Brian Clark
Lady i generał
Czas akcji: lata współczesne, przedpołudnie powszedniego dnia.
Miejsce akcji: salonik wytwornego mieszkania w eleganckiej dzielnicy Londynu.
Obsada: 1 rola męska, 1 rola kobieca.
Druk:
Lady Eliza Milne, siedemdziesięcioletnia, elegancka pani i starszy od niej jej mąż, generał w stanie spoczynku, sir Edmund Milne, siedzą, jak co dzień, w saloniku przy porannej kawie. Ona czyta "Guardiana", on - "Timesa". Jego uwagę przykuwa i wywołuje oburzenie wydrukowana w gazecie na czołowym miejscu petycja, której sygnatariusze domagają się od rządu oświadczenia, że Wielka Brytania nie użyje jako pierwsza broni atomowej. Generał z lekceważeniem wyraża się o sygnatariuszach apelu, nazywa ich czerwonymi durniami, zgranymi politykami, starymi babami, niepoczytalnymi nierobami. A kiedy wśród nazwisk wybitnych aktorów, malarzy, pisarzy, architektów znajduje nazwisko swojej żony, Lady Elizy Milne, zdumienie wytrąca go z równowagi i elegancko utrzymywanego spokoju. Generał bowiem uważa, że jego obowiązkiem jest popieranie królowej i jej rządu, bez względu na prywatne poglądy polityczne. Tego samego oczekiwał od swojej żony. Teraz spodziewa się, że spotka go krytyka ze strony kolegów w wojskowym klubie. Fakt, że Eliza osobiście, pierwszy raz w życiu, podpisała apel w istotnej publicznej sprawie, że decyzji nie konsultowała z mężem, że ma własne zdanie, a na dodatek wspiera finansowo organizację pokojową, która petycję sformułowała, to wszystko nieoczekiwanie wywołuje między małżonkami rozmowę niezwykle ważną, niemal rozrachunkową, weryfikującą wiele w ich dotychczasowym życiu. Życiu małżeństwa podlegającego konwenansom swojej klasy, rygorom pozycji zawodowej męża, które przeżyło lata misji wojskowej w Indiach, wychowało czworo, dziś już dorosłych, dzieci, doczekało się siedmiorga wnuków, było powszechnie szanowane. Oboje nieprzeciętnie inteligentni, dowcipni, gdy trzeba złośliwi, gdy trzeba z poczuciem humoru na własny temat, odkrywają fakty, o których nigdy dotąd nie mówili. Co ważniejsze, odkrywają, że nie rozmawiali na wiele tematów. Okazuje się, że Eliza od 1945 w wyborach parlamentarnych zawsze głosowała na Partię Pracy, inaczej niż jej mąż, że petycję podpisała w porozumieniu z generałem Jerry'm, którego Edmund nie cierpi od czasu pobytu w Indiach w 1938, a który, jak się okazuje, od roku, czyli od czasu ciężkiej operacji Elizy, odwiedza ją regularnie w każdą środę i piją razem popołudniową herbatę, o czym Edmund nie wie, bo w środy regularnie chodzi do klubu wojskowego na brydża, którego nikt nigdy nie ośmieliłby się odwołać. Trzymanie w tajemnicy wizyt Jerry'ego sprawiało Elizie przyjemność, dawało dreszcz emocji z uczestniczenia w intrydze, bo przecież w jej i Jerry'ego wieku mowy być nie może o zdradzie. Eliza, wychowana w wojskowej rodzinie, gdy została, jako dziewiętnastoletnia dziewczyna, żoną zawodowego oficera, miała wrażenie, że wyszła za mąż nie tylko z Edmunda Milne, ale za całą armię i za całe imperium brytyjskie. Edmund tego wrażenia nigdy nie zmienił. Eliza prowadzi rozmowę o wykształceniu kobiet, o roli kobiety w czasie wojny, gdy zostaje sama z dziećmi, bez wsparcia męża, który odchodzi do swojej kochanki wojny, wreszcie Eliza mówi o śmierci. Podpis Elizy złożony właśnie teraz miał być czymś niesłychanie ważnym w jej życiu - poza podjęciem samodzielnej decyzji, miał być znakiem i głosem przeciwko śmierci, przeciwko zagładzie świata. Tak się jeszcze składa, że Eliza ma dla Edmunda najnowszą informację: operacja, którą przeszła przed rokiem nie dała oczekiwanego efektu, są przerzuty, Elizie zostało niewiele ponad trzy miesiące życia. Zabroniła lekarzom i Jerry'emu mówić o tym Edmundowi, chciała resztę życia spędzić w ich codziennej rutynie, niczego nie zmieniać. Edmund jest wstrząśnięty i bezradny, wściekły i czuły. Szuka sposobów na zmianę - nowy lekarz?, wyjazd?, inny szpital? Eliza protestuje, chce żyć normalnie i aktywnie. Jej podpis pod petycją to nie wszystko, za dziesięć dni na wielkim wiecu w Albert Hall, wygłosi w tej samej sprawie przemówienie.
Ale i Edmund zaskakuje Elizę, gdy ujawnia, że wiedział o jej dwuletnim, wiele lat temu przeżytym romansie z Rawlingsem. Nigdy na ten temat nie powiedział ani jednego słowa. Teraz, gdy mają opracować traktat pokojowy obowiązujący do czasu śmierci Elizy, Edmund poruszył tę bolesną dla niego sprawę. Mówią o zdradzie, padają ostre, nawet wulgarne słowa, ale oboje trzymają klasę. A Eliza szczerze i emocjonalnie tłumaczy: "To był mój jedyny wyskok. Dziki wyskok, ale był mi koniecznie potrzebny. Raz w życiu musiałam (-) zerwać więzy. Obalić zasady gry, których przestrzegaliśmy tak skrupulatnie. To było czasami bolesne, ale niezbędne. (-) Chciałam chociaż raz poznać uczucie spadania w otchłań... pędzenia ślepo przed siebie... patrzenia prosto w słońce. Gdybym tego nie zrobiła, nie mogłabym sobie teraz powiedzieć, że warto było żyć. Nie rozumiałabym pewnych zjawisk tak dobrze, jak je teraz rozumiem."
Eliza nie chce zmian, więc Edmund wychodzi do klubu, jak w każdą środę na brydża. Do Elizy przyjdzie na herbatę Jerry.
Wbrew pozorom to nie była łatwa rozmowa. Eliza wie o tym dobrze, dlatego dziękuje mężowi: "Kochanie, jak to dobrze, że jesteś oficerem i dżentelmenem".
Ukryj streszczenie