Czas akcji: okres zimnej wojny.
Miejsce akcji: ambasada USA lub innego państwa zachodniego w nieokreślonym kraju bloku wschodniego.
Obsada: 4 role męskie, 1 rola kobieca.
Druk: Sławomir Mrożek "Teatr 2", Noir sur Blanc, Warszawa 1996.
Sztuka w trzech aktach.
Dzień zaczął się źle: Ambasador zgubił spinkę od mankietu przed spotkaniem z Pełnomocnikiem lokalnego rządu, Pierwszy Sekretarz Ambasady - Otello odniósł się do przełożonego bez należytego szacunku, a Amelie, wezwana na pomoc, nie tylko nie pomogła w rozwiązaniu problemu spinek, ale oznajmiła, że ma dość bycia żoną Ambasadora: "Od dwudziestu lat jestem tylko dodatkiem do twojej kariery. Powiernicą polityka w piżamie, składnicą państwowych sekretów w sypialni. I nie życzę już sobie, żeby moje łóżko należało do ministerstwa spraw zagranicznych". Pełnomocnik nietaktownie zwrócił Ambasadorowi uwagę na brak spinki, po czym nieoczekiwanie rozwiązał problem: dzięki założonemu w ambasadzie podsłuchowi wiedział, że spinka wpadła do kosza na śmieci. Czułe mikrofony i sprawny wywiad to tylko jeden z dowodów wyższości systemu komunistycznego nad kapitalistycznym; Pełnomocnik stara się zdeprecjonować rząd Ambasadora i pokazać przewagę swoich władz i ideologii komunistycznej. W końcu przekazuje Ambasadorowi prezent - wielką kulę, którą nazywa globusem, choć nie ma na niej żadnych kontynentów. Kontynenty są dopiero "w opracowaniu" - "politycznie nie są jeszcze całkiem takie jak trzeba".
Przemowę Pełnomocnika, zapowiadającego powstanie "najlepszego ze wszystkich możliwych światów", przerywa stłumione wołanie "Ratuuunku!". Chwilę później z kuli wyłania się głowa uciekiniera; gdy Ambasador, nie tracąc zimnej krwi, proponuje mu drinka, Człowiek prosi o azyl. Ambasador, który niedawno objął placówkę, nie może zrozumieć pobudek jego czynu. Stwierdzenie "bo jestem tutejszy", które uciekinierowi wydaje się wystarczającym uzasadnieniem, nie trafia mu do przekonania. Ulega dopiero wobec argumentu prześladowań religijnych: "Oni nie pozwalają mieć duszy [...] oni za to biją". Wyznaje jednak, że uciekinier wybrał niewłaściwy moment: "Akurat wtedy, kiedy nam zależy na przyjaznych stosunkach z rządem pańskiego kraju". Ambasador próbuje porozumieć się z prezydentem swojego kraju, ale nie może uzyskać połączenia.
Pełnomocnik domaga się wydania zbiega, argumentując, że jest on przestępcą: "Nasz ustrój jest najlepszy na świecie. Ta wyższość stwierdzona jest i zatwierdzona przez naszą konstytucję, przez nią prawnie zagwarantowana. Uciekając od nas do was, ten osobnik wykazuje tym samym, że woli was od nas, czyli łamie prawo absolutnej wyższości. A więc występuje przeciwko prawu. Gwałci prawo, czyli jest przestępcą". Ambasador uważa jednak, że sprawa uciekiniera winna zejść na dalszy plan wobec pogwałcenia podstawowych umów przez uniemożliwienie komunikacji między ambasadą a rządem; jest przekonany, że łączność odcięła służba dywersyjna lokalnych władz. Pełnomocnik wydaje się zdumiony, a nawet wstrząśnięty informacją o odcięciu łączności; po chwili tłumaczy jednak Ambasadorowi, że brak odpowiedzi ze strony jego rządu dowodzi, iż rząd ten, podobnie jak całe państwo Ambasadora przestał istnieć. "Wszystko, co zostało z pańskiego rządu, to tylko pan i pańska ambasada tutaj. Jest pan sam". Lokalne władze zamierzają podtrzymywać fikcję istnienia państwa Ambasadora, bowiem nienawiść do zewnętrznego wroga jednoczy naród. Z tego powodu władze totalitarnego państwa gotowe są wypłacać pensje pracownikom ambasady, odbierać depesze i przysyłać instrukcje w imieniu nieistniejącego rządu. Honor nie pozwala jednak Ambasadorowi na przyjęcie roli agenta totalitarnego państwa, podobnie jak nie pozwala mu na wydanie uciekiniera.
Lokalne władze wyłączają prąd, ogrzewanie, wodę, gaz. Odchodzi żona, potem Pierwszy Sekretarz Ambasady. Ambasador wciąż odmawia wydania zbiega i nie przyjmuje prezentów - paczek z prowiantem i alkoholem od lokalnych władz - "upiera się, żeby dalej być ambasadorem [...] niezależnym". Gdy władze totalitarnego państwa stawiają ultimatum, Ambasador decyduje się bronić uciekiniera w imię honoru i przyzwoitości. Ukrywszy zbiega za fotelem, Ambasador siada z rewolwerem w ręku.
Ambasador nosi maski społecznych ról: ambasadora i męża; maski kryją jego wewnętrzną pustkę. W rozmowie z żoną przyznaje, że nie wie, kim jest "sam dla siebie, sam przed sobą", bez ambasady i żony. A przecież, jak mówi Amelie, "Prawdziwe istnienie nie polega na tym, jaki stosunek mają do ciebie inni [...] Człowiekiem jest się tylko wtedy, kiedy się w coś wierzy". Ambasador unika trudnych pytań: o porządek historii, ideały, czystość intencji, szlachetność motywów, autorytety. W rozmowie z uciekinierem pośrednio przyznaje, że nie wierzy w Boga. Kondycja ludzka zależy od położenia geopolitycznego: Ambasador "musi wierzyć w prezydenta, żeby być ambasadorem", Człowiek zza żelaznej kurtyny musi "wierzyć w Boga, żeby być człowiekiem".
Otello, odchodząc, mówi: "Pan jest człowiekiem honoru, a honor właśnie na tym polega, że nie bierze pod uwagę niczego ani nikogo. Honor nie liczy się z okolicznościami, z nikim i niczym. Honor jest najwyższą forma egoizmu". Dlaczego Ambasador decyduje się do końca bronić życia zbiega? Czy jest to gest człowieka honoru czy kabotyna? Czy Ambasador ratuje życie uciekiniera czy sens własnego życia?
Ukryj streszczenie