Sala tronowa w starym, zrujnowanym zamku. Król Bérenger I jest autokratycznym władcą niegdyś olbrzymiego, obecnie upadającego państwa. Nie ma już dworu, nie ma ministrów, jest tylko Strażnik pilnujący ceremoniału i pokojówka Julia zajmująca się wszystkim - dojeniem krowy, gotowaniem, sprzątaniem, uprawianiem ogrodu itd. Mury zamku pękają, kaloryfery nie grzeją, słońce i chmury nie słuchają rozkazów. Pierwsza małżonka, królowa Małgorzata, stwierdza, że król już nad niczym nie panuje i powinien umrzeć. Druga małżonka, królowa Maria, nie chce tego przyjąć do wiadomości, rozpacza i usiłuje osłodzić ukochanemu mężowi schyłek życia. Lekarz, który jest zarazem "chirurgiem, katem, bakteriologiem i astrologiem" potwierdza słowa Małgorzaty, że nie ma ratunku i król umrze za półtorej godziny. Bérenger protestuje: "Umrę, kiedy będę chciał. Jestem królem, ja decyduję." Ale i Lekarz, i Małgorzata tłumaczą mu, że utracił już władzę podejmowania decyzji, tak jak nie potrafi zapobiec swojej chorobie.
Rzeczywiście Król czuje się coraz gorzej, z trudem wstaje i siada, korona co chwila spada mu z głowy. Maria stara się mu pomagać, zachęca do wydawania poleceń, pociesza, nie pozwala myśleć o śmierci. Małgorzata przeciwnie - uważa, że do tak istotnego wydarzenia należy się przygotować starannie i z zachowaniem odpowiedniego ceremoniału. Okrutnie wylicza pozostały czas. Lekarz patrząc w gwiazdy ogłasza, że "w rejestrze wszechświata Jego Królewska Mość figuruje jako nieboszczyk".
Król krzyczy, że nie chce umierać, ale w szybkim tempie starzeje się, siwieje, przybywa mu zmarszczek. Czuje się oszukany, mówi: "Obiecano mi, że dopiero wtedy umrę, gdy sam tak postanowię", ale Małgorzata tłumaczy: "Bo myślano, że wcześniej się zdecydujesz. Zasmakowałeś we władzy. [...] Odkładałeś przygotowania już nie na dziesięć lat, ale na pięćdziesiąt. A potem z jednego stulecia na drugie."
Lekarz poucza władcę, że obowiązkiem króla jest umrzeć z godnością. Małgorzata oczekuje, że Król wypowie zdanie, które przejdzie do historii, ale jest gotowa wymyślić je sama, jeśli Król nadal będzie rozpaczał i płakał.
Troskliwa pokojówka Julia przywozi dla Króla fotel na kółkach, ciepły pled, chce zrobić choremu zastrzyk. Król protestuje jak dziecko i domaga się korony i berła jak swoich zabawek. Budzi to współczucie Marii i pogardę Małgorzaty.
Lekarz przypomina Królowi prowadzone przez niego wojny (było ich 183), odwagę w bojach oraz w zabijaniu wrogów i rywali. Małgorzata wypomina Królowi, że zamordował także swoich braci, jej rodziców oraz wszystkich kuzynów i ich rodziny. "Wymagał tego interes państwa" - odpowiada Król, a Małgorzata ripostuje: "Twoja śmierć również leży w interesie państwa."
Król nie może znieść myśli, że po jego śmierci ludzie nadal będą się śmiali, tańczyli, żyli. Chciałby, żeby płakali, rozpaczali, żeby jego imię było uwiecznione we wszystkich podręcznikach historii, żeby spalono wszystkie inne książki niż te o nim i jego panowaniu, żeby jego posąg stał w każdym mieście, jego podobizna wisiała we wszystkich urzędach, jego imieniem były nazywane wszystkie samoloty i okręty, żeby nigdy o nim nie zapomniano.
W końcu Król wzywa wszystkich zmarłych, aby nauczyli go obojętnie, pogodnie i z rezygnacją przyjąć śmierć. Walczy ze swą słabością, kilkakrotnie podnosi się i upada. Chce dojść do tronu, ale już nie daje rady i siada w fotelu na kółkach. Lekarz konstatuje, że co prawda nie można spodziewać się po Królu "śmierci wzorowej", ale jest nadzieja, że "zachowa się mniej więcej przyzwoicie" i "umrze ze śmierci, nie ze strachu".
Na prośbę Króla Julia opowiada o swoim niezwykle ciężkim życiu, wypełnionym nieustanną pracą. Król zachwyca się wszystkim, bo każdy gest, a nawet ból, jest oznaką życia i już przez to samo jest cudowny.
Maria wzywa męża do życia w imię miłości, bo "jeśli kochasz absolutnie, to śmierć się oddala". Ale nie ma już powrotu. Król przyznaje, że to koniec, że umiera. Chwilami pragnie, żeby wszystko umarło wraz z nim, a chwilami woli, żeby wszystko po nim zostało. To niezdecydowanie Lekarz i Małgorzata uznają za objaw "zwyrodnienia mózgu".
Strażnik długo wymienia zasługi Króla, który jakoby wykradł ogień bogom, wymyślił proch, samolot, kolej, samochód i telefon, "zaprojektował wieżę Eiffla", zgasił wulkany, zbudował Rzym, Nowy Jork, Moskwę, Paryż, napisał Iliadę i Odyseję, pisał sztuki pod pseudonimem Shakespeare, a "niedawno wynalazł rozbicie atomu". Jednak teraz Król nic już nie pamięta i tylko wspomina ukochanego kotka, którego zabił pies sąsiadów. Wszyscy zaczynają wymieniać zalety i wady Króla, tak jakby już nie żył. Najbardziej mają mu za złe, że "nie chciał nic zostawić po sobie", że wszystko zabierze w przepaść. Mówią o nim, jak o bogu, który wszystko stworzył - pory roku, drzewa i kwiaty, góry i morza, słońce i ogień, miasta i ludzi.
Słychać serce Króla, bijące nierówno i rozpaczliwie. Walą się ściany zamku. Król już nikogo nie poznaje, po chwili zupełnie traci wzrok. Znikają też kolejne postacie: najpierw Maria, potem Strażnik i Julia. Odchodzi Lekarz. Zostaje tylko Małgorzata. Tłumaczy mężowi podobieństwo między życiem i snem, a potem symbolicznie przecina nici, które jeszcze wiązały go ze światem. Zdejmuje z niego niewidzialne ciężary: kule u nóg, worek na plecach, karabin, szablę i skrzynkę z narzędziami. Odrzuca też całą przeszłość i wspomnienia, wyprowadza go na nową drogę, w nieznane. Kieruje jego krokami, ale coraz bardziej z oddali. Doprowadza go do tronu, na którym Król zasiada już jako skamieniała figura. Równocześnie stopniowo wszystko niknie, łącznie z Małgorzatą i zamkiem. Na koniec niknie także Król na tronie. Zostaje tylko szara poświata i pustka.
Ukryj streszczenie