autor: Jan Krzysztofczyk
prapremiera polska: 25 marca 2006
Czas akcji: rok 1949.
Miejsce akcji: Polska.
Obsada: 20 ról męskich, 6 ról kobiecych.
Druk: "Dialog" nr 3/2006.
Stefan, który podczas wojny walczył w AK, po wojnie wstąpił do UB, żeby, jak sam tłumaczy, widzieć co się tam dzieje i zapobiegać "ich" zbrodniom. Jednak jego temperament i nienawiść do chamstwa, kłamstwa i nieprawości nie pozwalają mu siedzieć cicho. A zdarzyło się, że obił i wyrzucił z tramwaju kapitana milicji, bo wyzywał pasażerów od bandytów akowskich, a to pobił do nieprzytomności na oczach zebranych prelegenta w powiecie, bo ten mówił, że "pogrom kielecki" zaplanowali polscy gestapowcy, w końcu zastrzelił dwóch oficerów UB, gdy chcieli zgwałcić dziewczynę. Teraz odwiedza na wsi rodziców, stara się nikomu w okolicy nie wpaść w oczy, bo oficjalnie od czterech lat nie żyje i występuje pod innym nazwiskiem. W chałupie rodziców odwiedzają go dwaj oficerowie UB, są oburzeni jego postępkiem - jak mógł dla tak błahej sprawy narazić o wiele ważniejsze sprawy prowadzone przez Urząd.
Stefan odwiedza starego znajomego - Proboszcza, opowiada trochę o sobie, ostrzega, że wkrótce UB umieści na jego stanowisku księdza, który będzie z nimi współpracował i wydawał im ludzi. Stefan przyszedł się pożegnać, bo UB wydało na niego wyrok śmierci. Pyta, jak to jest z zabijaniem w oczach Boga, jest przecież przykazanie "nie zabijaj", nie ma mowy, że można zabijać na wojnie. Ksiądz tłumaczy mu, że wojna rządzi się innymi prawami. Stefan się z tym nie zgadza, morderstwo to morderstwo. W czasie wojny za zabijanie dostaje się medale, a robiąc to samo w czasie pokoju zostaje się bandytą. Opowiada księdzu, jak zginęli wspólni znajomi, mówi o morderstwach i straszliwych okrucieństwach, o tym, jak sam zabijał, nawet dzieci, starców i kobiety, żeby oni nie zabili jego. Ksiądz jest przerażony. Stefan stwierdza, że Bóg będzie miał z nim kłopot - albo odznaczy go skrzydłami anioła, albo ześle do samego piekła.
Stefan zgłasza się do Młynarza, chce pracować. Młynarz chętnie przyjmuje go przekonawszy się o jego sile. Wypytuje Stefana, co robił w czasie wojny. On przedstawia się jako Jasiek i zapewnia, że robił w polu, a do walki nie poszedł, bo bał się Niemca. Młynarz chwali się, że jego synowie walczyli, a jego żona zauważa, że przez to o mało co nie zabili ich Polacy, co mieli rząd w Londynie, bo oni mieli gdzie indziej. Cieszą się z silnego parobka, bo jeden syn poszedł pracować w UB, a drugi będzie milicjantem. Młynarzowa prosi Stefana, żeby zabił karpia, on odmawia, nie zabija.
Basia, córka gospodarzy, która przyjechała tu na ferie, a studiuje w Warszawie psychologię, pokazuje Stefanowi swój indeks, z prawie samymi piątkami. Jest nieco zdziwiona wykształceniem parobka swojego ojca. Nakrywa go jak rysuje ją w różnych pozach w swoim szkicowniku, domyśla się, że on się tu ukrywa. On coraz bardziej jej się podoba, a ona jemu. Dzięki Stefanowi, Basia odkrywa, że również z mężczyzną można "iść do nieba", dotychczas udawało jej się to tylko z koleżanką, a jedyne jej dotychczasowe doświadczenie z mężczyzną zostawiło koszmarne wspomnienia. Basia zakochuje się w Stefanie, on jest tym zmartwiony, uważa, że to zły wybór.
Młynarze cieszą się, bo niebawem odwiedzi ich z kolegami Rysiek, syn, który jest kapitanem UB. Miał przyjechać wcześniej, ale musieli szukać po całej Polsce jakiegoś uciekiniera.
Przyjeżdża Rysiek z kolegami, mają zdjęcie Stefana, rozpoznają go. Basia namawia go, żeby uciekał do Warszawy i schronił się w jej mieszkaniu. Stefan nie chce uciekać. Przychodzi na przyjęcie na cześć gości, ubecy piją wódkę, ale mają pistolety pod ręką. Jeszcze nie są do końca pewni, że znaleźli tego, którego szukają, zwłaszcza, że Stefan udaje wiejskiego przygłupka, a Basia zapewnia wszystkich, że tak nierozgarniętego parobka jeszcze nie widziała. Coraz bardziej pijani ubecy odgrażają się, że złapią wroga ludu i wyciągną z niego wszystkie potrzebne im informacje. Nazywany Stachem chwali się swoim pomysłem na tortury, dostał nawet za to awans na porucznika. Wymyślił, żeby przy przesłuchaniach używać czołgu. Bierze się żonę takiego zatwardziałego wroga systemu i jeśli on nadal nie chce mówić, przejeżdża się jej czołgiem po nogach. Młynarz zauważa, że ten z sąsiadów ze wsi, którego mieli dopaść, nie ma już żony, zmarła rodząc córkę. Ubecy nie widzą problemu - weźmie się pod czołg młodą sukę. Ubecy są już pijani. Idą spać do stodoły, ale w chałupie zostaje śpiący na stole, zupełnie pijany, Nazywany Stachem. Stefan staje nad nim, przygląda mu się przez chwilę, po czym skręca mu kark.
Gdy Basia przynosi Stefanowi śniadanie, on mówi jej, że Nazywanego Stachem znaleziono pod dębem ze złamanym karkiem, musiał spaść po pijanemu. Basia namawia go, żeby wziął klucz i uciekał do Warszawy. Stefan zapewnia ją, że teraz Rysiek będzie miał inne zmartwienia. Ostrzega ją też, że będą ją przesłuchiwać, a brat pierwszy ją aresztuje, jeśli tylko wyda mu się podejrzana. Basia nie wierzy, przecież to jej brat. Stefan tłumaczy, że jej brat wysługuje się sowietom, a dla nich to nie ma znaczenia, Dzierżyński wydał wyrok na swoją matkę, Stalin na swojego syna. Basia boi się o niego, chce z nim być, prosi, żeby jej nie zostawiał. Stefan obiecuje, że odwiedzi ją w Warszawie.
Prokurator i Kapitan UB prowadzą śledztwo. Basia opowiada, że denat strzelał do tego drzewa i wlazł na nie sprawdzić celność strzałów, a podobało mu się tak bardzo, że chciał na nim spać. Młynarzowa twierdzi, że był zbyt pijany, żeby choćby utrzymać się na nogach. Stefan sugeruje, że może ktoś pomógł mu wejść na drzewo. Prokurator z Kapitanem jeszcze raz oglądają zwłoki pod drzewem, ułożenie ciała wskazuje wyraźnie, że denat spadł z drzewa. Zabierają Ryśka i jego kolegę na dalsze przesłuchania.
Stefan w garniturze, z walizeczką, siedzi na ławce w warszawskim parku. Zaczepia go tubylec, Ziutek, i ostrzega, że tu przesłuchują szczegółowo każdego, kto powraca z wojennej tułaczki. Wypytują, co robił przed wojną, co w jej czasie, a co po wojnie. Jeśli okaże się, że walczył w czasie wojny, to trafia do więzienia na dłużej, żeby można było sprawdzić, czy walczył po właściwej stronie. On handluje swetrami, to trefny towar, bo swetry przypłynęły z Ameryki. Proponuje Stefanowi spółkę. Idą razem na Bazar Różyckiego, handlują, ale jest milicyjna łapanka. Ziutek z rozpaczą stwierdza, że trzeba porzucić towar. Stefan każe mu wziąć swetry i swoją walizkę i iść za sobą. Pokazuje milicjantom jakąś legitymację i wychodzą z obławy ratując towar. Ziutek jest zaskoczony, pyta, kim on jest. Stefan przedstawia się jako Andrzej. Chciałby tu znaleźć pracę. Ziutek prowadzi go do Kaziuka. Gdy okazuje się, że Stefan umie powozić, dostaje pracę przy rozwożeniu węgla, a żeby się nie zgubił, dostaje do pomocy tubylca.
Do warszawskiego mieszkania wraca Basia stęskniona za Stefanem. Musiała zostać trochę dłużej w domu, bo przyjechał Rysiek. Dostali z kolegą miesięczny urlop i przeniesiono ich do milicji. Stefan ma nadzieję, że przynajmniej nie będą jeździli po ludziach czołgami. Basia mówi mu, że gdyby nie ten wypadek, jej brat by go aresztował, pokazuje w gazecie list gończy z jego podobizną. Dowiaduje się, że przed wojną studiował na ASP. Nie podoba jej się to, że rozwozi węgiel, uważa, że powinien malować i być wolnym słuchaczem na ASP, a żyć będą za jej pieniądze. Stefan się z tym nie zgadza, woli zarabiać na siebie.
Stefan na zajęciach w ASP rysuje wraz ze studentami. Profesor przygląda się jego rysunkowi przedstawiającemu zakłopotanego Boga i klęczącego przed nim młodzieńca z pistoletem wycelowanym w kobiety i dzieci. Profesor chce, żeby Stefan przyszedł do niego, gdy skończy pracę. Stefan przeprasza, ale nie wie, czy będzie to możliwe, nie wie, czy kiedykolwiek skończy malować ten obraz.
Stefan nie pracuje już przy węglu. U Kaziuka była w nocy rewizja i go zamknęli. Teraz Stefan pracuje przy pogrzebach, nosi trumny w konduktach. Okazało się jednak, że pogrzeb jednego z akowców był obstawiony, a Stefan znów zastrzelił dwóch ubeków. Udało mu się uciec, ale szukają go w całym mieście. Ziutek obiecuje, że w nocy bezpiecznie wywiezie go z miasta.
Stefan pracuje jako drwal. Leśniczy (również były akowiec) podziwia jego sprawność w posługiwaniu się siekierą. Wraz z żoną zapraszają go na wigilię. Są nieco onieśmieleni drogimi prezentami od niego. Stefan tłumaczy, że pieniądze nie są ważne, to tylko papierki, ważni są ludzie, a tych jest niewiele na świecie, bo reszta nie jest warta wspomnienia. Mała córeczka Leśniczego prosi gościa, żeby jej coś narysował. Rysuje wypaloną warszawska kamienicę i śmierć dziewczyny ze swojego oddziału.
Stefan odwiedza Proboszcza przeniesionego tu z jego rodzinnych stron. Dowiaduje się, że jego matka nie żyje, a ojciec po przesłuchaniach na UB ma strzaskane kolano, poparzoną twarz i brakuje mu kilku palców. Proboszcz mówi mu też o szukających go akowcach. Stefan wie o tym, chcą na nim wykonać wyrok.
Basia cieszy się, że Stefan żyje i że wrócił. Chciałaby, żeby razem wyjechali. Mówi mu, że ktoś ją śledzi. On prosi, żeby jutro szła bardzo powoli, a on się tym kimś zajmie.
Basia i Stefan w jego domku w lesie. Odwiedzają też Proboszcza. Stefan relacjonuje księdzu, że przestrzelił kolano jednemu z trzech chcących go dopaść akowców. Proboszczowi podoba się dziewczyna Stefana, poleca mu spędzić z nią resztę życia. Stefan zapewnia, że spędzi z nią całą resztę życia i będzie z nią prawie do samej śmierci.
Basia denerwuje się, że Stefan znów siedzi przed swoim niedokończonym obrazem przedstawiającym Pana Boga, nie lubi tego obrazu, a poza tym znów ktoś ją śledzi.
Stefan pokazuje Basi swój dom, ojca, brata i siostrę. Prosi rodzinę, żeby zaopiekowali się nią, gdy jego już nie będzie, żeby zawsze mogła na nich liczyć. Stefan mówi ojcu, że chciałby tu leżeć w rodzinnym grobowcu. Ojciec uważa, że syn powinien pochować ojca, a nie odwrotnie.
Basia jest przestraszona, bo ktoś obserwuje ich domek w lesie. Stefan wychodzi, słychać strzały.
Stefan opowiada Proboszczowi, że utopił na bagnach kolejnego ścigającego go akowca, gdy ten wystrzelał cały magazynek.
Stefan wychodzi na skraj lasu, widzi siedzącego, odwróconego plecami mężczyznę. Odbezpiecza pistolet. Patrzy przez chwilę, po czym zabezpiecza broń i wycofuje się do lasu.
Stefan w swoim domku przesuwa stół tak, żeby był widoczny przez okno, kładzie na nim swój obraz, kończy go, siada tyłem do okna.
Ojciec i Proboszcz rozmawiają o śmierci Stefana, o tym, że ubowcy byli wściekli, że zastali go już martwego. Ksiądz wspomina, że Stefan bał się, że Bóg będzie miał z nim kłopot.