W małym mieście nadmorskim w południowej Norwegii bracia Stockmannowie cieszą się wysokim poważaniem i pozycją społeczną. Tomasz jest lekarzem i kieruje miejscowym zakładem hydropatycznym, Piotr - burmistrzem. Zakład, który jest chlubą i jednym z podstawowych źródeł dochodów miasta, to ich wspólne dzieło: Tomasz stworzył naukowe podstawy działalności, Piotr uruchomił przedsięwzięcie. Jako ludzie ambitni lubią podbierać sobie wzajem główne zasługi. Ich odwieczne braterskie animozje są jednak niczym wobec burzy, która szykuje się w miasteczku.
W minionym roku zbyt dużo chorób przytrafiło się kuracjuszom. Skrupulatny Tomasz Stockmann postanowił przeprowadzić badania. Wyniki wypadły przygnębiająco: wody, które stanowią podstawę terapii stosowanej w zakładzie, są zarażone nieczystościami z błędnie zaprojektowanego kolektora. Zamiast leczyć, zakład truje swoich pacjentów. Doktor ma naturę weredyka. Aż pali się, ażeby wyniki dociekań rozpowszechnić w miasteczku, żeby ostrzec, przerazić, a przy okazji i popisać się własną wszechwiedzą. Prowincjonalna mikrospołeczność pełna frakcji, stronnictw i klik zbiera się do wojny. Opozycyjny redaktor miejscowego dziennika zaciera ręce i szykuje kampanię. "Uważam - peroruje - że dziennikarz postępuje karygodnie, jeśli nie korzysta z nadarzającej się sposobności, by oswobodzić poniżone i uciskane masy ludowe. Zdaję sobie doskonale sprawę, że obóz rządzący nazwie moją akcję podjudzaniem, ale cóż mnie to obchodzi, jak długo mam czyste sumienie." "Nie zaszkodzi - dodaje właściciel drukarni, przewodniczący Stowarzyszenia Właścicieli Domów i szef Towarzystwa Abstynentów - jeśli my, drobni mieszczanie, staniemy za panem doktorem. Stanowimy, żeby się tak wyrazić, zwartą większość w mieście."
Burmistrz rusza do kontrataku. Najpierw perswaduje bratu i ostrzega go, by ten nie pchał się w awanturę. W trakcie dyskusji, jeszcze w miarę spokojnej, pada znamienna wymiana zdań.
DOKTOR STOCKMANN Czyż nie jest obowiązkiem obywatela podzielić się z ogółem obywateli nową ideą?
BURMISTRZ Ogół obywateli nie potrzebuje nowych idei. Ogół obywateli czuje się najlepiej ze starymi, uznanymi ideami, z którymi się oswoił.
Gdy zaś perswazja nie skutkuje, burmistrz wytacza ciężkie działa. Stwierdza, że "człowiek, który potrafi tak szkalować własne miasto rodzinne, musi być wrogiem społeczeństwa" i rozpoczyna kampanię przeciw bratu. Dysponuje zaś argumentem nie do odparcia. Otóż odkrycia doktora, gdyby wyciągnąć z nich wnioski, prowadziłyby do przebudowy kolektora i do zamknięcia zakładu na jakieś dwa lata; pierwsze skutkowałoby pożyczką obywatelską, gdyż budżet miasta nie ma środków na taką inwestycję, drugie rujnowałoby bezpośrednio większość rodzin żyjących z zakładu. Uświadomienie sobie tych skutków radykalnie odwraca społeczną sympatię. Miejscowa gazeta nie ma już ochoty na publikację niemiłych enuncjacji, a gdyby doktor chciał je drukować własnym sumptem, odmówi mu drukarnia - własność przywódcy "zwartej większości", właśnie zmieniającej front.
Uparciuch jeszcze usiłuje przedłożyć swoje racje w postaci publicznego wykładu. Z maestrią, która od 1882 roku w niczym się nie zestarzała, Ibsen portretuje mechanizm zagłuszenia niemiłej prawdy przez wygodne kłamstwo z pomocą manipulacji, rozkręconej demagogii, stadnej histerii, wszechogarniającego ostracyzmu. Doktor, owszem, ułatwia zadanie nieprzyjaciołom, obrażając w ferworze polemiki także tych, którzy mogliby stać się sojusznikami. "Najstraszliwszym wrogiem prawdy i wolności wśród nas... jest zwarta większość - krzyczy natchniony mówca. - Tak jest, przeklęta, zwarta, liberalna większość. To ona! Teraz już wiecie. [...] Słuszność nie jest nigdy tam, gdzie większość."
Takich słów się nie wybacza, pycha Tomasza Stockmanna ukarana zostaje straszliwie. Odwracają się wszyscy. Część ze zwykłą, bezpośrednią mściwością, a część ze wstydliwym tłumaczeniem: nie śmieliby sprzeciwić się powszechnej opinii. Burmistrz, spiritus movens napaści, wyrzuca brata z funkcji naczelnego lekarza zakładu, gdyż "nie śmiałby się sprzeciwić..."; oto ostracyzm wyalienował się swoim sprawcom, zyskał niezależny byt.
Wydawałoby się, że niżej, niż upadł Tomasz Stockmann, upaść niepodobna, a tu niespodzianka: okazuje się, że teść doktora, właściciel garbarni (skądinąd najmocniej trującej), wykupił za bezcen akcje upadającego zakładu. I społeczność miasteczka nagle wszystko rozumie, na swoim, rzecz jasna, poziomie: to była tylko polityczno-biznesowa gra. Teraz doktor wycofa się z oskarżeń, akcje odzyskają wartość, a klika burmistrza zbankrutuje. Redaktor dziennika razem z przywódcą "zwartej większości" poklepują osłupiałego Tomasza po ramieniu, szepcząc tylko z wyrzutem: szkoda, że wcześniej pan nas nie wtajemniczył. Pojawia się i sprytny teść-garbarz. W akcje zakładu, powiada, włożył
pieniądze przeznaczone na zabezpieczenie bytu swojej córki i wnuków. Jeśli doktor skłamie - odwoła oskarżenia - odzyskają wartość, jeśli nie, zniszczy swoim uporem przyszłą egzystencję rodziny. Tomasz Stockmann staje przed niezwykle trudnym wyborem, zwłaszcza że i on, i jego rodzina stracili mieszkanie, pracę, możliwość egzystencji w mieście.
"Brak tlenu osłabia sumienie - mówi lekarz w najdramatyczniejszej i skrajnej tyradzie. - A w wielu, bardzo wielu domach naszego miasta dopływ tlenu musi być niedostateczny, skoro cała zwarta większość może być tak dalece pozbawiona sumienia, żeby chcieć budować przyszłość miasta na bagnie kłamstwa i oszustwa. Tak bardzo kocham moje rodzinne miasto, że wolałbym je zniszczyć, niż przyglądać się, jak kwitnie w kłamstwie. Nie będzie nieszczęścia, jeśli się zniszczy kłamliwe społeczeństwo. Trzeba je zmieść z powierzchni ziemi, powiadam! Wszystkich ludzi żyjących w kłamstwie należy wytępić jak drapieżne, szkodliwe zwierzęta. To wy rozwleczecie w końcu zarazę po całym kraju; doprowadzicie do tego, że cały kraj będzie zasługiwał na zniszczenie. I gdyby do tego doszło, wtedy powiem z głębi serca: niech przepadnie cały kraj! Niech zginie cały naród."
Można wyjąć cały ten liczący sobie prawie sto dwadzieścia pięć lat monolog in extenso i włożyć go do jednego z najbardziej zbuntowanych tekstów dramatycznych powstałych ostatnio - do "Tlenu" Iwana Wyrypajewa. Pasować będzie jak ulał.
Jacek Sieradzki
Ukryj streszczenie