Czas akcji: koniec lat czterdziestych XX wieku.
Miejsce akcji: prowincjonalne miasto Brackley w środkowej Anglii.
Obsada:
Druk:
Farsa w jednym akcie w konwencji teatru w teatrze.
Na scenie teatru w miasteczku Brackley rozpoczyna gościnne występy zespół należący do londyńskiej Centrali Imprez Widowiskowych niejakiego Wilmota. Zagrają tu "Romea i Julię", potem "Opowieść zimową", do realizacji której w Brackley poszukiwane są statystki-tancerki.
Właśnie trwa próba w dekoracjach do słynnej sceny balkonowej. W rolach tytułowych występują najważniejsze osoby w zespole: mistrz, jak wszyscy się do niego zwracają, Artur Gosport, czterdziestolatek w peruce - gra Romea, a Julię - żona mistrza, niewiele od niego młodsza, Edna Selby. Grają te role już od piętnastu lat i, jak sami mówią, są świetni. W próbowanej scenie Artur stara się wprowadzić do roli nowy element: chce skokiem na ławkę dodać postaci trochę młodzieńczości. Efekt jest żałosny. Oboje wiedzą, że nie są młodymi ludźmi, ale według Edny nie wolno o tym mówić, bo można popaść w kompleksy. Wprawdzie ciotunia Maud Gosport, stara aktorka, bez ogródek wygłasza zdanie, że są "stanowczo za starzy", to jednak oni winą za takie wrażenie obarczają źle ustawione światła. Z tego powodu Artur ogłasza w próbie przerwę, która ma służyć poprawieniu świateł. Zajmuje się tym reżyser przedstawienia, Jack Wakelfield.
Przerwa staje się okazją do wielu nieoczekiwanych wizyt, spotkań, a scena - święte miejsce w teatrze - zostanie zbrukana przez ludzi spoza teatru, czyli cywilów. Tylko Artur zdaje się być ponad wszystkim, pochłonięty wyłącznie tym, co teatralne: szukaniem najlepszego na scenie miejsca dla wazonu ze sztucznymi kwiatami.
Najpierw ciotunia Maud daje wskazówki Ednie, jak powinna grać Julię, a zwłaszcza jak opierać policzek na samych końcach palców. Są to rady z 1914 roku, kiedy stara Maud grała Julię. Ale Edna tych rad nie słucha, bo są z innej epoki. Z tej samej jednak epoki jest obsadzony w roli wieśniaka aktor George Chudleigh, któremu słaby słuch przeszkadza w pracy i staje się źródłem nieporozumień. Zlekceważony, nazwany "starym pudłem", skrytykowany za złą dykcję, nie tylko oddaje swoją maleńką rolę, ale także wycofuje się z umowy i pełen goryczy mówi: "Wiem, że nigdy nie byłem dobrym aktorem... i kiedy patrzę na niektórych, co nimi byli, dziękuję Panu Bogu, że mi tego oszczędził. (...) Sam nie wiem, dlaczego spędziłem tyle lat na scenie, rzadko mając do powiedzenia więcej niż jedno lub dwa zdania... dlaczego musiałem dzielić garderobę z kolegami, których nienawidziłem... To wszystko było upiorne. Skończyłem z tym..." I choć jest to szczere wyznanie, na które niełatwo zdobyć się aktorowi, to koledzy podejrzewają jedynie, że "coś kręci w filmie". Epizod Chudleigha Artur powierza pierwszemu z brzegu halabardnikowi, który przyjmuje zadanie z nadmiernymi, a potem kłopotliwymi, emocjami.
Nieoczekiwanie, inspicjent odkrywa za kulisami wózek z niemowlęciem i choć regulamin nie pozwala na obecność niemowlęcia w teatrze, nikt specjalnie się tym nie przejmuje. Ale wejście na scenę młodej dziewczyny w towarzystwie żołnierza zmusza już reżysera do interwencji. Dziewczyna oznajmia, że chce mówić ze swoim tatusiem, artystą. Pouczeni przez Jacka, że szukanie tu tatusia musi być pomyłką, goście wycofują się. Ich miejsce zajmuje dyrektor administracyjny teatru, Burton, jednocześnie łowca rozmaitych plotek dla lokalnej prasy. Dyrektorowi poświęca także swój czas mistrz Artur, który bez cienia skrępowania przyznaje się, że nie wie, do jakiej przyjechał miejscowości, potem jednak przypomina sobie, że był tu przed laty. Takie roztargnienie Artura, lekceważenie pozateatralnej rzeczywistości, budzi w Burtonie rozczarowanie: "Wyobrażałem sobie, że to jakiś intelektualista..." - mówi do Jacka, a w odpowiedzi słyszy: "Panie dyrektorze.. pan Gosport jest aktorem..." Nie zdążył jeszcze wyjść Burton, gdy znów pojawia się na scenie młoda dziewczyna szukająca tatusia. Tym razem mówi, że tatuś to Artur Gosport. Ona sama nazywa się teraz Muriel Palmer, jest żoną żołnierza Palmera, a dziecko w wózku za kulisami jest ich dzieckiem. Jack natychmiast zamyka Palmerów w garderobie ze statystkami do "Zimowej opowieści", żeby nie dopuścić przed przedstawieniem do skandalu.
Palmerowie, wózek z niemowlęciem za kulisami, halabardnik bezradnie ślęczący nad jednym zdaniem tekstu, dyrektor administracyjny - deski sceniczne tego teatru muszą znieść wiele. Jack, reżyser, przy mistrzu zredukowany do roli pomocnika, także ma swego gościa. Bez zapowiedzi przyjeżdża jego narzeczona, elegancka, młoda Joyce Langland i przywozi Jackowi wiadomość życia: będą bogaci, ale Jack musi zostawić teatr i pracować w firmie teścia. Zostawić teatr! Gdyby tylko mógł, zrobiłby to natychmiast. Teatr Gosportów już go męczy, czuje się tu niedoceniany, wykorzystywany, więc decyzja wydaje się prosta. A jednak dobrze wie, że oni, Gosportowie, są kwintesencją teatru, wie, że "zawsze ten prawdziwy teatr składał się z takich właśnie zaślepionych w sobie, aspołecznych, egoistycznych Gosportów, którzy nikogo przy sobie nie uznawali!". I kiedy wchodzi Edna, i nadarza się doskonała okazja do poruszenia tematu odejścia, Jack kapituluje. Nie porozmawia też z Arturem, bo widzi nazbyt dobrze, że mistrz nie słucha tego, co inni mówią o świecie poza teatrem. Dla niego nie jest ważne prywatne szczęście reżysera, lecz to, w którym miejscu stoi wazon ze sztucznymi kwiatami, jakie statystki zaangażowano do "Opowieści zimowej", wreszcie nowy pomysł w scenie przy grobie Julii. Pomysł kiczowaty, ale gdy Artur próbuje scenę śmierci, wywiera ogromne wrażenie na Joyce, która z niekłamanym zachwytem mówi: "To było wspaniałe." I ten moment Artur przytomnie rejestruje.
Przerwa ma służyć jeszcze wyborowi statystek, ale pierwsza pojawia się Muriel i z okrzykiem "Tatusiu, jestem twoją córką!" rzuca się na mistrza. "Z czego jest ten tekst ?" - to jest jedyne pytanie Artura. Wszystko się wyjaśnia i komplikuje jednocześnie. Dwadzieścia lat temu młodziutki Artur Gosport, tu w Brackley, wynajmował pokój w domu, w którym mieszkała Flossie, matka Muriel. Romans zakończył się małżeństwem, narodzinami córki, wkrótce separacją. Ale nie rozwodem! W tej sytuacji Artur Gosport jest dzisiaj bigamistą. Także dziadkiem maleństwa w wózku. Romeo ma wnuka!- rozpacza Artur. - Gdybyż Lear, ale Romeo?! Artur jest niepocieszony, a dziecko uważa za okropnego bachora. Wzywa na pomoc Pannę Fishlock. Od niej dowiaduje się, że za bigamię grozi dożywotnie więzienie, ale nie przejmuje się tym, jego scenariusz jest prosty: "Złożę publiczne oświadczenie, rozwiodę się formalnie z Flossie i po raz drugi ożenię się z Edną." Ponadto Panna Fishlock zatelefonuje do Centrali, powiadomi o wszystkim Wilmota i na pewno znajdzie się dobra rada. Uwolniony w ten sposób od tego, co przynoszą ludzie spoza teatru, Artur daje halabardnikowi lekcję aktorstwa, dwa sposoby na zagranie tego najmniejszego zadania - na twarzy pokazać całą analizę sytuacji w jakiej znalazła się szekspirowska Julia, całą wiedzę o piętnastowiecznym społeczeństwie albo, jeśli tego nie czuje, po prostu zrobić smutną minę i powiedzieć swój tekst. Ale halabardnik nie zagra w przedstawieniu. Wraca do teatru stary Chudleigh, bo dowiedział się o sensacyjnych kłopotach Gosportów, a w biedzie nie opuszcza się przyjaciół.
Gdy wydaje się, że próba będzie mogła się rozpocząć, na scenę wchodzi Policjant, zawiadomiony o problemach z nieproszonymi gośćmi. Ale powód obecności Policjanta przez każdego rozumiany jest inaczej. Edna, nie unikając aktorskiej szmiry, zapewnia go, że nie opuści męża i razem z nim pójdzie do więzienia. Z kolei Artur tłumaczy mu, że jest z żoną rozwiedziony, a co do swojego ojcostwa ma poważne wątpliwości. Oszołomionego Policjanta wyprowadza Jack. Kolejną próbę przeprowadzenia próby przerywa Panna Fischlock, która z histeryczną radością streszcza obecnym to, co powiedział jej w telefonicznej rozmowie Wilmot. Rozwiązanie sprawy jest dziecinnie proste, wszystko można załatwić, dlatego Wilmot przyjedzie do Brackley następnego dnia i całą sprawę weźmie w swoje ręce. Gosportowie uspokojeni wracają do próby, znowu rozpoczyna się dyskusja na temat oświetlenia aktorów, kolejne polecenie, by "zdjąć" światło z balkonu spotyka się z ostrzeżeniem Jacka, że następne przygaszenie skończy się spięciem. Ale cóż to obchodzić może artystkę w roli Julii! Tymczasem Joyce, narzeczona Jacka, nie doczekawszy się odpowiedzi, wyjeżdża. Przegrywa z teatrem, o którym mówi, że jest piekłem, z którego trudno się wydostać. Ostrzeżenie Jacka sprawdza się - nie ma światła. Zamieszanie na scenie potęguje wiadomość, że od pewnego czasu na widowni siedzi już publiczność. Tylko Artur Gosport ze spokojem przestawia w inne miejsce wazon ze sztucznymi kwiatami.
Ukryj streszczenie