwa instrumenty: fortepian i harfę. Przy tak kameralnym podkładzie muzycznym aktorzy mogą (i powinni) śpiewać bez mikrofonów zatem i aparatura nagłośniająca jest tu niepotrzebna.
Libretto oparto na komedii francuskiego poety i dramaturga z przełomu XIX i XX w., Edmunda Rostanda "Romantyczni" (1894), uroczym, parodiującym wątek "Romea i Julii" drobiazgu, który - zgodnie ze wskazówką autora - "dzieje się gdziekolwiek, byleby kostiumy były ładne". Jones początkowo obudował historię dobrze sobie znanymi z Teksasu realiami: bohaterami uczynił dwie sąsiadujące z sobą na południowym zachodzie Stanów rodziny - meksykańską i angielską. Okazało się to wszystko jednak zbyt rozwlekłe i sztuczne, ostatecznie więc powrócił do prostoty i poetyki francuskiego oryginału, trzymając się wiernie fabuły Rostanda, a dodając właściwie tylko piosenki i - rolę Henry'ego, starego aktora, jakby żywcem wyjętą z komedii Szekspira, rolę świetnie napisaną, którą sam zresztą grywał na pierwszych przedstawieniach. Musical zyskał maksymalną zwięzłość - trwa w sumie niewiele ponad godzinę, a jego tytuł "The Fantasticks" (dosłownie: fantastyczni, ale i dziwaczni) jest tytułem pierwszego angielskiego przekładu "Romantycznych".
Rangę wielkiego, dziś już klasycznego przeboju zyskała otwierająca i zamykająca spektakl piosenka "Try to Remember".
Źródło: Przewodnik Operetkowy Lucjan Kydryński, PWM 1994
Ukryj streszczenie